Type and press Enter.

Pożegnanie / Kołysanka jodłowa / Jerzy Liebert

libertJerzy Liebert, młody poeta. Choruje na gruźlicę, mając dwadzieścia siedem lat umiera, jest rok 1931. Rok później ukazuje się jego trzeci tomik, pośmiertna „Kołysanka jodłowa”, mocny, zaskakująco jasny zapis odchodzenia.

Składa się tomik z trzech cykli (Kołysanki jodłowej pierwszej, drugiej i trzeciej), przewrotnie ułożonych w wyraźnie odwróconej chronologii. Pierwszy cykl, zaraz po cudownym śnie (w którym to opisane jest odrealnione odpłynięcie, wniebowstąpienie całego domu. Poeta siedzi w oknie i macha na pożegnanie, jakby wiosłował) dostajemy tytułowy wiersz. W Kołysance jodłowej pisze autor o nadchodzącej śmierci, o tym że wszystko już przesądzone… ale, co dziwi, nie robi tego z goryczą, ironią czy rozpaczą. Jaka lekkość i spokój brzmią w przytoczonych poniżej słowach. Pewien rodzaj oczekiwania.

Poprzez wonność jodłową
pójdą, każde w swą stronę,
ciało w ziemię lipcową,
dusza w góry zielone.

Dalsze wiersze w cyklu to opisy walki z chorobą, podskoki bezlitosnego słupka rtęci; w Gorzkich wiórach autor pisze o tym, że w kawale drewna najchętniej wyrzeźbiłby kolebkę, jednak jak na złość stworzyć umie tylko trumnę. Dwa wiersze, Rapsod żałobny i Pieśń o zagładzie urywają się znienacka, kolejne wersy są zastąpione wykropkowanymi liniami, krzyczącymi tym głośniej, jakby sił do pisania tamtych rzeczy brakowało. Niezapisane słowa dudnią przeraźliwie głośno. I tak kołysze się Liebert między pełnym pokoju i nadziei oczekiwaniem na śmierć a dławiącym, chwytającym za gardło zwyczajnym ludzkim strachem…

W kolejnym cyklu (kołysance drugiej) tematyka choroby znika, pozostaje jednak pewien opis idących zmian i z jednej strony melancholii (Piosenka do Warszawy) z drugiej zaś pełnego pogodzenia, jak w Krokusach gdzie roztapiająca się rzeka lada moment porwie kładkę, a autora obchodzą jedynie tytułowe kwiaty, albo w Colas Breugnon gdzie opisani wygnańcy z raju, stwierdzają, że życie na ziemi wcale takim złym nie jest i… być może nie warto tęsknić. Rzućcie na niego okiem:

Wypędzili z raju aniołowie
Ludzi, ptaki i strwożone sarny,
Zamiast ambrozji słodkiej i złotej
Krowie mleko nam dali i chleb czarny

Myślał Bóg, że łamiąc chleba ćwiercie
W gniewie okrutnym załamiemy ręce,
A oto nam się chleb wydał słodszym od ambrozji
I wznieśliśmy ręce w podzięce.

Oto, krowy na łąkach zielonych
Ciepłem mlekiem trysnęły w dzbany
I w obłokach dzbanów glinianych
Zobaczyliśmy raj nam zabrany.

kolysanka-jodlowaTrzeci cykl. Temat przemijania zostaje gdzieś w oddali. Są tu fantastyczne Lisy, ze zwierzęcą pogonią po szerokim świecie, jest tu, w końcu wiele odwołań religijnych. Jest hymn do Ducha Świętego, jest Kościół wojujący, jest Modlitwa. Całość zamyka cykl kilku przekładów, głównie z Aleksandra Błoka, przekładów zręcznych, lekkich i przyjemnych.

I tak przyszło mi poznawać Jerzego Lieberta – od końca – od tomiku już pośmiertnego, również na opak ułożonego. Nie wiem czy decyzja o takim rozmieszczeniu cyklów należała do autora, czy też poukładał je tak wydawca, całość robi bardzo dobre, miejscami wręcz piorunujące wrażenie (zwłaszcza w kontekście wieku autora, który umierając miał lat dwadzieścia i siedem), zajrzeć w tomik polecam, znajdziecie go Państwo i pobierzecie nieodpłatnie na Wolnych Lekturach.

Paweł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *