Type and press Enter.

NIEWIDZIALNY CZŁOWIEK / H.G. WELLS

Za mną lektura Niewidzialnego Człowieka od Wellsa. A ja pisanie Wellsa szalenie szanuję, ogólnie bardzo, ale to bardzo lubię wszystkich tych twórców piszących gdzieś na pograniczu XIX i XX wieku, zwłaszcza w kiełkującym dopiero science fiction, w fantastyce i grozie – tych zakamarkach literatury, które poza opowiadaną historią, skupiają się także na samym świecie, na tym, jak ów świat działa, dlaczego mogą dziać się w nim takie a nie inne historie.

Wells choć literacko wyglądał już w wiek XX, w swoim rozumieniu świata był jeszcze w pełni człowiekiem wieku XIX. Miał tylko taką wiedzę, jaką wówczas mógł mieć – my, którzy znamy już prace relatywistów i chłopaków od kwantów, chemików i biologów z ostatniego wieku, możemy na gdybania tamtych fantastów patrzyć z pewnym pobłażaniem, jednak jeśli oddamy im uczciwość i ocenimy ich wyobraźnie w kontekście ichniej wiedzy, trzeba będzie z tego pobłażania zrezygnować.

Wells, gdy już wymyśli jakiś niezwykły pomysł – podróż w przyszłość, inwazję obcych, czy niewidzialnego człowieka – zadaje sobie pytania: czy da się te wymysły poprzeć jakąś logiką płynącą ze współczesnej wiedzy? Jaki kształt musiałby przybrać świat, żeby owe wydarzenia wydały się realne? Jest to coś, co chyba bez większych oporów zakwalifikować da się do nurtu hard science fiction (aż żałuję, że Watts nie urodził się pół wieku później!). I tak – jego bohater w przyszłości spotyka owoc ludzkiej ewolucji w takim kształcie, że chociaż jest on mocno uproszczony to ja, w XXI wieku mu wierzę. Albo finał inwazji Marsjan na ziemię (nie zdradzam jaki!) też jest błyskotliwy, jest czymś, o co intensywnie dbano podczas rzeczywistej eksploracji kosmosu. No i Niewidzialny człowiek i rozdziały poświęcone odbijaniu światła i rozpraszaniu go – może i nie przeszły próby czasu, ale autor mocno się starał, żeby niewidzialność jakoś racjonalnie umieścić w swojej książce.

No ale zostawmy wizjonerstwo i tworzenie świata, bo w Niewidzialnym Człowieku chodzi bardziej o ten świat i niewidzialność chodzi o samego człowieka. Książę spokojnie można nazwać małym traktatem moralnym. O nikczemności człowieczej, o manii wielkości i nadużywaniu swojej pozycji i możliwości (tym czasem, jak zwykł mawiać wujek Ben, z wielką władzą łączy się wielka odpowiedzialność).

Do małego, fikcyjnego miasteczka w Wielkiej Brytanii przybywa podejrzany, zamaskowany jegomość, wynajmuje pokój, płaci gruby pieniądz i chociaż ma pewne ekscentryczne wymagania i humorzaste zachowania, gruby pieniądz czyni go akceptowalnym dla wynajmujących mu pokój. Wszystko trwa dobrze, do czasu, w którym napady złości jegomościa nasilają się, zaś w okolicy dochodzi do kilku przestępczych incydentów otoczonych w dodatku tajemnicą o znamionach nadprzyrodzoności.

Z tytułowego bohatera dość szybko wyłania się prawdziwe bydlę. Ba! Bydlę – raczej potwór gotowy do okrucieństw sporego kalibru, przekonany o swojej wyższości. Nagle z małej, prowincjonalnej dramy wokół ekscentrycznego nieznajomego, jaką książka jest w pierwszej połowie, staje się ona czymś znacznie szerszym, bardziej ogólnym, czymś w czym bez problemu znajduje się również współczesny czytelnik, no bo przecież mimo że żyjemy w świetlanej przyszłości, o której pisaliśmy wypracowania w podstawówce trzydzieści lat temu, to problem niedoskonałości ludzkiego charakteru, megalomanii, okrucieństwa i zepsucia płynącego z władzy pozostają z nami.

W Niewidzialnym człowieku najbardziej przeraża mnie właśnie to zepsucie i skaza jakie potrafimy w sobie z niemałą pieczołowitością pielęgnować. To poczucie wyższości, wyrastające nieraz ze szlachetnych korzeni – z pędu do wiedzy, z możliwości i władzy, z pewnych przewag i tak dalej – jeśli nad tym nie panujemy, samoistnie przynosi nam to zepsute owoce. Tomasz a Kempis napisał takie zdanie o tym, że nie stanie nam się żadna krzywda, jeżeli uniżymy się w stosunku do wszystkich. Natomiast wielką krzywdę zrobimy sobie wywyższając się choćby nad jednego człowieka.

Staram się o tym mocno pamiętać i pamięć o tym wraca dość mocno przy lekturze książki Wellsa – tak, wiem, to nie jest oczywiste skojarzenie i być może pasuje tu jak pięść do nosa, ale mimo wszystko chciałbym jakoś ten temat kształtowania charakteru tutaj podnieść, tak przy okazji pisania o pisaniu Wellsa. Książka dobra, świetnie wydana (ta robota, którą Vesper robi z wydawanym na nowo Wellsem to jest świetna rzecz! Aż chce się to trzymać na półkach!)

Niesławny Paweł M, syn Marka i Wiesławy

Książkę do testów na ludziach otrzymałem od wydawnictwa Vesper.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *