Type and press Enter.

Goszcząc Wolanda i jego świtę / Bułhakow / Mistrz i Małgorzata

W minionym tygodniu dałam się opętać diabłu. Siły nieczyste zawitały do mej świadomości, opętały nieświadomość, zaburzyły superego. Budziłam się, niczego nie podejrzewając, gdy nagle imię Asasello wpełzało do mojego umysłu – nie bardzo wiadomo którędy – stając się pierwszym słowem pomyślanym od rana. Wraz ze słowem przybywał on sam – wykonawca szatańskich wyroków. Behemot przechadzał mi się po ścieżkach myśli, bynajmniej nie krocząc bezszelestnie na czterech łapach, jak to czynią grzeczne czarne kotki, które wszelkie nieszczęścia wieszczą sobie całkiem po cichutku, lecz urywając konferansjerom głowy i nalewając damom spirytusu zamiast wódki. Szczytem wszystkiego było jednak tak intensywne rozmyślanie o centralnej postaci owej świty, że kiedy pewnego dnia – jak zwykle – zaczęłam podpisywać się od litery „W”, ani się spostrzegłam, gdy na papierze zmaterializował się Woland, w dodatku z mojej własnej wyszedłszy dłoni.

Tak oto diabeł i jego świta wtargnęli w moje życie niczym w codzienność mieszkańców Moskwy – niespodziewanie, wszechogarniająco, wywracając porządek świata do góry nogami i przyprawiając o obsesje. Tę mam nad nimi przewagę, że ciągle jeszcze trzymam się z dala od zamkniętych przybytków medycyny psychiatrycznej, co leżało poza zasięgiem woli wielu powołanych przez Bułhakowa do istnienia i szaleństwa postaci. Pozazdrościłby mi Iwan Bezdomny, mizerny poeta, który nazbyt śmiało i nazbyt dosłownie opowiadał wszem wobec o szczegółach swojej z szatanem konfrontacji, co nieuchronnie do murów szpitalnych go doprowadziło. Ja, nauczona podglądaniem jego losu, opowiadam Wam tu o swoim z szatanem spotkaniu tylko nazbyt śmiało, na dosłowności absolutnie nie zamierzając poprzestawać; wietrząc w tym moje ocalenie.

Pozazdrościłby mi również Nikanor Iwanowicz Bosy, niecnie przez siły diabelskie wmanewrowany w spekulowanie walutą, także bezwolnie w klinice zamknięty. W pakiecie leczniczym otrzymał również nienawiść do teatru, pomimo wcześniejszej nieokiełznanej do niego słabości. Ja swoich kulturowych miłości nie oddam – co to, to nie; choć znalazłyby się obsesje do wyplenienia. Sama analiza Mistrza i Małgorzaty potrafi przyprawić o jedną.

O obsesjach najlepiej porozmawiać jednak z samym mistrzem, który – trawiąc myśli swoje – z nieposkromioną pasją przyglądał się historii dobra i zła na nowo, sytuując ją wewnątrz człowieka – Poncjusza Piłata. Gdy coś, czemu poświęcił się w całości, zostało odrzucone przez system, nie pozostało mu nic, prócz Małgorzaty, archetypicznie zstępującej do samych piekieł, by duszę ukochanego z nich wydobyć i umieścić przy swojej; bo i miłość może człowieka wyzwolić.

Czy wszystko zaczęło się od szatana-Wolanda, który wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro[1]? Od niewinnego zdania, jakie padło na Patriarszych Prudach: Chrystus nigdy nie istniał? Od Annuszki, która rozlała olej? Od Jeszui, nowej wersji Jezusa, który jednak niezmiennie naznaczył ludzkość swoim miłosierdziem, czyniąc człowieka Bogiem i szatanem w obrębie jednej osoby? Istotą mającą władzę nad winą i karą, nad sumieniem własnym i cudzym, nad odpuszczaniem grzechów, oczyszczaniem duszy. Panem wolności i zniewolenia.

Świat Bułhakowa jest wieczny. Ten świat to pozorna antynomia dobra i zła, która jednak staje się synergią tak budującą świat zewnętrzny, jak i znajdującą swoją mikroreprezentację w świecie wewnętrznym. W tej wersji każdy z nas, ze swoimi dylematami i rozterkami, nosi w sobie historię ludzkości.

Choć to jedna z najbardziej skomplikowanych opowieści, z jakimi czytelnikowi może przyjść się mierzyć, system wartości, w którym jest osadzona, zdaje się najprostszym i najbardziej dostępnym naszemu ludzkiemu doświadczeniu. Opowiadając o różnych wymiarach zniewolenia, Bułhakow opiewa wolność; prowadząc nas przez zgliszcza ludzkich namiętności, prezentuje miłość.

To one zajmują w tym systemie miejsce nadrzędne – wolność i miłość, a panem jednego i drugiego uczyniony został człowiek. Czy to nowa wersja Biblii, wymierzona przeciw ateistycznemu Związkowi Radzieckiemu sprzed wieku? Czy to wzmocnienie herezji, odarcie Boga z cech boskich, szatana z szatańskich, usytuowanie człowieka w roli jednego i drugiego? Może to próba integracji wszelkiej myśli o naturze dobra i zła, boskiej i ludzkiej, sakralnej i świeckiej, dawnej i współczesnej, w skali makro i mikro, w świecie realnym i jego fantasmagorycznych odmianach? Próba rozstrzygnięcia problemu teodycei, skupionego wokół tego, na jakich metafizycznych podstawach opiera się współistnienie dobra i zła? Wielu teologów i filozofów łamie sobie nad tym głowę w poważnych traktatach. Bułhakow oddalił się o pięć kroków i ze zbawiennego dystansu, siłą groteski, unaocznił to, że człowiek sam sobie jest piekłem, czyśćcem i rajem; a nade wszystko jest nim dla drugiego człowieka. To, co i w ustach Szekspirowskiego rycerza Makbeta mogłoby się z powodzeniem uformować, również historia rosyjskiego pisarza zdaje się głosić: Piekło to ja; piekło to świat; piekło to ludzie. I ta sama sama ja, i ten sam świat, ci sami ludzie mogą – możemy – być rajem. Jedyną różnicą jest decyzja – o pozostaniu wiernym własnemu sumieniu lub sprzeniewierzeniu się mu. O byciu po stronie tego, co uznajemy za dobre lub przejściu na stronę zła – wbrew naturze. O odwadze lub tchórzostwie. Tak u Szekspira, jak i u Bułhakowa odpowiedzialność spoczywa na człowieku. Tak, właśnie na Tobie.

Na tym tle żaden Woland czy Mefistofeles nie przerazi już swoją wizytą. Ni bies żaden, szatan, diabeł czy Behemot, a już na pewno nie Lucyfer  (z łac. – niosący światło).

Z nimi w porannych słowach i bezwiednych podpisach swoje obsesje zrozumieć nawet łatwiej. Czyż nie taka właśnie była wola Wolanda? Uświadamiać. Choćby nawet miało to być bolesne jak wpadnięcie pod tramwaj.

Niechaj Berlioz spoczywa w literackim pokoju.

Niech Annuszka robi swoje.

 

Ewa Wasiak / ewawu

 

[1] Cytat z Fausta Johana Wolfganga Goethego, fragment motta Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *