Type and press Enter.

Książkowe duety – Grimmelshausen i Grass

Długo zastanawiałem się, czy wolno mi sparafrazować tytuł cyklu mojego pisującego tu o Lemie starszego kolegi, któremu nie jestem godzien rozwiązać opasującego białe skarpetki rzemyka u sandałów. W końcu odważyłem się, bo też „Książkowe duety” brzmią nader adekwatnie do treści, która składam przed Wasze godne oczy.
Zaczęło się od mojego zamiłowania do powieści łotrzykowskiej, do rozmaitych literackich hulaków, włóczęgów i bezczelnych typów, których przygody nie są może tak wiarygodne jak barwne, ale niezawodnie dostarczają rozrywki i rozlicznych okazji do odczuwania tak iście ludzkich porywów duszy jak zawiść czy poczucie nieuzasadnionej wyższości. W poszukiwaniu tego uniwersalnego paliwa, natknąłem się na wzmiankę o siedemnastowiecznej powieści Hansa Jakoba Christoffela von Grimmelshausena. Jej pełny tytuł brzmi „Przygody Simplicissimusa, Niemca, to jest opis życia dziwnego wagabundy Melchiora Sternfelsa z Fuchsheim, gdzie i w jakiej postaci przyszedł na świat, co na nim widział, czego się wyuczył, doświadczył i co wycierpiał, także dlaczego ów świat dobrowolnie porzucił. Rzecz przezabawna i dla każdego do czytania wielce pożyteczna, napisana przez Germana Schleifheima z Sulsfortu, a wydrukowana w oficynie Jana Filiana w Mompelgarcie roku Pańskiego 1669”. Co mniej cierpliwi czytelnicy mogą zresztą po zapoznaniu się z tytułem zrezygnować z lektury samej powieści, uznając, że wszystko już wiedzą, pobłądzą jednak wówczas straszliwie. Z kolei co uważniejsi dostrzegą, że Fernando Pessoa nie był bynajmniej pierwszym człowiekiem pióra, który posługiwał się heteronimami.
Do rzeczy jednak. „Przygody Simplicissimusa” napisane są stylem potoczystym, pełnym barwnych wyrażeń, akcja toczy się wartko, a trup ściele gęsto, boć to wojna trzydziestoletnia jest jednym z (anty)bohaterów dzieła Grimmelshausena. Niniejszym dzieło owo bawiąc, uczy, a w szóstej, dopisanej po latach księdze, próbuje uczyć nawet zbyt nachalnie, popadając w podbudowane głęboką symboliką moralizatorstwo. Nie zmienia to jednak faktu, że rozerwać się można przy nim przednio, i że językowo bije ono na głowę współczesne bestsellery. Życzyć by sobie można, by i reszta dorobku pisarza, w dużej części powiązana fabularnie z „Przygodami Simplicissimusa”, znalazła uznanie u polskich wydawców.
Nim to jednak (nie) nastąpi, podpowiadam mały trik, dzięki któremu można schudnąć 20 kilo w tydzień powrócić do świata Simplicissimusa wbrew ogólnopolskiemu i bez wątpienia masońskiemu w swej istocie spiskowi wydawniczemu. Oto bowiem pewien potencjalny noblista, niewiedzący jeszcze, że mu się ten Nobel raczy tak mile zaktualizować, w ramach swojego rozliczenia z przeszłością – rozliczenia, które w pełni dokonało się dopiero wiele lat później i wzbudziło w Polsce znaczne kontrowersje – przystąpił do stawiającej sobie ambitne i społecznie zaangażowane cele literackiej Grupy 47. Günter Grass, bo o nim mowa, pod koniec lat siedemdziesiątych postanowił ten tajemniczo zatytułowany twór uhonorować specjalnie dedykowanym mu dziełem, a scenografię wypożyczył właśnie u Grimmelshausena. Opisał fikcyjny zjazd poetów, krytyków i wydawców, radzących podczas wojny trzydziestoletniej nad możliwymi sposobami położenia jej kresu. Wśród radzących znajduje się sam Grimmelshausen, ale i Anioł Ślązak, ten wciąż niewykorzystany promocyjnie przez Wrocław arcykrasnal. I choć najlepszym pomysłem, na który radzący są w stanie się zgodzić, jest ułożenie do stron konfliktu apelu o nader płynnej treści, „Spotkanie w Telgte” to literacka uczta, stawiająca bardzo ważkie pytania o istotę relacji między życiem a sztuką. To zarazem miniaturka, w której znajdują wyraz wspólne niemal wszystkim artystom i tak rzadko ziszczane ideały obcowania z ludźmi o podobnej wrażliwości, połączonej tutaj z silnym poczuciem społecznej odpowiedzialności. Powinowactwo z „Przygodami Simplicissimusa” przydaje zaś tej miniaturce stosownej lekkości oraz językowego kolorytu.
Teraz pozostaje jedynie wierzyć, że ktoś kolejny w tym pochodzie wrażliwców zechce kiedyś oddać Grassowi hołd zbliżony poziomem do tego, jaki ten złożył Grimmelshausenowi. I że mnie uda się tego doczekać.

Hans Grimmelshausen – „Przygody Simplicissimusa”, tłum. Anna Maria Linke, Państwowy Instytut Wydawniczy 1958
Günter Grass – „Spotkanie w Telgte”, tłum. Sławomir Błaut, Czytelnik 1992

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *