Type and press Enter.

Człowiek jako zjawisko biologiczno-wertykalne, bryła z tysiąca osób i wiara w liczby większe / Tak se myślę #6

Spisano w nocy z 18 na 19 marca bieżącego roku.

Za oknem wieje i to wieje nie na żarty, prąd zerwało, a ja siedzę w blasku świec – dwu, trzech, czterech – i tak se myślę.

W piątek zjawił się na Statku tysięczny czytelnik. Już wczorajszego popołudnia porwało mnie zatem (idące w ślad za świętowaniem) rozważanie zagadnienia tysiączności i próby wyobrażenia sobie: jak wygląda tysiąc ludzi? Ile to jest, tysiąc osób? Łatwo jest wyobrazić sobie pięciu – dziesięciu ludzi, może nawet setkę… ale jak wystawić sobie portret tysiąca? Mocy obliczeniowej do tego sporej potrzeba.

Próba wyobrażenia: kwadrat, wzdłuż boku „a” stoi dziesięć osób – dziesięć osób, jak już pisałem, wyobrażam sobie bez problemu – drugie tyle ustawia się wzdłuż drugiego boku. Przestrzeń między nimi zaludniamy równo ustawionymi postaciami. Tak oto, w łatwy sposób i na stosunkowo niewielkiej przestrzeni wyobrazić sobie można sto osób. Na potrzeby wyobrażenia stoją karnie i grzecznie, nie wiercą się, to bardzo miłe z ich strony.

Odhaczamy zatem udane wyobrażenie setki, pora przejść do tysiąca. Trzeba sobie dziesięć takich kwadratów wyobrazić, z tym też nie mam problemu. Ten pojawia się dopiero z rozmieszczeniem dziesięciu podobnych grup w przestrzeni. Ustawić je w jednym rzędzie? W dwu po pięć, w pięciu po dwa? Poza tym skoordynowanie tysięcznej grupy jest zapewne cięższe niż ustawianie setki, trzeba dobrze dyrygować, wyznaczyć centurionów… spore przedsięwzięcie, dużo ustawiania, biurokracja, bałagan i nieuniknione skojarzenia z przygodami Asterixa.

Wtem przychodzi myśl błyskotliwa – bryła sześcianu. Zatem: dziesięciu ludzi w długości, dziesięciu w szerokości, dziesięciu w pionie i przestrzeń między nimi wypełniona. Jest to spore przedsięwzięcie, przyznaję, ale przecież trzeba sobie to póki co jedynie wyobrazić, ustawianie zostaje na potem. Wyobraźni pozostaje jedynie przedstawienie sobie sześcianu o boku dziesięciu ludzi, dziesięć na dziesięć na dziesięć – zadziwiająco, by nie rzec: rozczarowująco mała przestrzeń jak na tysiąc ludzi… Tysiąc ludzi to jest dziwnie mało w tej perspektywie (Na marginesie, proszę wybaczyć, że tak nieładnie i bez Waszej wiedzy i zgody buduję sobie z Was w głowie bryły, tak się ułożyło).

Myślę kolejną chwilę i odkrywam, że to wcale nie jest sześcian, tylko prostopadłościan – przecież człowiek to jest zjawisko biologiczno-wertykalne, zatem i tysiąc ludzi, tak jak jeden, musi pion trzymać współtworząc pionową bryłę. No, chyba że są to ludzie leżący. Leżenie może okazać się nawet wygodniejsze, nie trzeba trzymać nikogo „na barana”, prawda? Dodatkowym plusem jest też to, że wspólne leżenie może prowadzić do sytuacji cokolwiek ciekawych.

Tysiąc osób. To tak jak w tuwimowej Lokomotywie – tam jest tysiąc atletów i każdy zjada tysiąc kotletów… (ile zjedliście dziś kotletów?). Daje to milion kotletów (placki sojowe się nie liczą). Kotlet to jest zjawisko żywieniowo-horyzontalne, co sprawia, że trzeba popchnąć wyobraźnię na nieco insze tory, by z wyobrażeń homo-wertykalnych przejść na konsumpcyjno-poziome. Co gorsza zwielokrotnieniu ulega liczba elementów, które wyobraźnia musi wygenerować naraz. O niedolo! Po cóż ja o tej lokomotywie myślał! To jest ślepa uliczka, trzeba się ewakuować!

Tutaj docieram do granic moich możliwości obliczeniowych. O ile zobrazowanie sobie tysiąca ludzi nie stanowi wyzwania szalonego, o tyle jednoczesne wyobrażenie sobie miliona kotletów jest już niemalże niewykonalne. Milion wymaga więc od nas pewnych uproszczeń, obliczeń i wiary w ich prawdziwość. Staje się zatem zjawiskiem abstrakcyjnym, nie można objąć go całościowo – musimy przedstawiać sobie mniejsze jego części i umownie mnożyć je w kolejnych bryłach. Proszę zatem o niejedzenie tysiąca kotletów.

Oto wszystko, co większe niż tysiąc, ewentualnie kilka tysięcy, staje się dla nas przedmiotem wiary. Ziemia ma w obwodzie czterdzieści tysięcy kilometrów? Ok. Mocno w to wierzę. Ale nie sprawdzę, nawet sobie nie wyobrażę tych czterdziestu tysięcy, no bo jak? Obcowanie ze światem od pewnego momentu (wejścia w sferę odpowiednio wysokich wielkości) staje się aktem wiary. Opartej na solidnych dowodach, ale wiary.

Swoją drogą – co to jest tysiąc? Nie tysiąc ludzi, a sam tysiąc? Co to jest milion? Czy może ktoś pomoże mi sklecić definicję tego, co to jest? Albo dwa. Dwa jest łatwiejsze. Zadanie domowe: co to jest dwa? Albo – jak sobie dwa wyobrażacie?

Wtem włączył się prąd i przyszło mi porzucić te, jakże ważkie rozważania. Pobiegłem oglądać śmieszne filmiki w internecie, a zagadnienie zobrazowania tysiąca czytelników, pozostało rozwiązane jedynie częściowo, na chwilę obecną najlepszym wyobrażeniem dla naszej tysięcznej załogi, jest ustawienie dziesięciu osób w rzędzie, wręczenie im wioseł i podniesienie ich do potęgi trzeciej. Przy tym zostańmy.

Dobranoc.

Wasz Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *