Type and press Enter.

JAROSŁAW JĘDRASZCZYK / NOKTURNY

Nokturny, debiut poetycki Jarosława Jędraszczyka sprzed kilku lat (wydanie nie jest oprawione datą, w dedykacji od autora znajduję datę: wrzesień 2014), już jakiś czas temu wylądował w moich łapach, bez rozbiegu robiąc na mnie naprawdę spore wrażenie. A dobre pierwsze wrażenie to jest podobno ważna rzecz.

Po pierwsze postawa twórcza poety – z jednej strony niesłychanie aktywnego i rozpisanego, żywo obecnego w otaczających go grupach, życzliwego i otwartego na współpracę. Na placu obok naszej ostrowskiej Synagogi znajdują się jego wiersze na metalowej konstrukcji zarośniętej bluszczem, przed kilku laty, razem z Anną Ilską-Gruchot, stworzył maszynę do produkcji haiku, która z losowych linijek generowała gotową poezję. Nawet film, który niedawno i tutaj, na pokładzie mieliśmy okazję obejrzeć, powstał we współpracy z cokolwiek sporą grupą ludzi, którzy poezję Jarosława J. czytali.

Z drugiej zaś strony pobrzmiewa tu pewne umiłowanie kameralności, cichości. Wiersze – owszem, są wydawane, ale za każdym razem jest to prywatna inicjatywa twórcy, który, jeśli chodzi o dystrybucję swoich książek, zakłada, zdaje się, że do kogo mają one dotrzeć, do tego dotrą. Krótko mówiąc, trzeba się znaleźć w dobrym czasie i dobrym miejscu, żeby móc się Panajędraszczykowych wierszy naczytać. I mnie się ta postawa bardzo podoba, zwłaszcza że mam tu obok zacnych ludzi, którzy mi tę poezję podrzucili. Poeta zatem działa tak, jak poeta działać powinien: jest jednocześnie skryty i otwarty, na raz milczy i mówi.

W tej zgrywanej talii, w samym jej środku
Widzę stąd nie dalej niż to, że ktoś umarł, że jest ktoś nowy
Nie śpię przez to od kilku dni, szum przesuwanych kart
To przybliża się to oddala i czuję jak fabryka życia
Tworzy i utylizuje pokrewną mi materię. Trudno się żalić
Każdy ziewa i prawie każdy ma podkrążone oczy

Po drugie – niezwykłe wrażenie robi na mnie świeżość, jaka bije z Nokturnów. Mówią one co prawda o rzeczach, które znamy: tęsknotach, miłości, świecie i życiu, ale robią to odwołując się do nieoklepanych obrazów i motywów. Gdy więc mówi autor o krótkości i małości naszego bycia, rysuje scenę, w której renifery z Lascaux płyną w górę rzeki Lete, jednej z rzek Hadesu. Gdzieś po drodze pojawia się prorok Balaam, jego oślica i płynąca nad nimi kraina Moabu, na niebie wisi tam teleskop Hubble’a. Ludzie przed nim i po nim są jak karty w jednej, tasowanej talii.

I to jest cholernie ważne, bo poeta, czyli człowiek który patrzy, widzi i pisze, jest niejako zobligowany, żeby wciąż mówić nowe. A nasz świat, choć przebogaty, wcale tego nie ułatwia, zamknięty jest bowiem w ciągłych cyklach i rytmach, a mówimy o nim i piszemy odkąd nauczyliśmy się trudnej sztuki mowy i pisma, będzie już kilka tysięcy lat. Poezja wymaga zatem ciągłego szukania nowych porównań i nowych obrazów, żeby ten sam świat pod naszymi piórami pozostawał wciąż nowym, świeżym, wypranym, wykrochmalonym i pachnącym, jak na wiosnę. Dlatego, gdy siada się do pióra, trzeba się upewnić, że to, co będziemy pisać, jest światu potrzebne. Że nie tworzymy jedynie banalnej kalki tych samych opowieści o miłościach, tęsknotach, bólach i zagubieniach, jaką śpiewały już pokolenia poetów przed nami.

Dzięki tobie pozostałem chłopcem. Czy tego chciałem
Nie wiem, tak jak chłopiec tego wiedzieć nie może
Nigdy nie będę cierpiał jak cierpią prawdziwi mężczyźni
Nad opróżnionym dzbanem swojego pragnienia

Debiut to jest miejsce, w którym człowiek się tego dopiero uczy, często, gdy debiutujemy, ponoszą nas słowa, wielkie idee, wydaje nam się, że jesteśmy pionierami na nowych, nieznanych ziemiach. Tymczasem tutaj wszystko już pomierzone i podzielone! I w tym miejscu Debiut Jędraszczyka jest świetny, bo poza tym, że jest świeży, jest także napełniony piękną pokorą – poeta jest zagubiony, co i rusz przyznaje: nie wiem, przemawia łagodnie zamiast krzyczeć, kolejnym rzeczom przygląda się ze zdziwieniem, jakby zdawał relację z tego, co widzi i mija. I uwierzcie mi, to jest bardzo dobre, bo gdy wskakuje się w pisanie, naprawdę łatwo jest zachłysnąć się nim, poczuć się tak, jakby zamiast pióra trzymało się berło i oddzielało światło od ciemności (piszę to w oparciu o własne błędy!) chce się wtedy tylko wielkich słów, podniosłych tematów i ikarowych skrzydeł… a potem, po kilku latach człowiek na to spojrzy i będzie czuł jedynie wstyd. Szczęśliwie autora Nokturnów to nie dotyczy, bo w swój debiut wszedł, jakby pisał już od dawna, naprawdę dziwiłem się, gdy dowiedziałem się, że to w zasadzie początek jego pisania (albo przynajmniej: wydawania).

Nie mam niczego na swoją obronę, obronę niezrozumiałej
Konieczności tego że jestem, byłem, jakiś czas jeszcze będę

I choć mnóstwo tu błądzenia, jakiegoś niepokoju, smutku, to mimo wszystko Nokturny wypełnia, być może nawet po brzegi, jakiś niezwykły pokój. Pewność, że dokądkolwiek błądzą poeta i jego bohaterowie, myśli i wyobrażenia, zmierzają w dobrą stronę. Mówienie „nie wiem” wcale tego nie wyklucza, być może nawet to „nie wiem” wskazuje najwłaściwszy kierunek, dzisiaj, kiedy wszyscy, za wszelką cenę muszą wiedzieć, albo przynamniej dowodzić że wiedzą.

W końcu wielkie wrażenie robi też rozmach, z jakim książka jest wydana – spory format, twarda oprawa i przede wszystkim przebogate ilustracje Anny Ilskiej-Gruchot. Każdy wiersz dostaje swój kolarz, będący połączeniem starej fotografii, rysunków, nitek, mchu. Ilustracji jest dokładnie tyle samo ile wierszy, nie da się więc uciec od przekonania, że są one swego rodzaju interpretacją, która nie tylko zdobi książkę, ale przede wszystkim szczelnie ją wypełnia, wnosi pewien niezwykły nastrój między jej kartki. Nastrój starego świata, który niby przeminął, ale sklejany plastrami i tkankami koronek, kartek i sznurków, jest wciąż żywy, bliski i obecny. Jak pielęgnowane wspomnienia.

Na koniec, jak asa z rękawa wyciągam ostatni wiersz książki, „Po co się jest”. Trochę kumuluje te rzeczy, które w pisaniu Jędraszczyka się przewijają. To skrycie, tę pokorę i świeżość, to, że tutaj idą małe słowa, wszystko w jednym miejscu, łapcie:

Pozwól się minąć
Nie zauważyć
Przebierz się za zgubiony grosz
Błyszcz w słońcu
Nie budząc pożądania
Wiedz po co jest
Jeden grosz
Uniwersalna wartość
Poza oficjalnym kursem
Pozwól się minąć
Nie zauważyć

niesłany paweł m, syn Marka i Wiesławy
(obraz to Nokturn Whistlera, poszedłem po najprostszej linii skojarzeń, ale na bardziej zawiłe kluczenie nie było mnie już stać)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *