Type and press Enter.

Pieśni Nowej Apokalipsy [10] – Sierść – Piekielny Sierściuch!

SIERŚĆ – PIEKIELNY SIERŚCIUCH! – 1987. Dostaję od Szanownych Czytelników setki zaniepokojonych listów z solidnymi też pretensjami (a dwa to nawet i z groźbami!), co też sie dzieje sie z tym Cyklem! Gdzie jest Śmierć Metal, tak ochoczo w pierwszych wydaniach Pieśni tutaj serwowany i tak świeżo na nowo ludzkości tłumaczony? No, faktycznie znikł był on z afisza. Zniknięcie to nie jest jednak przypadkowym. Moje najnowsze prace i badania translatorskie, oraz najświeższe przekłady tekstów pieśni, z tego wciąż jakże niedocenianego gatunku muzycznego, doprowadziły mnie do całkowicie szokującej konkluzji – nie ma takiego gatunku muzycznego jak Śmierć Metal! Od bodaj połowy lat osiemdziesiątych cała ludzkość, a przynajmniej jej metalowy sort, żyła w świętym przekonaniu, iż wraz z powstaniem amerykańskiej grupy Death, narodziny swe huczne a jednoczesne miał śmierć-metalowy rodzaj sztuki! Mój Boże… Jakżeśmy się wszyscy mylili…

Odkrycia tego, burzącego doszczętnie dogmat śmierci w śmierć metalu, dokonałem zupełnie przypadkowo, podczas tłumaczenia już pierwszego kawałka z debiutanckiego krążka zespołu Death. Angielski znam wybornie, jakże wielkie zatem było moje pełnym stuporem zakończone zdziwienie, gdy miast krwi, szczyn i na nice wywróconych flaków, w tekście znalazłem… wzruszającą, acz jakże prozaiczną historię niełatwego uczucia, jakim darzy właściciel – Podmiot Liryczny – swego futrzastego przyjaciela, kota – i rzecz jasna: vice versa! Idąc dalej odkryłem, iż wszystkie 12 kawałków na tej płycie ściśle kotom tylko są poświęcone! To był SZOK. (Nie mniejszy wcale od tego, gdy swego czasu Neymara, szejkowie władający piłkarskim klubem ze stolicy Francji, nagle (i niespodziewanie) za 222 miliony petrodolarów, ohydnym podstępem wykupili byli z Barcelony…). Owszem, w pewnych (i być może wcale niemałych) kręgach kulturowych kluczowe tutaj słowo death oznacza czarną i nieuniknioną śmierć, acz zdecydowanie – jak się okazało – nie tyczy się to tego konkretnego przypadku! Autor tekstów na tym absolutnie już kultowym wydawnictwie, ewidentnie pisze o czymś zupełnie innym… Tam do kata – i naprawdę nikt wcześniej na to nie wpadł?? Chrystusie Nazareński, dokąd ten świat zmierza…

Koty, jak wiemy, to stworzenia futrzaste, co własnymi ścieżkami (fizycznymi, jak i mentalnymi) chadzają. Wywalone mają na wszystko i w zasadzie też równo – na wszystkich. No, chyba że akurat otwierasz saszetkę z kocimi przysmakami… Wtedy od razu (choć nie da się ukryć, iż ledwie na chwilkę) stajesz się Najwspanialszym Kocim Wujkiem z samej Ameryki! Jednak prędzej, czy później przyjść musi nocna pora, najczęściej w mocno zaranną już się zlewająca, gdy stworzenie takie, rozkosznie już przebudzone po niemal szesnastogodzinnej (z małymi przerwami na jedzonko i toaletową kuwetkę z wściekle szurającym żwirkiem) drzemce, radośnie, a i w pełnej dla siebie siurpryzie (na nowo wciąż) odkrywa, że rozsadza je niczym nieskrępowana, Organiczna Energia Życia, której upust całkowity a nagły dać natychmiast musi, gdyż inaczej się, bidulek ten, udusi! I to zawsze odbywa się dokładnie wtedy, gdy ty, marny człowieku, dopiero co zasnąłeś byłeś po solidnej tej nocy libacji… (Lub też po zwykłej kolacji – to jest tutaj bez znaczenia!) Na początku, w majakach swych bredzisz i uszom swym zwyczajnie nie wierzysz. Następnie, ta mglista faza zaprzeczenia i wyparcia przechodzi w etap mało świadomych jeszcze, acz pierwszych już z tym figlarzem negocjacji i cokolwiek hamowanego do niego gniewu. Dalej, niektórzy ponoć doświadczają stanów depresji, a po niej i akceptacji, acz w dzisiejszym przypadku, nasz Podmiot Liryczny odczuł jeno wszechogarniającą ochotę… czynienia swemu futrzastemu bliźniemu tego, co jednoznacznie a najbardziej mu niemiłe!

Kot Dyndaj, (nieudanie) przymilnie przez Liryczny Podmiot nazywany tutaj Dajem, jest bohaterem dzisiejszej opowieści. Czarnym bohaterem dodajmy, choć de facto to klasycznym a przeuroczym, pręgowanym buraskiem jest. To właśnie on, przebudzony już całkowicie o 3:15 nad ranem, odnajduje w gościnnym pokoju, pod stołem, zmiętą aluminiową kulkę, mozolnie wcześniej przez Podmiot Liryczny utoczoną z dwóch sreberek po czekoladach (w tym jednej z orzechami!). Znalezisko to szybko staje się idealną wręcz zabawką i pretekstem do rozpoczęcia obowiązkowej, porannej, kociej gimnastyki. Na początku niewinne a ciche, kilkucentymetrowe kuleczki tej przetaczanie. Następnie pojawiają się pierwsze mocniejsze łapką w nią pacnięcia i szurania nią i za nią, coraz to szybsze (i głośniejsze) po podłodze. Gdy poranna zaprawa Daja dobiega końca, Podmiot Liryczny naiwnie wierzy (jak co noc…), że to zakończy już jego katusze. I jak co noc, nic takiego miejsca nie ma… Bo jak powszechnie wiadomo, po porannej zaprawie (i gdy micha z jedzonkiem wciąż jest jeszcze niezrozumiale pusta) czas musi nadejść, i nadchodzi, na pierwszą tego dnia (dnia?) zabawę kotka właściwą! Krótkie a wściekłe sprinty i dłuższe po mieszkaniu wybiegania! Gonitwy szalone za kuleczką, jak i na nią bezlitosne polowania! Wskakiwanie na meble, na parapet, na łóżko! I tak w kółko, i tak od nowa, i tak bez końca… Dodać tutaj, jak i zaznaczyć wyraźnie należy, że Podmiot Liryczny szczerze kocha swego futrzastego przyjaciela! Nie da się po prostu ukryć, iż uczucie to łatwym nie jest (życie…), miłość ta nierzadko zamienia się nagle w emocje o zgoła przeciwnym biegunie, a nasz szwarc-tutaj-charakter z uroczego futrzaka zarannie metamorfuje w… Piekielnego Sierściucha! Transformując jednocześnie nieudolnie i jakże niekompetentnie onegdaj przetłumaczony Śmierć Metal w… Sierść Metal!

Lecz czym jest to wszystko w obliczu potęgi Syndromu Dnia Poprzedniego… Panie, Panowie, zespół Sierść w swym debiutanckim utworze! Posłuchajmy i poczytajmy – tak rodziła się wszak Legenda…*



Die…
Daj…
Die!
Daj!
Die…
Daj…

[Jak cię złapię, ty mały wsza…!!!]**


Piling the bodies,
Wiercę się ciągle w mym łóżku,
Burn them in the night!
Bo suszy mnie całą już noc!
Skin grows black and withered,
Szukam więc wody w garnuszku,
Decayed smell will rise!
Lecz wychlał ją znów ten kot!

Existence fading,
Świat cały wiruje,
Into ashes!
W szaroburym ruchu!
Burn those bodies,
A żebyś wyliniał,
To Infernal Death!
Piekielny Sierściuchu!


Human coals are burning,
Co we mnie ludzkie jest – płonie!
Repulsive yet so true.
Pić tak okrutnie się chce…
Open graves are scattered,
Wyciągam zgrabiałe swe dłonie,
When the work is through!
I inkantuję: choć ciszy chcę!

Existence fading,
Świat cały oszalał,
Into ashes!
W pręgowanym ruchu!
Burn those bodies,
A pazur ci w oko,
To Infernal Death!
Piekielny Sierściuchu!


Existence fading,
Oj, da-dana-dana,
Into ashes!
Pies łosroł Cygana!
Burn those bodies,
Cyganecka leci:
To Infernal Death!
Nie łosrej mi dzieci!***


* Tribute to Devon – the sweet tabby cat!

** Żaden kot w przedstawionym powyżej zdarzeniu fizycznie, ni psychicznie był nie ucierpiał, za to z tego co mi wiadomo, ubawu i figli miał po same swe, futrzaste pachy!

*** W tej powtórzonej zwrotce zaskakująco rozpoznano fragment starej, ludowej przyśpiewki, traktującej o dość nostalgicznie już przemijającej egzystencji pewnej skromnej rodziny, z dumnej (jak zawsze) społeczności Romów!

Z zaświatów – Kapitan MO

Zdjęcie w tle: fragment obrazu Ogród Rozkoszy Ziemskich – ok. 1500 – Hieronim Bosch.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *