Pierwsze moje spotkanie z Krzysztofem Boruniem szczęśliwie odbywa się przez lekturę zbioru opowiadań. I tak oto miast jednego pomysłu, jednej wizji, jednej opowieści, dostaję takich pakietów aż pięć, w dodatku pod wieloma względami zróżnicowanych i, co tu dużo mówić, dobrych.
W oczy, od samego początku rzuca się wielka świadomość i rozmysł z którymi Boruń operuje narracją. Tylko w jednym z pięciu tekstów opowieść snuje trzecioosobowy narrator, w pozostałych przypadkach, relację z wypadków zdają ich bezpośredni uczestnicy. Jako, że przedstawiane tutaj wydarzenia to zajścia często gwałtowne, ich świadkowie często tracą wątek, mieszają fakty, błędnie oceniają sytuację. A przecież ich opowieści są oknem, przez które czytelnik śledzi kolejne opowiadania, co za tym idzie wizja świata jest tu płynna, zmienna i gwałtowna, zmieniająca się z akapitu na akapit.
I tak na przykład w Algach historię poznajemy w formie dziennika pokładowego, spisywanego przez dowódcę międzyplanetarnej misji badawczej. Kolejne wypadki każą mu podejrzewać, że wśród załogantów znajduje się sabotażysta. Rozwój wydarzeń, narastająca paranoja, błędne oceny i wyznaczanie kolejnych kozłów ofiarnych, nadają wyprawie prawdziwie tragiczny charakter. Wydarzenia z dnia na dzień obracają się o sto osiemdziesiąt stopni, bohaterowie brną coraz głębiej w paranoiczną nieufność, jednocześnie zbierając owoce niesłusznych osądów dni poprzednich… świetna rzecz o izolacji i paranoi…
W Fantomie bezimienny narrator opowiada, również bezimiennemu słuchaczowi, o pewnej fikcyjnej postaci – starym generale i historii jego śmierci. We wszystkim wcale ważną rolę odgrywa przyrząd zwany złudnikiem. Boruń, świetnie prowadząc narrację, nie wdaje się w zbędne opisy, przecież narrator i jego adresat doskonale wiedzą o czym mowa, obecność niewidzialnego dla nich czytelnika mało autora obchodzi. Ten, nieborak, wszystkiego musi domyślić się sam. Sama powiązana ze złudnikiem (połączeniem kina, gry i VR-u) historia, przywodzi na myśl Kongres Futurologiczny i Dicka, stale gdybającego przecież nad ucieczką od rzeczywistości. Świetnie.
Cogito ergo sum przynosi niemałe skojarzenia z lemową Maską. Tutaj też, z pewnego powodu, bohater musi odnaleźć sposób na odbieranie i rozumienie świata (wszystko dzieje się na pograniczy snu, śmierci, jakiegoś dziwnego pół-bycia), kolejne opisy są więc jak błądzenie po omacku, próba opisu krajobrazu widzianego z zamkniętymi oczami.
Świetne są te momenty, w których coś zdarza się poza polem widzenia czytelnika. Unoszący się w gęstej mazi, czekający na śmierć bohater Trzeciej możliwości opowieść o wydarzeniach ostatnich dni (zawierającą ciekawą wizję pierwszego kontaktu) zapisuje w formie dziennika audio, co chwila przerywając ją z powodu czynników zewnętrznych, których czytelnik nie dostrzega. Kapitan w Algach niejednokrotnie przerywa dziennikowy zapis, by zająć się nagłymi wypadkami, mającymi miejsce na pokładzie, o których później kilka słów pisze, albo i nie pisze. Narrator Fantomu prowadzi monolog, w którym uwzględnia zdania swojego rozmówcy, których czytelnik jednak nie widzi.
Dawno już nie byłem pod tak wielkim wrażeniem konstrukcji narracji. Wpływa ona znacząco na dynamikę opowieści, na jej nieprzewidywalność – przecież narrator tak samo jak odbiorca, nie ma pojęcia o tym, co zdarzy się lada moment. Opowiadanie samo w sobie jest narzędziem potęgującym niepokój.
Skupiłem się tutaj całkowicie na opisaniu tego, jak Boruń opowiada, jak w Toccacie przedstawia czytelnikowi świat, zatem są to sprawy w zasadzie techniczne. Jednak nie tylko one zasługują na wyróżnienie. Same historie, choć dziś już wielokrotnie powielone, a i wtedy – na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku – żywo poruszane, mimo wszystko robią wrażenie. Boruń, pisząc w żywym i bogatym dla SF okresie (równolegle z Lemem i Dickiem), potrafi się obronić, zachować pewną oryginalność. Dociera głęboko, przygląda się naszym pragnieniom, lękom, stawia bohaterów w sytuacjach dziwnych, niejednokrotnie ekstremalnych, jeszcze raz dowodząc, że SF to nie jest gatunek o laserach i robotach, tylko o człowieku. I częściowo przez tematykę, a częściowo przez ludzką, niemalże organiczną narrację, udaje się Boruniowi do tego człowieka dotrzeć.