Type and press Enter.

Pomówmy o magii kina / Fantastyczne zwierzęta i gdzie je znaleźć / David Yates

Rok 1896. Styczeń. Zaciekawiona rzekomo fantastycznym pokazem, dziwami nie z tej ziemi publiczność gromadzi się przed srebrnym ekranem, lada moment oglądać będzie Wjazd pociągu na stację w La Ciotat, jeden z pierwszych filmów braci Lumière. Widzowie są autentycznie przestraszeni, gdy do krawędzi ekranu zbliża się lokomotywa. Pokaz ten obrośnie legendą i przejdzie do historii. To w trakcie takich widowisk na świat przyszła magia kina.

Rok 2001. Na tysiące sal na całym świecie znów wjeżdża pociąg. Minęło ponad sto lat, magia kina, stale obecna, ma już sporo za sobą i jeszcze więcej przed sobą! Wkraczamy w XXI wiek, coraz lepsze efekty oznaczają świetlaną przyszłość, prawda? (Gorycz) Pokazała nam (magia kina) prawdziwe dinozaury, pokazała nam prawdziwe bitwy w kosmosie, pokazała nam obcych i latające statki, nieprzeliczone katastrofy, przerażające potwory… a teraz, miliony widzów wpatrują się, jak na peron o podejrzanym numerze wjeżdża wielka lokomotywa, ciągnąca za sobą rząd wagonów. Tłum czarodziejów czeka z niecierpliwością, widzowie wraz z nimi. Jakie tajemnice skrywają te obłoki pary? Dokąd zabierze nas ten pociąg? Patrzeliśmy jak zahipnotyzowani, wiedzieliśmy, że czekają na nas rzeczy niestworzone – ci, którzy z tym pociągiem zetknęli się już w książkach o Harrym Potterze, wiedzą, czego się spodziewać, ci, co książek nie czytali, nie mają pojęcia, co to za podróż. Jedni i drudzy lada moment zostaną porwani przez naszą starą znajomą – magię kina. Będzie im pokazywać prawdziwe czary, loty na miotłach, magiczne stwory i potwory… Będą patrzeć, dziwić się, zachwycać.

Rok 2016. Siedzę w kinie, siostra mnie zaciągnęła, choć sam pewnie prędzej czy później i tak bym się wybrał. Pociągów brak i sceneria także już inna. Nowy Jork, lata dwudzieste XX wieku. Film zaczyna się ciekawie, bawi i wciąga. Ale filmy przecież bawią i wciągają. Od tego są, do tego służą, prawda? Więc siedzę i bawię się wcale dobrze, choć nie jest to żadne wielkie przeżycie. Wtem nagle… scena z walizką. Zgadnijcie: co pojawia się w scenie z walizką? Tak. Magia kina. Nie spodziewałem się! Niemal o niej zapomniałem. Wielkie i rozbudowane efekty specjalne przyzwyczaiły nas do siebie, oswoiły. Obcy niszczą całe miasto? Przyjąłem do wiadomości. Trzęsienie ziemi rozrywa ulice, wieżowce walą się w gruzy, a bohaterowie uciekają przed kataklizmem na motorze? Ziewam. Wielka kosmiczna bitwa z milionem eksplozji? Czas na przetarcie tych diabelskich okularów 3D. A pamiętam przecież jak byłem dzieciakiem i każdy zwiastun Dnia Niepodległości wywoływał u mnie gęsią skórkę! Gdzie się to podziało?, myślę od czasu do czasu i – czy poczuję to jeszcze kiedyś? – zastanawiam się przy tym… A tutaj – scena z walizką. Siedzę z rozdziawioną szczęką i znów mam to poczucie – że oto widzę inny, zupełnie nieznany świat i wszystko, absolutnie wszystko w tym świecie mnie zaskakuje, zachwyca, straszy i bawi! Nie wiem co zdarzy się lada moment, mam do czynienia z czymś obcym i nieznanym i uwielbiam, oj uwielbiam to! I nie chodzi tu tylko o sposób w jaki film jest pokazany. Chodzi raczej o to, jak jest wymyślony. Idźcie do kina, poczujcie to.

 

(Nawias merytoryczny: to nie jest film doskonały, ma swoje mankamenty, jakieś postaci, których roli do końca nie rozumiemy, drobne nielogiczności, poza tym nieco zwalnia pod sam koniec, jednocześnie plącząc kolejne wątki. Ale to wszystko jest nieważne, naprawdę nieważne. Film przypomina o odczuciach, których nie przeżywałem dawno, naprawdę dawno i już to, samo w sobie, czyni go bardzo dobrym.)

Paweł

Zdjęcie w tle pochodzi z materiałów promocyjnych filmu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *