Type and press Enter.

OFFLINE #3 / Koniec czy początek? Nic z tego

Kończy się rok, a nawet kończy się dekada. Rok niepodobny do żadnego innego, jak każdy. Dekada też: pierwsza taka w historii. Prawdopodobnie nie ma lepszego pomysłu niż zaproszenie do siebie dystansu historycznego. Trudno nam o to, bo nasza pamięć użytkowa jest krótkowzroczna. Gdyby taka nie była, nie moglibyśmy poruszać się w teraźniejszości.

Coraz bardziej frapuje mnie potoczna metafora „początek końca”. Upewniam się, że apeluje ona do samej natury czasu. A jednocześnie: do naszej konfuzji w odczuwaniu czasu.

Umysł postrzega go chronologicznie. Inaczej mówiąc: linearnie. Jeden kierunek na linii prostej. Umysł potrzebuje dzielenia tej linii na odcinki: potrzebuje granic. To naturalne, bo i natura ma swoje granice: cykle. Obroty Ziemi wokół Słońca to także jeden kierunek, ale właśnie: nie po linii prostej. Dzieje się tu jakieś koło.

Z kołem sytuacja się komplikuje. Ziemia po jakimś czasie obrotu powróci do punktu „wyjścia”.  Po zimie i trzech porach przyjdzie znowu zima, ale inna zima. I na tym polega problem. Po jakimś czasie można wrócić do domu, ale ani ja, ani dom nie jesteśmy tacy sami. Tymczasem (!) każdy potrzebuje złudzenia niezmienności. Potrzebuje stałego punktu na linii czasu; takiego, który wydaje się nietknięty, identyczny z tym, jaki pamiętamy. A pamięć to nic innego jak szczególna iluzja optyczna, w dodatku też dzielona na odcinki. I znowu: złudzenie jest nieuniknione.

Tylko wziąć sznurek i znaleźć dobry hak na suficie.

Można też pomyśleć nad jakimś sposobem poruszania się od złudzenia do złudzenia.

Im dłużej w czymś trwamy, tym straszniejszy wydaje się koniec. To chyba dlatego, że nasz wzrok jest krótki: od odcinka do odcinka (popatrz wyżej). Długość odcinka ma tu zasadnicze znaczenie, ponieważ na najdłuższym odcinku osiadło najwięcej silnych emocji. Nie ma wątpliwości, że jeśli ktoś zmienił miejsce pracy, to zakończył się jeden odcinek i rozpoczął inny (odczuwany jako następny). Ale kiedy spojrzeć na jego „linię pracy” z lotu ptaka, sprawa początków i końców się komplikuje (popatrz wyżej). Z góry widać więcej. Widzimy jakieś kontynuacje, konsekwencje, zwroty, powroty i inne zależności. Granice miejsc pracy nabierają perspektywy. Na szczęście.

Bez perspektywy nasze poczucie czasu jest tylko poziome.

Jedno z zasłużonych czasopism literackich przed dwoma laty ogłosiło kryzys finansowania w wyniku odejścia głównego protektora. Tradycja 38 lat nieprzerwanej obecności na polskim rynku prasy naturalnie wytworzyła poczucie „końca epoki”. Redaktor naczelna pisma opublikowała apel o pomoc i postanowiła ogłaszać nowe teksty współpracowników na specjalnej stronie internetowej. W tym miesiącu ogłoszono ostateczne zakończenie działalności fundacji wydającej książki i periodyk wskutek niepowodzenia „misji ratowniczej”. Znałem i czytałem pismo od wczesnych lat studenckich. Odbyłem drogę od juniorskiego podziwu po zdystansowany szacunek; była to droga równoległa do zmian zachodzących w moim świecie wewnętrznym. Wąski krąg publikowanych autorów uwodził mnie niegdyś obietnicą szlachetnej elitarności, dziś jestem świadomy związanego z taką postawą ryzyka, a wypracowany dystans uwolnił mnie od poczucia „definitywnego końca”. No właśnie. Nie podzielam tego poczucia, naturalnego u założycieli i autorów. I naturalnie: są oni w szoku z powodu zakończenia długiego rozdziału ich życia. Jest za wcześnie, aby spojrzeli na ten rozdział z wyżej położonego punktu. Bardzo możliwe, że jeszcze bardzo długo będzie za wcześnie. Wszyscy mamy tak samo. Najpierw „szok zakończenia” pozbawia nas perspektywy, a następnie pamięć wygładza nierówności tego, co zakończone, łechce nasz sentyment, skłania do gorzkich żalów, hiperbolizuje to, co „się nie wróci”. (To także jedna z tajemnic prymatu dzieciństwa w naszej pamięci. Jedna z wielu oczywiście, bo jest ich więcej niż palców rąk i stóp).

Póki widzimy czas na jednej prostej linii, póki nie pozwalamy linii skręcić w kształt i kierunek  koła, dopóty każdy koniec straszy, a każdy początek koniecznie i radykalnie „odcina się” od końca.

Tymczasem (!) początek końca jest równie ciekawy jak początek po końcu. Daje poczucie, często bardzo mgliste, a zawsze ekscytujące, wyłaniania się czegoś nowego. Życzę sobie i Tobie skręcenia linii prostej; życzę pragnienia lotu nad granicami koła. Może nie w osiemdziesiąt dni, ale można tak oblecieć cały swój świat. I wylądować gdzieś, gdzie jeszcze się nie było…

Tekst: Adam/cudnymanowiec@gmail.com
Obraz: Pieter Brueghel Starszy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *