Type and press Enter.

Lektury uzupełniające #53 Światy najpiękniejsze

autor: Dan Simmons; książki: Ilion, Olimp

„…złoto

kotły, kilimy i trójnogi,

chitony świetne, i peplosy,

wszystko …”*

 

Dan Simmons z pewnością nie boi się nadmiaru, światy rozpościera w tomach bardzo obszernych. Jego dwie fantastyczne sagi to dodatkowo cykle: Hyperion, czterotomowy, i dwutomowy Illion/Olimp.

Dzisiaj będzie o tym drugim uniwersum, w którym greccy bogowie i herosi walczą pod Troją, inteligentne maszyny z rubieży Układu Słonecznego martwią się losem ojczystego systemu, z dziur w tkance świata wychodzą potwory, a zmodyfikowane resztki ludzkości wiodą na Ziemi sielski żywot elojów.

Pozory naukowości Simmons nadaje swoim kreacjom za pomocą zaklęć: kwantowa fala prawdopodobieństwa, zaburzenia kwantowe, tunele branowe świecą nam po oczach zaawansowaną fizyką. Nie dajmy się jednak nabrać, nawet gdy doceniamy dekoracje. To tylko hasła, magia w stylu s-f.

Muszę przyznać, że czytając pierwszy tom bawiłam się fenomenalnie. Bo Ilion jest właśnie zabawą, brawurowo zrealizowanym pomysłem osnutym wokół Iliady, z ekstrawaganckim dodatkiem szekspirowskiej Burzy, a nawet wyimkami z opus magnum Prousta. Fabuła przeplata losy bohaterów z różnych kawałków wszechświata. Akcja: walka, podróże, romanse – raz pędzi na złamanie karku, raz zwalnia, bo herosi greccy lubią długie przemowy, a maszyny zwane morawcami dywagacje o literaturze. Mimo tego chaosu Simmonsowi udaje się zachować spójność opowieści. Przeczytałam gruby tom w dwa dni, bo gnała mnie niecierpliwość i lęk o los bohaterów. Tak jak powinno być w rasowej literaturze przygodowej.

Homerycki rozmach bardzo dobrze wpłynął na Simmonsa także dlatego, że napisał tym razem książkę nie wpadającą w ponury gotycki nastrój. (Choć sama fabuła opisuje rodzaj apokalipsy.) Krajobrazy w Ilionie są słoneczne i szerokie, i były dla mnie takie nawet na stacji kosmicznej czy w odmętach oceanów Europy (jowiszowego księżyca). Wspominam o tym, bo to duża różnica z cyklem Hyperiona i chyba przyrodzoną skłonnością autora do horroru. Właściwie jedyna rzecz, której mi zabrakło w Ilionie to wpisanie w schemat podróży bohatera także kobiet: dojrzewa Deamon, ale Ada trwa niezmienna i to jakby wbrew początkowym charakterystykom, które właśnie bohaterkom kobiecym przypisują więcej ciekawości i inteligencji. Potem jednak mamy już schemat typowego fantasy. Księżniczki nie mogą przecież ratować się same.

No i to jest moment w którym chciałabym tę recenzję zakończyć. Niestety przeczytałam także drugi tom: Olimp. Miałam oczywiście duże oczekiwania, więc spadałam z wysoka.

Pierwsze trzysta stron nie jest źle. Pogarsza się literacki języka opowieści i skuteczność w budowaniu napięcia, ale wyprawa Daemona w głąb paryskiego lodowca czy obrona Ardis to jeszcze kawałek przygody. Gorzej jest pod Troją, gdzie bez Homera zabrakło epickiej skali i bohaterowie karleją, w następstwie czego, stopniowo, stają się zwyczajnie śmieszni. Gwałtownie ujednolica się język całego wszechświata, poza morawcami wszyscy identycznie przeklinają i jeśli zdania wypowiadane przez starszego eloja Hermana i Achillesa są językowo nieodróżnialne, tak samo wulgarne albo homofobiczne to przestaje być śmieszne a staje się żenujące. Przy n-tym „Tak, kurwa, mężny Hektorze” – czytelnik może się co najwyżej rozpłakać z rozpaczy.

Wspomniałam o nieuzasadnionych, homofobicznych wypowiedziach bohaterów, z katalogu szkodliwych fobii mamy tu też mizoginię i ataki na feminizm – wątek Achillesa i Pentezylei jest zwyczajnie obrzydliwy. Obrzydliwy jest też fabularny twist z budzeniem Mojry. Nie wychodzi Simmonsowi erotyka, w najlepszym wypadku lekko groteskowa, w innych, znowu powtórzę przymiotniki, obrzydliwa lub śmieszna. Zwroty akcji zazwyczaj służą tylko sobie, bo uzasadnić zachowania bohaterów się nie da (najdotkliwiej w wątku Odysa).

W tym tomie nie ma żadnych nowości, niczego co uzasadniałoby jego powstanie. Wybrzmiewają i psują się tu pomysły z Ilionu. Już przy Hyperionie zastanawiałam się, czy nie byłoby lepiej gdyby Simmons darował sobie drugie tomy, tym razem, cóż… zapewne ja daruję już sobie Simmonsa.

Agnieszka Ardanowska

* fragment wiersza Konstandinosa Kawafisa „Nocna wyprawa Pryjama” w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *