Type and press Enter.

Tablice wartości – przyjaźń / Herbert

Ryszard Krynicki, którego poetyka jest mi niezmiernie bliska, nazywał Zbigniewa Herberta swoim Mistrzem. W wydanym w 2010 roku zbiorze haiku zanotował:

Za oknem głodne
synogarlice! Myślę
o moim Mistrzu.

Pierwszy raz spotkali się podczas IX Kłodzkiej Wiosny Poetyckiej w 1972 roku. Herbert występował już jako stary mistrz, Krynicki – młody poeta. Według autora Rovigo zadaniem poety nie jest współczesność opisywać i jej język poetycki poddawać, ale z pełną świadomością stanąć wobec rzeczywistości i obrać za zadanie “budowanie wartości, budowanie tablic wartości, ustalanie ich hierarchii”. Niewiele więcej niegdyś potrzeba mi było, aby myśleć o Herbertowym pisaniu poezji – właśnie ustawianie granicznych słupów zawierających nie tyle drogowskazy, co wiersze-palimpsesty, wiersze z przesłaniem do odkrycia, nie tyle rozumianym jako zagadka, ale jako wielka mądrość niewypowiedziana wprost, nieszczędząca należnego tematowi patosu.

Jak w wierszu Herberta Do Ryszarda Krynickiego – list:

Niewiele zostanie Ryszardzie naprawdę niewiele
z poezji tego szalonego wieku na pewno Rilke Eliot
kilku innych dostojnych szamanów którzy znali sekret
zaklinania słów formy odpornej na działanie czasu bez czego
nie ma frazy godnej pamiętania a mowa jest jak piasek
nasze zeszyty szkolne szczerze udręczone
ze śladem potu łez krwi będą
dla korektorki wiecznej jak tekst piosenki pozbawiony nut
szlachetnie prawy aż nadto oczywisty
uwierzyliśmy zbyt łatwo że piękno nie ocala
prowadzi lekkomyślnych od snu do snu na śmierć
nikt z nas nie potrafił obudzić topolowej driady
czytać pismo chmur
dlatego po śladach naszych nie przejdzie jednorożec
nie wskrzesimy okrętu w zatoce pawia róży
została nam nagość i stoimy nadzy
po prawej lepszej stronie tryptyku
Ostateczny Sąd
na chude barki wzięliśmy sprawy publiczne
walkę z tyranią kłamstwem zapisy cierpienia
lecz przeciwników – przyznasz – mieliśmy nikczemnie małych
czy warto zatem zniżać świętą mowę
do bełkotu z trybuny do czarnej piany gazet
tak mało radości – córki bogów w naszych wierszach Ryszardzie
za mało świetlistych zmierzchów luster wieńców uniesienia
nic tylko ciemne psalmodie jąkanie animuli
urny popiołów w spalonym ogrodzie
jakich sił trzeba by na przekór losom
wyrokom dziejów ludzkiej nieprawości
w ogrojcu zdrady szeptać – cicha nocy
jakich sił ducha trzeba by wykrzesać
bijąc na oślep rozpaczą o rozpacz
iskierkę światła hasło pojednania
ażeby wiecznie trwał taneczny krąg na gęstej trawie
święcono narodziny dziecka i każdy początek
dary powietrza ziemi i ognia i wody
ja tego nie wiem – mój Drogi – dlatego
przesyłam tobie nocą te sowie zagadki
uścisk serdeczny
ukłon mego cienia

Dzisiaj, kiedy czytam ten wiersz, już nie obarczony totalnym uwielbieniem wersów Herberta, nawet mimo swojego patosu nie wydaje mi się on śmieszny lub przesadzony. Chciałbym takiej przyjaźni – wyrażanej nie tylko daleką obecnością i codzienną troską (bodaj myśl jedna w niebo posłana tyle znaczy). Przecież my wszyscy – przyjaciele przyjaciół – jesteśmy rozdzieleni czasem i przestrzenią- powiedz mi jednak, ile to znaczy wobec tak rzadko spotykanego zrozumienia w pół słowa i nici współodczuwania, która niezasłużonym przypadkiem zaprowadziła nas ku sobie, choć szliśmy samotnie, po omacku, niczego nie wyczekując?

Takiej przyjaźni, kiedy jeden jest już tylko jałowym ziarnem schowanym w głębinie ziemi, morza albo prochu, a drugi z niepokojem powtarza:

od paru lat
śmierć
przechadza się po głowie
tam i z powrotem

i czego więcej chciałbym dla Was i dla siebie? Może spokoju serca i ptasich psalmów, kiedy zachodzi słońce nad usypiającą ziemią

Marcin

Obraz to Terborch.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *