Patrzę na te wszystkie myślniki i wielokropki. Wygląda to, jakby pisał to zdziwaczały melancholik, mogący chwalić się przeżyciem wielkiej wojny… Na Boga, ja nie przeżyłem jeszcze ćwierćwiecza! Ale podobną tendencję mam podczas improwizacji na instrumencie, zdecydowanie nadużywam dominanty. To chyba oznaka dobrobytu – niedostatek problemów na które można narzekać. Żadna myśl już nie tłumi poczucia bezsensu. Kiedyś to poczucie zastąpiła filozofia, która po czasie zrodziła cywilizację techniczną… O bogowie, czemu nikt wtedy nie powstrzymał Hezjoda przed stworzeniem teogonii?! Zrodził on wtedy nie bogów, lecz demona – ontologię, która pożarła naszą zwierzęcość do cna, tak jak ewolucja uczyniła nas zdolnymi do ruchu i czucia.
Do tego dochodzi jeszcze jedna klątwa, która w gruncie rzeczy stała się przyczyną śmierci Boga. Diabelska cząstka jestestwa człowieka – umiejętność abstrahowania. Gdyby nie ona, nasz gatunek nie byłby zdolny nadać sobie przywileju wolności, a co za tym idzie, władzy nad dekalogiem. Jednak sama wolność przez to, że jest tylko urojeniem, rodzi w człowieku kompleks Boga, przysłaniając mirażem myśli, niczym kartezjański duch zwodziciel. Przekleństwo to jest przyczyną najniższej w hierarchii bytów pozycji człowieka. Człowiek – istota przeklęta urojeniem wolności, stawiająca go niżej niż jakiekolwiek zwierzę, roślinę, czy kamień.
Zawiodły i bajania o nadczłowieku, w które to niegdyś wierzyłem. Napawa mnie wstyd, gdy wspomnę sobie tę głupią, szczenięcą naiwność. Jak mogłoby się narodzić coś lepszego od człowieka, mające więcej świadomości niż te przeklęte zwierze? Byłoby jeszcze gorsze! Zdetronizowałby ludzkość w dzierżeniu niechlubnego tytułu najgorszego bytu, samemu stając się gorszym od najgorszego ze wszystkich. Antyhierarcha, rozkwit zgnilizny, gmach zburzony.
Kontynuując odwołanie do Fryderyka, nie pomylił się w jednym – resentyment. To zjawisko, a raczej jego uświadomienie, było jednym z czynników, które popchnęły mnie w stronę nihilizmu. Zresztą, ktoś mógłby mi wytknąć, że cały ten wywód to jeden resentymentalistyczny wyrzut i… Brak mi już sił na polemikę, może i tak jest? Trwam w permanentnym kryzysie egzystencjalnym od lat, ale mam wspomnienia sprzed tego momentu, kiedy to liczyły się dla mnie zupełnie inne myśli i potrzeby. Ba! Nawet teraz pewne sprawy zmieniają dla mnie priorytety, na przykład podczas odczuwania potrzeb fizjologicznych.
Ukazuje to potworną cechę wartości, jaką to jest jej zależność od chwili. Relatywizm? Być może. Do niego jednak mam ambiwalentne odczucia, gdyż z jednej strony wszystko ma taki charakter, lecz cierpienie (ale i inne odczucia) mają charakter transcendentalny. Paradoks empirycznego uzasadnienia relatywizmu… Do tego dochodzi deterministyczny aspekt świata, chyba najlepiej ujęty przez Bacona, który również bardzo wpłynął na moją myśl. Zaplątana w idolach, bezwolna istota myśląca (którą jestem) nie jest w stanie pojąć tego wycinka empirystycznej rozkminy.
A może pokłonienie się jakiemuś bóstwu byłoby łatwiejszym wyjściem? Od krzyczenia „To jest oburzające! Przecież Bóg nie żyje i musimy go zastąpić!” i Nietzschemu pewnie już spierzchły wargi… Gwoli dygresji, znajomy ostatnio fantastycznie nazwał postać naszego niemieckiego sarmaty, przedstawiając go jako tego starego człowieka, co stoi na drodze i krzyczy „biada! Zawróćcie!”. Sam idę w jego ślady, lecz zamiast nawoływać do zawrócenia, raczej siadam obok i patrzę na to, jak ludzie udają się w stronę przepaści, bo i tak nie sposób ich zatrzymać.
(Leopold) Relikt