autor: Dorota Masłowska; książka: Inni ludzie
Jest to chyba najbardziej zbliżona do „Wojny polsko-ruskiej” powieść Masłowskiej, choć łatwo zaprzeczyć temu co napisałam, bo stylistycznie to znowu jest piosenka, można tupać nogą wybijając rytm przy jej czytaniu (czyli podobieństwo z „Pawiem królowej”), zaś groteskowość świata posunięta do granic, w których można przeoczyć podobieństwa jest bliższa „Kochanie zabiłam nasze koty” niż „Wojnie”. Więc gdzie ta bliskość?
Chyba w skali książki. I „Koty” i „Paw” (jestem czytelnikiem zachwyconym całą Masłowską) to swego rodzaju miniaturki, zawieszone w przestrzeni między powagą a żartem, z nich, jeśli się uprzemy, możemy jeszcze śmiać się bez trwogi. „Wojna” i „Inni ludzie” nie dają tej możliwości. Tutaj w pewnym momencie nad żartem i kpiną rozpanoszy się inne uczucie, w „Wojnie” smutek ( w 2002 roku płakałam rzewnymi łzami, gdy Silny przebijał głową mur), w „Innych ludziach” groza.
W „Innych ludziach” bohaterowie już nie dają się lubić, są zbyt karykaturalni, nie popełnimy błędu akceptując ich, utożsamiając się z lękami i marzeniami (nawet gdy są identyczne jak nasze). Nie wyobrażam sobie czytelnika, który czyta o Iwonie czy Kamilu i myśli sobie: oto ja – nie dopuścilibyśmy takiej myśli (co nie znaczy że po cichu, pokątnie, powoli nie wejdzie nam ona do głowy). A jednak bohaterowie Masłowskiej mówią naszym językiem, tymi stwierdzeniami, które na co dzień wyciągamy gotowe i pachnące z wielkiego szumu multimedialnego świata. Czy nie znajdą się czytelnicy traktujący te wszystkie „gotowce” dosłownie? Nawet przy czytaniu Masłowskiej myląc szum ze słowami prawdy? Czy ktokolwiek z nas nie używa takich gotowców choć od czasu do czasu?
Mur ze słów, więzienie, które Silny próbował rozwalić, stał się jeszcze grubszy. Nie bez przyczyny „Inni ludzie” zaczynają się rozmową kasjerki z klientką. To wzór wszystkich późniejszych rozmów, nieprzenikalnych kwestii, które wygłaszają między sobą postaci. Tymczasem dziś komunikacja to już co najwyżej ta miejska. Bo nawet gdyby zdarzył się ten rzadki przypadek, że powiemy, co myślimy, to sęk w tym, że myślimy również zdaniami z półek.
Książka oczywiście jest przekomiczna. Wielokrotnie zanosiłam się śmiechem. Natrafiałam na zdania, o które sama dopiero co się odbiłam (takie odbicie jest zupełnie bezbolesne, może gdybym miała mniej lat i buntowniczy nastrój, może wykpiwałabym zauważone absurdy, dziś odpowiadam formułkami mieszczącymi się w kodzie – w tym sensie jestem bohaterką Masłowskiej, pozwalam słowom przelewać się przeze mnie). Co zapewne dla części czytelników będzie bardziej zaskakujące „Inni ludzie” są także liryczni. Takie mgnienia tęsknoty za pięknem, dobrem, prawdą pojawiają się niespodziewanie, niepewne czym właściwie są, ukryte za karykaturą. I wtedy nagle śmiech zamiera w gardle (świetny przykład to historia dopalacza Fire, modelowy kawałek kabaretowy, można popłakać się ze śmiechu, a jednak zakończony liryką od której robi się gorzko i smutno). Zresztą refren Kamila „dlaczego źli zawsze muszą być źli a dobzi dobzi” też potrafi zabrzmieć rozpaczą. To proza tylko powierzchownie brutalna.
Fenomenalne w całej książce są chórki. Bezdomni (wybierz crocsy!), zakonnice, modelki z reklamy. Dorota Masłowska ma cudowną zdolność opowiadania codzienności. Z tych wszystkich przerysowań wyłania się realistyczny obraz. Bo to sama rzeczywistość jest swoją karykaturą. Może się zdarzyć że Masłowska wkroczy na tereny nam obce ( reprezentuje określone wielkomiejskie pokolenie, jego językiem mówi, czytelnik być może mówi nieco innym), ale nawet wtedy, gdy nie znamy klisz, z których korzysta autorka, rozpoznamy czasy i strukturę języka. Bo jest on jednocześnie hermetyczny i uniwersalny.
Jest to książka pięknie wydana, ma kształt płyty cd, bardzo dobry papier, ilustracje podkreślające treść. Te skromne plamy krwi, igły choinki, pety albo serduszka, były czymś nad czym zatrzymywałam się czytając. Dorota Masłowska zawsze dba o graficzny aspekt swoich książek, a „Inni ludzie” to dodatkowo chyba najlepsza edycja. Warto o tym wspominać, zwłaszcza że nasz rynek księgarski jeszcze się nie zorientował, że książki gromadzą przede wszystkim biblioteki i bibliofile. Ci drudzy zwracają uwagę na to jak książka wygląda.
Agnieszka Ardanowska
tytułowe zdjęcie za wikimedia commons, autor Marcin Szczygielski