W listopadzie 2013 roku, wielbiony i kochany przez czytelnicze masy Wiedźmin, zaskakująco był do nas książkowo powrócił. I odbyło się to bez żadnych hucznych czy buńczucznych zapowiedzi ze strony wydawnictwa, czy samego Autora. Sezon burz zwyczajnie, choć sensacyjnie, pojawił się na kilkadziesiąt godzin przed swą premierą, w zapowiedziach różnorakich księgarń internetowych.
Dla każdego fana był to szok absolutny! Połączony rzecz jasna z niedowierzaniem i kiwaniem głową. Kiwaniem radosnym: wzdłużnie-aprobującym, ale i też poprzecznie-negującym wielce taki odautorski pomysł! No bo po cóż, i na cóż, takie figle Sapkowskiemu było czynić? Po silnie kontrowersyjnej Żmii, większość fanów mocno zwątpiło w formę Mistrza polskiego fantasy, a nagłe pojawienie się kolejnych przygód Białego Wilka i s-ki, groziło, przynajmniej w teorii, z(a)burzeniem wiedźmińskiego – zamkniętego już wydawać by się mogło – kanonu, i to w prawdopodobnym, raczej kiepskawym stylu!
Sam jednak należałem do grona tych czytelników, którzy wiadomość ową przyjęli nad wyraz entuzjastycznie! Naprawdę, nie pamiętam bym kiedykolwiek czekał na odbiór jakiejś książki z tak wielką niecierpliwością, z takimi nadziejami i jeszcze większymi rumieńcami, jasno symbolizującymi potężne, czytelnicze podniecenie! Drżącymi rękoma rozpakowałem przesyłkę i jeszcze tego samego dnia, wieczorową porą, rozpocząłem lekturę!
Po 20 latach od kanonicznego zbioru opowiadań Ostatnie życzenie, AS swym Sezonem burz, cofa nas niejako nostalgicznie w czytelniczym czasie. Znów poczuć możemy ten sam wyjątkowy klimat, te same rozterki Geralta, rzuconego w stary i dobrze nam znany świat magii i wiedźmińskich mieczy. Jest Jaskier – ten sam, jest i troszku Yennefer – także tej samej. Są też czarodzieje, potwory, intrygi i masa interesujących, naprawdę dobrze rozpisanych, ale jednak nowych przygód!
Są świetne znów dialogi, mnóstwo humoru, prawd życiowych, a także i tych krasnoludzkich! Akcja nie gna na łeb na szyję, jak to bywało u Reynevana, ale jest skonstruowana… po staremu. Choć nowością na pewno jest tutaj sama forma – jedno duże, wielowątkowe opowiadanie.
Tą książką, Andrzej Sapkowski w znakomitym stylu powraca na sam TOP! Tam zresztą, gdzie jest jego miejsce. Uściślijmy jednak – Sezonem burz nie serwuje nam pisarsko absolutnie niczego nowego. W tym jednak to szczególnym przypadku – wydaje mi się to być całkiem sporym komplementem! Moim zdaniem Autor pokazał klasę, pokazał także, iż wciąż potrafi. Jedni być może powiedzą, iż owszem: potrafi, ale naśladować siebie samego z lat 90. I że robi to na dodatek wyłącznie dla kasy! Osobiście nie zgadzam się z tego typu stwierdzeniami, co więcej – jest mi to tutaj całkowicie obojętne, gdyż…
Gdyż najważniejszą sprawą dla mnie, jako spragnionego wiedźmińskich perypetii czytelnika, jest to, że Sapkowski dał mi dokładnie to, na co tyle lat czekałem: nie burząc wiedźmińskiego kanonu – garści kilka całkiem nowych przygód Geralta, literacko staroszkolnie spisanych, a wszystko to na naprawdę wysokim znów, i fantasy pełnym, poziomie!
Dla mnie czytelniczy powrót do Wiedźminlandu, okazał się prawdziwą i pełną smakołyków ucztą! Niespodziewaną zupełnie, choć wyczekiwaną bardzo. Ucztą obfitą i zaspakajającą me czytelnicze, fanowskie potrzeby całkowicie! Zapewne można było ją podać lepiej, inaczej, tudzież przy jeszcze bardziej suto zastawionych stołach. Sapkowski jednak zaserwował ją nam tak, a nie inaczej. Ja tam jestem zadowolon oraz kontent i zdecydowanie czekam wciąż na więcej!
Kapitan MO
Fotografia w tle: https://www.wykop.pl/tag/sapkowski
Fotografia w tekście: Andrzej Sapkowski, Sezon burz, Wydawnictwo SuperNOWA, 2013