Type and press Enter.

Muzyczne gęby / Szymanowski i Strawiński

Podczas festiwalu Wratislavia Cantans doszło do pewnego dziwnego zjawiska: dzieło sceniczne, operę „Król Roger”, wykonano w wersji koncertowej, a „Historia żołnierza”, utwór co najmniej niejednoznaczny jeśli chodzi o sposób wystawiania, została przekształcona we wzorowy przykład sztuki teatralnej z muzyką. A skoro hasłem festiwalu było wyzwolenie, nasuwa się prosty wniosek: utwory te zostały w ten sposób uwolnione z wiekowych okowów formy!

Już na początku spieszę zapewnić, że zarówno Szymanowski jak i Strawiński zachwycają niezmiennie (co potwierdza liczba gąb przybyłych na oba koncerty). Co ciekawe, mimo że byli równolatkami, ich język muzyczny i „specjalizacje” różnią się znacząco. Orkiestra Szymanowskiego maluje pastelowymi barwami pejzaże pełne blasku, a Strawińskiego – hiperrealistyczne migawki tętniące życiem i wypełnione kapryśnymi kontrastami. Obaj kochali utwory sceniczne, jednak balet był dla Szymanowskiego jedynie przelotnym romansem, a Strawiński był z nim związany przez wiele lat. Niewątpliwie jednak zarówno „Historia żołnierza”, jak i „Król Roger” są dziełami, których formy mają duże znaczenie.

„Historia żołnierza” jest wprost wyśmienita do wszelkiego typu transformacji. Strawiński nieźle się nagłowił podczas pisania – odrzucał jedne formy i czerpał z innych, żeby stworzyć coś niespotykanego. Nie wiedział jednak, że „nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę.” I chociaż „Historia” jest dyskwalifikowana z baletu z powodu tekstu, a ze sztuk teatralnych przez zbyt dużą ilość muzyki, to i tak znaleziono odpowiednią formę z zamierzchłych (nawet dla Strawińskiego) czasów, a mianowicie przedstawienie jarmarczne. Istotnie, „Historia żołnierza” przewidziana jest na mały, „mobilny” skład, który miał szanse się utrzymać, występując w różnych zakątkach wykończonej I wojną światową Europy. W wykonaniu festiwalowym ingerencja w „tradycyjną” formę była znaczna. Skład, co prawda, się zgadzał (narrator plus 2 aktorów), ale cały tekst czytany był przez narratorkę, jeden aktor grał, a drugi chował się za kotarą, obsługując teatr cieni. Należy przyznać, że cienie ułatwiły samotnemu aktorowi pracę oraz pomogły stworzyć baśniowy klimat opowieści. Nie było żadnych elementów tanecznych, jedynie daleko posunięta pantomima. Drugą ważną, choć subtelniejszą zmianą było wykonanie utworu na instrumentach dawnych. Nie miało to znaczenia wyrazowego, muzycy Ensemble 1918 mówią tylko o zgadywaniu, „co kompozytor miał na myśli”, zgodnie z poglądem Strawińskiego, że muzyka powinna być przekazywana, a nie interpretowana.

Jeśli chodzi zaś o „Króla Rogera”, to jego zawartość jest nieco mniej plastyczna, stąd odpowiednia forma jest nie tylko pożądana, ale też pozwala eksponować głębiej ukryte żyłki złota. Należy pamiętać, że libretto zawiera pewną dawkę niejednoznaczności, która pozwala na odrobinę dowolności w interpretacji scenicznej, a nawet wprowadzanie wątków zupełnie nowych. W tym wykonaniu dzieło zostało pozbawione tego typu niuansów, a słuchacze skazani na żelazną dyktaturę dosłowności tekstu. Takie rozwiązanie niekoniecznie służyło również śpiewakom i to ze względów czysto praktycznych – musieli się mierzyć ze ścianą dźwięku rozbudowanej orkiestry ustawionej za nimi na scenie. Trzeba jednak przyznać, że ta wersja sprzyjała skupieniu (słuchaczy i wykonawców), tak że kulminacyjne momenty wybrzmiewały ze zwielokrotnioną siłą.

Żeby jednak nie popadać w zbytnią recenzenckość ciotek kulturalnych ani belferskość, wrócę na zakończenie do problemu formy. Na pytania typu: „czy forma muzyce jest potrzebna?” odpowiedzi szuka spory tłumek kompozytorów muzyki współczesnej z aleatorystami, serialistami i aforystami na czele. Jednocześnie panuje pewnego rodzaju zmowa milczenia, która utrzymuje stare, „klasyczne” nazewnictwo, mimo niespełniania przez utwór podstawowych wymogów, przy znikomym rozwoju nowych form. Jeśli chodzi o dzieła stare, które siłą przyzwyczajenia swoje formy mają, to sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Bo trzeba się nagimnastykować umysłowo, by po wyciągnięciu skostniałego szkieletu z utworu, zostało coś więcej, niż bezładna masa muzyczna.

Chlapa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *