Type and press Enter.

Lektury uzupełniające #9 Taka piękna paranoja

Książka: 49 idzie pod młotek; autor: Thomas Pynchon; powód czytania: ulubiony pisarz

Odrobinę o Thomasie Pynchonie. Amerykański pisarz, postmodernista. Urodził się w 1937 roku w Nowym Jorku. W świecie plotki i sensacji zasłynął Pulitzerem, którego nie dostał (1973 rok za Tęczę Grawitacji, Pulitzer jednogłośnie przyznany przez jurorów i unieważniony przez komisję doradczą ze względu na obsceniczność i niezrozumiałość dzieła – i chociaż to niebywały wstyd, przyczynić się do odebrania nagrody największemu współczesnemu pisarzowi amerykańskiemu za jego najlepszą książkę, to oba rzeczowniki są niewątpliwie sprawiedliwe wobec tej powieści, zachowania erotyczne bohaterów są tu zazwyczaj co najmniej szokujące i nie znam czytelnika, który „wyszedłby” z Tęczy przekonany, że ogarnął całą myśl autora). Pynchon budzi sensację także nieujawnianiem tożsamości. Istnieje tylko jedno zdjęcie pisarza, z czasów młodości (i drugie, grupowe, na którym jego tożsamość jest wysoce prawdopodobna), wygląd obecny jest antycypowany na jego podstawie. National Book Award  w 1973 roku odebrał, udając Pynchona, amerykański komik Irwin Corey. Pisarz nie udziela wywiadów. Pojawił się za to w kreskówce Simsonowie (w trzech odcinkach, postać z torbą na głowie). Fani nadaremnie liczyli, że przemknie gdzieś w dalekim kadrze w Wadzie Ukrytej (Paula Andersona z 2014 roku) – jest to zresztą znakomita i wierna ekranizacja książki i serdecznie ją polecam, co więcej, mimo że Wada Ukryta, to stosunkowo prosta powieść – zwłaszcza gdy porównujemy ją z Tęczą albo Masonem i Dixonem – moim zdaniem, spokojnie można oglądać film przed czytaniem, to w niczym nie zaszkodzi, nie umniejszy znaczeniom i nie spowoduje, że książka stanie się zbyt przewidywalna. Każdy „pynchon” wart jest co najmniej kilku podejść.

Po polsku nie doczekaliśmy się jeszcze dwóch powieści: V. i Against the day. Nie mamy niestety w kraju jednego, konsekwentnego wydawcy dzieł Pynchona. Tęczę  i Masona i Dixona wydał Prószyński (warto zaznaczyć: obie książki w rewelacyjnych tłumaczeniach), 49 idzie pod młotek – 3 wydania, każde innego wydawnictwa, ja korzystam z tego z 1995 roku, Zysku i s-ki, trzy pozostałe powieści (Wada ukryta, W sieci, Vineland) Albatros. Z dobrych wieści, Mag, na razie półoficjalnie, mówi o wznowieniu Tęczy Grawitacji i o wydaniu pozycji pominiętych (plany długoterminowe do roku 2019).  

49 idzie pod młotek to chyba idealna książka, żeby przygodę z Pynchonem zacząć. Są w niej wszystkie charakterystyczne dla twórczości Amerykanina motywy. Jest krótka. Jest znakomita. Ma jedną, bezdyskusyjną wadę: trudno ją w bibliotekach czy antykwariatach dostać – na egzemplarz, który mam w ręku „polowałam” blisko dwa lata.

Do twórczości Thomasa Pynchona trudno mieć stosunek ambiwalentny. To zbyt dobra literatura. Dzieli raczej czytelników na dwa biegunowe obozy. Ale nawet gdy ktoś ją skreśli, orzeknie, że jest obscenicznym bełkotem, postmodernistyczną figą z makiem, patchworkiem niepowiązanych motywów i tak, jeśli przeczytał, pozostanie pod jej wpływem. Bo dzieła sztuki działają i na niechętnych, przypadkowych odbiorców. Wszedłeś w krąg, spojrzałeś, przepadłeś. (I czyż właśnie nie zbliżyłam się do pynchonowskiej paranoi?)

Mogłabym zatytułować tę recenzję – Ty też jesteś paranoikiem, bo Pynchon właśnie tak się z nami bawi. Oczywiście 49 idzie pod młotek to nie Tęcza Grawitacji, jeszcze możemy się nie dać, nie czytać więcej, zamknąć oczy i poczekać, aż objawienie nam przejdzie. Choć jak przykład Edypy Maas- bohaterki książki – pokazuje, łatwo nie będzie. 

Edypa:

Narzuciła sobie powoli rolę jakiejś dziwacznej Roszponki, smętnej basztowej dziewicy, którą czary uczyniły więźniarką słonych mgieł i sosen Kinneret, wypatrującej wciąż tego, który przybędzie i powie jej, cześć, to ja, rozpuść włosy.

Być może kiedyś uda jej się zastąpić brakująca część siebie protezą, sukienką w odpowiednim kolorze, zdaniem z listu, nowym mężczyzną.

(…)lecz wciąż miała nadzieję, że jest chora umysłowo i że na tym polega cały kłopot.

Główna bohaterka otrzymuje zawiadomienie o śmierci dawnego kochanka – milionera oraz że została wyznaczona na oficjalną wykonawczynię jego testamentu. Wyrusza w drogę do San Narciso w Kalifornii (było to nie tyle miasto, ile nagromadzenie pojęć architektonicznych) a po drodze doświadcza objawień. Z chaosu rzeczywistości wyłaniają się wzory,  niezrozumiałe, lecz wyraźne reguły, uporządkowanie, tam gdzie z pewnością nie powinno go być. (Pynchon posługuje się tu metaforą demona Maxwella, lata temu 49 idzie pod młotek nauczyło mnie słowa entropia, teraz znowu zmusiło do prób [marnych] pojęcia złożoności II zasady termodynamiki). To krótka książeczka. Losy Edypy śledzimy na przestrzeni kilku tygodni, od otrzymania złych wieści do pierwszej aukcji masy spadkowej – do aukcji nawiązuje tytuł. Dlaczego streszczam, skoro zazwyczaj jak ognia unikam opowiadania treści książki? 

Bo niczego nie zepsuję. Książek Pynchona opowiedzieć się nie da.

Convair puszcza sputniki,

Boeing robi rakiety,

Wszyscy wielkich zamówień

Mają pełne pakiety.

Gdzie są twoje kontrakty

Yoyodyne kochane?

Ministerstwo obrony

Wykreśliło cię z planów.

W 49 idzie pod młotek (raptem 170 stron powieści), poza historią Edypy, mamy kilkanaście stron streszczenia sztuki teatralnej (i jest to małe arcydzieło absurdu), kilkanaście piosenek (na przykład powyższa z festiwalu pieśni korporacji Yoyodyne), epizody historyczne, poszukiwania bibliofilskie, wynurzenia filatelistyczne. O tym co przydarzyło się Edypie tak naprawdę zadecyduje czytelnik, gdyż to on wybierze. Może to tylko opowieść o szaleństwie? Może krótka historia miłości i żałoby?

Usiłowała dosięgać tego, co w nieprawdopodobny sposób trwało jeszcze dwa metry pod ziemią, zakodowane w bryle białka i wciąż opierające się rozkładowi – dosięgnąć owej upartej ciszy, która zbiera się może właśnie, do ostatecznego wybuchu, skoku przez warstwy ziemi, by ledwie migocząc, resztką sił zachowując chwilową skrzydlatą postać, wstąpić w nowego właściciela albo na zawsze rozpłynąć się w ciemnościach.

A może raczej jest to radosny taniec w wirze rzeczywistości? Bo takie są zazwyczaj pierwsze wrażenia z czytania Pynchona – ten facet jest szalony, kpi ze wszystkiego, ironizuje i przeinacza, co powieść to erupcja absurdu – dziwne pozy ludzi przebranych za pluszowe ryby w środku Sensu życia Monty Pythona. Czy też pójdźmy głębiej? To postmodernistyczna powieść obyczajowa: słodko-gorzki kabaret jako pretekst dla pokazania wyrazistego portretu Kalifornii lat sześćdziesiątych i anarchizującej, lewicowej krytyki współczesnego świata.

Ten nadmiar rzeczywistości (na przykład świetny epizod „Hitlera Hilariusa” – wprowadzający w kilka tygodni bohaterki wielką nowożytną historię i krytyczną „moralną wpadkę” ludzkości), z którym musi, żeby przetrwać, poradzić sobie Edypa, Pynchon opisuje systematycznie i szczegółowo. Jak zawsze używa zbyt wielu nazw własnych: nie samochód, nie chevrolet nawet, tylko impala, pół strony o rysunku na znaczku pocztowym, nie książka tylko in folio, in quarto, nie obóz koncentracyjny tylko Buchenwald, nazwy antykwariatów, przedsiębiorstw, kancelarii, osiedli. W ten sposób opis staje się przesadnie wyraźny, zbyt jaskrawy i nie tylko Edypę, ale i czytelnika zanurza w świecie przedstawionym niczym w reportażu, w telewizyjnej relacji z miejsca zdarzeń, z ust bezpośredniego świadka.

starzejący się nocny portier, smakujący kostkę mydła toaletowego, który wyćwiczył żołądek do wirtuozerii w przyjmowaniu wszystkiego od lakieru do włosów, przez dezodoranty, kosmetyki, tytoń, aż po pastę do butów, w beznadziejnym wysiłku, by wchłonąć w siebie, co się tylko da, wszystkie obietnice, nadzieje, zdrady i wrzody, zanim będzie za późno.

Edypa – jak chyba większość pynchonowskich bohaterów – odbywa wędrówkę. Niezbędną by mogła żyć, zachowując własną integralność. Groźba rozpłynięcia się w nadmiarze jest realna (Mucho) i nie jedyna. Edypę wypacza wszechobecny szum (scena, gdy Mucho przedstawia na antenie Edypę jako Ednę, w celu zachowania jasności przekazu,  gdyż  uwzględnia zakłócenia akustyczne). Można skończyć w objęciach Pacyfiku, albo jadąc nocą bez świateł na autostradzie. Obłąkane objawienia okazują się konieczne dla ducha. W tej interpretacji, na pytanie czy wojna dwóch systemów pocztowych jest realna, powinien odpowiedzieć sobie każdy z nas. Każdy musi się zastanowić, czy szum, w którym żyje, go nie niszczy.

Zera i jedynki. Tak rozkładają się pary.(…) Gdyż albo za zasłoną Ameryki z testamentu kryje sie jakieś Trystero, albo istnieje tylko Ameryka, a jeżeli tak, to jedyną rzeczą, która pozostawała Edypie i pozwalała jej zachować wobec niej znaczenie, jest pozostać obcą, tą która wypadła z koleiny i zatoczyła pełny krąg przed upadkiem w paranoję.

Może Pynchon mówi nam: jeśli we współczesnym świecie chcemy zachować realność (spoistość, ducha, siebie) musimy się naprawdę postarać.

Pynchon jest moralistą (właśnie w takim sensie w jakim są/byli nimi komicy z Monty Pythona). Nie narzuca nam prawd jedynych, jest zadeklarowanym przeciwnikiem totalitaryzmów i myślenia o z góry wytyczonym wektorze, ale z pewnością twierdzi, że współczesność wymaga korekt; nie rewolucji, nie przemocy (Pynchon nie usprawiedliwia żadnej jej postaci), ale wewnętrznego wysiłku każdego z nas. Motto do Wady ukrytej głosi: Pod płytami chodnika: plaża. My powinniśmy o tej plaży przynajmniej pamiętać. Dopuścić do głosu niepewność, hipotetycznego demona. Może warto też podkreślić, że osobiście zawsze odbieram książki Pynchona optymistycznie (w ogóle nie przepadam za powieściami z ducha negatywnymi). Amerykański pisarz potrafi niezwykle sugestywnie pokazywać najmroczniejsze karty z historii ludzkości (wojny, niewolnictwo), ale jego bohaterowie w swych wędrówkach idą ku dobru, potrafią je odnaleźć, i to mimo własnych wad, błędów i zwyczajności (Edypa to tylko śliczna kalifornijska żona przy mężu). I choć angielscy komicy upatrują naszego zbawienia w śmiechu, a amerykański pisarz raczej w duchowej przemianie, są to dwie bliskie sobie drogi.  

Gorąco polecam.

Agnieszka Ardanowska

Rysunek trąbki pocztowej z tłumikiem za wikipedia commons. Autor: Zafiroblue05

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *