Type and press Enter.

Carroll nie gra fair (ale to nie szkodzi) / Białe jabłka

UWAGA PIERWSZA: DEUS EX MACHINA

To jest stale powtarzające się Deus ex machina”, stwierdza Marcin w trakcie podróży tramwajem przez przemoknięty Kraków, zagadnięty o to, co o Carrollu myśli, „choć nie do końca, to jest jednak coś innego”, dodaje. Deus ex machina w znacznie szerszej skali i żywszym rytmie, ustawicznie powtarzającym się niemal na całej długości książki, potwierdzam po lekturze Białych jabłek. Trochę to zuchwałe, trochę to bezczelne, czy będziemy się na autora gniewać, czy mu przyklaskiwać, okaże się gdy już sięgniemy, w trakcie lektury.

UWAGA DRUGA: YOU’RE NO FUN ANYMORE

Żart powtarzany po wielokroć przestaje bawić. W opowiadaniach Carroll trzymał się bardzo ładnego rytmu: jedno opowiadanie, jedno skrzywienie świata. Czytelnik wpadał w ten rytm: poznanie, zdziwienie, reakcja. W Białych jabłkach, powieści, rytm ten się zapętla.

W pierwszym rozdziale (dowiadujemy się tego już z noty na okładce, więc spoiler umiarkowany) bohater odkrywa, że nie żyje. Niezły punkt wyjścia, muszę przyznać, ładnie można na nim oprzeć opowieść co też dzieje się i wychodzi całkiem przyjemnie, aż do momentu kolejnego zwrotu, ciskającego historię na zupełnie nowy tor. A później kolejnego. I kolejnego.

W połowie książki byłem na tyle zniechęcony, że chciałem ją wypieprzyć przez okno w pociągu. Pewna karność w doczytywaniu książek do końca i wizja kary wpłacanej w bibliotece, odwiodły mnie jednak od tego hultajstwa, i do końca dzielnie doczytałem. Całe szczęście, gdyż w drugiej połowie owe zaskoczenia są całkiem ciekawe, tak, że do ostatniej strony, zdążył zakwitnąć we mnie swego rodzaju zapał czytelniczy. To miłe ze strony autora, gdy nie naprzykrza się odbiorcy w lekturze swojego dzieła.

UWAGA TRZECIA: CARROL NIE GRA FAIR

Carroll nie gra fair. I o ile w jego opowiadaniach cieszyło mnie to ogromnie, o tyle w powieści potrafiło okazać się sporym zgrzytem. Opowiadanie opowiadaniem – nagły zwrot akcji zmuszał do szybkiej adaptacji w nowym środowisku, to było dobre.

W powieści wygląda to jednak zupełnie inaczej. Jako czytelnik, gdy gram w grę zwaną powieścią, olbrzymią radość czerpię ze znajdowania w niej jej mechanik i reguł, podług których się toczy. Coś się w niej zdarza a ja, wtajemniczony już przez autora w mechanizmy obracające wydrukowanym światem, dodaję dwa do dwóch i z satysfakcją aktywnie biorę udział w narracji, zręcznie wychwytując niedopowiedzenia i sugestie. Rzecz jasna wszelakiej maści zwroty akcji i zaskoczenia są mile widziane. Ale tym, co stanowi o ich sile jest to, że stanowią one element krajobrazu, który znienacka odgrywa inną rolę, pojawia się w nowym świetle, zaskakuje. Ale zaskakuje w ramach znanych czytelnikowi mechanik.

Carroll oszukuje – zmienia reguły w trakcie gry. Wyciąga asy z rękawów, podmienia figury, gdy czytelnik nie patrzy… Przykłady. Zawieszona nad przepaścią akcja, toczy się nagle dalej dzięki pojawieniu się nowej, nieznanej postaci. Ktoś dokonuje czegoś niemożliwego i jedynym wyjaśnieniem niemożliwości jest, że jednak można tak robić, no bo tak. Króliki z kapeluszy, asy z rękawów, zapodziana moneta nagle odnaleziona w kieszeni. I sam nie wiem czy bardziej się o to na autora złoszczę, czy z tego cieszę, w końcu zaskoczeń nie brakuje. Należy jednak pamiętać, że zaskoczenia te bardzo często tłumaczą się jedynie owym: „no bo tak”, trochę satysfakcji jednak im ujmującym.

UWAGA CZWARTA: CKLIWOŚĆ

Ckliwość kilku scen srodze przetestowała moją odporność na mdłości. Na szczęście nie jest to stały element Białych jabłek, niemniej jednak od czasu do czasu potrafi Carroll przysolić.

Na przykład scena z lodami i łyżeczką i, jakże banalne: „zachowuję ową łyżkę plastikową na pamiątkę tego wieczoru, najlepszego w moim życiu, odtąd na sercu nosił ją będę” (to parafraza, nie cytat, cudzysłów ma zbijać z tropu). Do tego kilka niesamowicie błahych monologów, albo, co gorsza, dialogów między zakochanymi, sprawiających wrażenie, że to nie dorośli ludzie po czterdziestce, a nastolatkowie je wygłaszają.

Pamiętać należy też, że, jak już pisałem, nie jest to normą i zdarzają się rozmowy ciekawsze.

UWAGA PIĄTA: PODSUMOWUJĄCA

Mimo usilnych starań, autorowi nie udało się zepsuć powieści. Trochę namącił wspomnianymi dialogami i stałymi zwrotami: czasem miałem wrażenie, że kolejne zmiany wrzucane są tutaj losowo, jakby autor rzucał monetą podejmując kolejne decyzje o rozwoju fabuły. Na szczęście w porę ową monetę zgubił i do końca musiał pisać już samodzielnie. Książkę, mimo sporych pokładów zniecierpliwienia po drodze, kończę z pewną satysfakcją i zadowoleniem płynącymi po trochu z ciekawej opowieści, po trochu z dziwaczności i zuchwałego kluczenia autora.

WASZ PAWEŁ M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *