Type and press Enter.

Najmądrzejszy miesiąc roku, czyli pochwała mroku / OFFLINE2

Wiem, jak wygląda pomnik trwalszy niż ze spiżu. Jest zbudowany z niezwykłych słów. Widziałem jednak wiele trwalszych od pomników rzeźb. Widziałem nawet rzeźbiarza zakochanego w rzeźbie. Widziałem rzeźbiarzy, którzy nie umierali, choć ich nazwiska widniały wyryte na pomnikach.

A rzeźby, które wbrew ospałym pozorom ożywały? Nie, wcale nie w snach.

Czy to znaczy, że będziemy rozmawiać o nieśmiertelności? A skądże! Ten tekst jest tylko małą apologią listopada. Niczym więcej.

Nie ma ten miesiąc dobrej prasy. Nie dość, że w ekspresowym tempie skraca panowanie dnia, to jeszcze ów pośpiech natury od niepamiętnych czasów jest przez urzędników kalendarza gospodarczego sztucznie wzmacniany. Tak zwany „czas zimowy” większości z nas funduje ciemną zasłonę nieba tuż po opuszczeniu miejsc pracy. Człowiek, który wraca z pracy po ciemku, może być niebezpieczny. A na pewno zaniepokojony. Nie wspominając o człowieku, który wstaje do pracy jeszcze w nocy.

Te tasiemcowe szarości. Te niskie warkocze kominów, niskie, bo nielotne ponad wieżami kościołów. Te brązy w liściach, coraz lżejszych. Te mgły, które skracają widoczność zamiast unosić w cisze zamyśleń. Te przymrozki w gruntach i duszach. Te lampki i bombki podkładane w witrynach sklepów, w bilbordach, w prostokątach wyskakujących na monitorach.

A zaczyna się to wszystko od dziadów. Dziś od lampionów na nagrobkach, kiedyś od pochodni, porcji mięsiwa, chleba, a czasem i wódki dla tych, którzy się przenieśli. Nie wiemy, jak daleko, ale przenieśli. Dziady odprawia się właśnie nad pomnikami. Dla każdego, kto przychodzi z pamięcią o tej jednej osobie, ten jeden pomnik jest trwalszy od spiżu.

I tu zaczyna się opowieść o pięknie listopada.

W dniu pokazania się tego tekstu przeniósł się dokądś Adam Mickiewicz (165 lat temu). Za niespełna miesiąc znowu się narodzi. Jeśli wierzyć badaczom, zapukał do bram naszego świata w Wigilię (a odźwierny mu otworzył). I czyni to za każdym razem, gdy ktoś poda mu rękę swoją myślą, przeczyta jego wersy, zapali światło jemu dedykowane, zje lub wypije za jego twórczość i zdrowie.

I właśnie to opowiada listopad. Człowiek rodzi się w każdej chwili, w której drugi człowiek przywoła go dobrą myślą, emocją, dotykiem ciała, dotykiem ducha. Liście odrywają się od gałęzi po to, by zapaść w mądry sen i świętować ponowne narodziny wiosną. Liście się odradzają. Ptaki wracają odmienione. Nawet zeszłoroczny śnieg potrafi odżyć we wspomnieniu. („Kiedyś” było go więcej, wspomnienia więc były bogatsze).

Listopad, jak wszystkie inne miesiące, jest jedną z dwunastu pieśni natury. Jego pieśń to pieśń wyciszenia, zasypiania, odlotu, odejścia w swoją stronę.

Bo trzeba się przygotować do następnych urodzin.

Wiecie, ile dobrych myśli wstaje w tej chłodnej ciszy? W zawieszeniu? W dojrzałym mroku? Listopad przypomina, że noc nie jest przeciwniczką dnia, a jego kochanką. Nie zawsze czułą, bo i kochanie nie jest tylko czułe.

Czy listopad gasi światło? Nie, odsłania je szerzej. Odsłania jego ciepło i chwałę. Oducza nas obojętności wobec światła. Na nowo uczy czekania. Przypomina, że Ziemia jest okrągła. Przypomina, że pewne rzeczy muszą pozostać w ukryciu, przynajmniej przez pewien czas. Bo jedne muszą dojrzeć w ciemni, inne potrzebują zimnej czułości Czasu, kolejne są przedwczesne, następne – spóźnione, ale niekoniecznie utracone.

Wreszcie: listopad śpiewa do snu.

Dobranoc! Już dziś więcej nie będziem bawili,
Niech snu anioł modrymi skrzydły cię otoczy,
Dobranoc! Niech odpoczną po łzach twoje oczy,
Dobranoc! Niech się serce pokojem zasili.

Dobranoc! Z każdej ze mną przemówionej chwili
Niech zostanie dźwięk jakiś cichy i uroczy,
Niechaj gra w twoim uchu, a gdy myśl zamroczy,
Niech się mój obraz sennym źrenicom przymili.

Adam Mickiewicz, Dobranoc, w: tenże, Wybór poezyj, tom II, Wrocław 1986

Śpij dobrze, listopadzie. Jutro też są urodziny.

Słowo: Adam
Obraz: John Atkinson Grimshaw, At the park gate

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *