Type and press Enter.

O współczesnych potyczkach z absolutem i co na to Epikur

„Wszechświat” to słowo tyleż wszechogarniające, co i wydumane. Jest wszystkim i niczym zarazem – wszystkim, bo nie ma niczego poza nim (wiwat logika!); niczym z perspektywy ludzkiej, bo nie istnieje taki jego odpowiednik, który mieściłby się w naszej wyobraźni.

Z ujęciem tego absolutu sprytnie poradził sobie Gavin Extence, który trzy lata temu zadebiutował powieścią Wszechświat kontra Alex Woods, o jakże figlarnej konstrukcji. Tytułowy bohater w dzieciństwie przeżył przygodę wysoce nietypową – bliskie spotkanie z meteorytem. Uderzenie tego ciała niebieskiego w ciało małego chłopca pozostawiło trwały ślad w jego życiorysie – od tej pory zmaga się on z atakami epilepsji; lecz nie tylko z nimi. Alex Woods na naszych oczach dojrzewa, poznając coraz więcej tajemnic wszechświata, stawiając coraz trudniejsze pytania godzące w absolut, lawirując między pułapkami relatywizmu (żeby nie powiedzieć – między bezwzględnością względności); słowem – walcząc z wszechświatem. I tak oto tytuł, który w pierwszym odruchu może wydawać się pretensjonalny, czy też otwierać asocjacjom drogę do tworów science fiction (typu Autostopem przez galaktykę Douglasa Adamsa), przy bliższym poznaniu firmowanej przez niego treści zdecydowanie zyskuje na urodzie. Zmyślny on i dwuznaczny. I dosłowne, i egzystencjalne stają się te starcia ze wszechświatem, a osadzone są w znacznie bliższych nam realiach niż podróże kosmiczne (jakkolwiek już możliwe, wciąż niepowszechne).

Wszechświat i autor

Wszechświat to zresztą też rzecz względna. Może nie z punktu widzenia fizyki, lecz niejeden już myśliciel granice świata wyznaczał perspektywą ludzkiego umysłu i jego możliwości. Już Sokrates popisał się wirtuozerią samoświadomości, formułując myśl tyleż przekorną, co i nieśmiertelną – słynne: „Wiem, że nic nie wiem.” Rozpoczął w ten sposób dyskurs o granicach ludzkiego poznania. 25 stuleci później austriacki filozof Ludwig Wittgenstein, podobnie jak chwilę po nim narratywiści, uznał, że żaden element świata nie istnieje, dopóki człowiek nie jest w stanie go spostrzec, nazwać i o nim opowiedzieć. Wszak nie bez kozery wyraził myśl: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata” (niosącą swoją drogą zagrożenie interpretacyjne w zestawieniu z naszym polskim frazeologizmem „mieć długi język”; szczęśliwie Wittgenstein do ludzi, którym granice wszechświata wyznacza ich „długi język”, na spacery nie chadza[ł]).

Minęło kolejne stulecie, a temat wciąż frapujący. Gavin Extence, w chwili zadebiutowania przygodami Alexa Woodsa zaledwie 32-letni, również pokusił się o sformułowanie myśli na miarę mistrzów filozofii:

(…) mózg każdego człowieka tworzy pełny, unikalny wszechświat, który zawiera wszystko, co znamy: wszystko, co widzimy i czego dotykamy, wszystko, co czujemy i co pamiętamy. W pewnym sensie mózg tworzy naszą rzeczywistość. Bez mózgu nie ma nic. Niektórzy uważają taki pomysł za przerażający, ale według mnie on jest raczej piękny.

Czy piękny, czy budzący grozę, pozostawmy do indywidualnej rozwagi (tak jak optymiście i pesymiście obserwację szklanki do połowy – no właśnie – pełnej?). Podobnie jak sprawę kolejną, powołaną do bycia przedmiotem dyskusji przez naszego młodego bohatera – Alexa:

– Czyli wcale pan nie myśli, że to Bóg stworzył mózg?
– Nie, nie myślę tak – przyznał. – Myślę, że to mózg stworzył Boga.

Mimo iż jest to z pozoru „tylko” powieść o dojrzewaniu pewnego chłopca, zakrawająca na literaturę młodzieżową, stanowi ona tak naprawdę wyraz nieustannych dociekań prawdy pośród meandrów relatywizmu świata, różnych wariantów postrzegania rzeczywistości, a chyba przede wszystkim – konfrontacji teistycznego podejścia do życia z podejściem przeciwstawnym. Alex Woods dość szybko zaczyna negować wszelkie pomysły istnienia siły wyższej – zwłaszcza, że zaprzyjaźnia się z nieco ekscentrycznym staruszkiem, którego z powodzeniem można nazwać sceptykiem, czasami nawet cynikiem. Gdy przychodzi im razem zmierzyć się z tematem śmierci, Alex staje na wysokości zadania i dzielnie brnie przez to trudne zagadnienie, chwalebnie konkludując:

Kiedy nie żyjesz, to po prostu nie żyjesz. (…) Jeśli to prawda, nie powinniśmy czuć się przygnębieni perspektywą śmierci, a już na pewno nie przerażeni. To znaczy z ewolucyjnego punktu widzenia śmierć na pewno jest przerażająca, ale nie z logicznego.

Nie jest to wprawdzie ideą odkrywczą, lecz wciąż porażającą piorunem prawdy oczywistej. Zdaje się, że gdyby do ludzi naprawdę dotarła głębia tej prostoty, można by wyeliminować całą przedśmiertną histerię, jakiej zdarza się doświadczać umierającym. Wszak z perspektywy człowieka stojącego u kresu swej historii śmierć nie istnieje, bo ze stanu określanego tym mianem nieboszczyk nie zdaje już sobie sprawy („po prostu nie żyje”). Istnieje tylko umieranie. Śmierć jest problemem dla osób trzecich, jako źródło żałoby, to jasne. Koncepcja śmierci może być też źródłem egzystencjalnego pesymizmu (właśnie „z ewolucyjnego punktu widzenia”), któremu uległ choćby Kierkegaard, celu życia upatrując w… jego końcu. A wszechświat istnieje nadal (czy umiera razem z naszym mózgiem?)…

Już Epikur, myśliciel przecież starożytny, ten sam, który postulował radość życia i skupienie na bieżącej chwili, utożsamiał śmierć z przyszłością, która nigdy nie stanie się dla nas doświadczeniem teraźniejszym:

(…) śmierć, najstraszniejsze z nieszczęść, wcale nas nie dotyczy, bo gdy my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a gdy tylko śmierć się pojawi, wtedy nas już nie ma. Wobec tego śmierć nie ma żadnego związku ani z żywymi, ani z umarłymi; tamtych nie dotyczy, a ci już nie istnieją.

Skoro to właśnie proces umierania (a nie zjawisko śmierci!) jest tym, czego bać się można, Gavin Extence powołuje się w tej sprawie na jakże humanistyczne (i humanitarne) prawo każdego człowieka do zachowania godności, podejmując kolejny z tematów kontrowersyjnych – temat eutanazji. Do fabuły z brudnymi buciorami wkracza choroba śmiertelna, która stopniowo zamienia człowieka w roślinę. Pojawiają się pytania, czy leczenie na przekór wszystkiemu, utrzymywanie istoty ludzkiej przy czynnościach życiowych do samego końca, mimo braku szans na poprawę, nie godzi w to podstawowe ludzkie prawo – godności i wolności. Trudno z kolei nie przywołać w tej wewnętrznej polemice myśli Alexisa de Tocqueville: „Wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego”. Czyż głos podmiotu, którego umieranie dotyczy, nie ma tu rangi priorytetowej? Wszyscy inni tylko teoretyzują. Praktykuje ten, kto umiera.

Całą paletę tak trudnych zagadnień mamy w tych potyczkach Alexa z wszechświatem. Są też i prostsze, co nie ujmuje im wagi. Jest to niewątpliwie opowieść o dojrzewaniu oraz o przyjaźni. Jak, powiedzmy, kultowy Buszujący w zbożu Salingera, z tym że tu mamy mniej buntu, a więcej racjonalnej, mądrej obserwacji; więcej tu też uroku choćby w stylu pisania – Extence, w przeciwieństwie do tego, który wykreował Holdena Caulfielda, nie naśladuje niedbałego języka przeciętnego nastolatka. Pokazuje raczej młodzieńca ambitnego, wrażliwego, dociekliwego i nade wszystko – refleksyjnego, językiem narracji i dialogów podkreślając jedynie wdzięk jego umysłowości i niebanalnych przygód. Jeśli miałabym, niczym mentor, wybrać dla młodego pokolenia flagową książkę o dojrzewaniu, bez wahania wskazałabym Wszechświat…. Bo chyba najcenniejszą nauką, jaką można przekazać wzrastającemu kwiatowi młodzieży, jest nauka samodzielnego myślenia – wzorem Alexa Woodsa. Nie chodzi o nauczanie jego poglądów, wszak to nie jest literatura tendencyjna. Rzecz się toczy wokół nauczania jego sposobu filtrowania rzeczywistości – analitycznego, krytycznego; manifestującego posiadanie mózgu. A jak mam, to używam. Amen.

Niechaj młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, a i starzec niech się nie czuje niezdolny do dalszego jej studiowania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno zacząć troszczyć się o zdrowie swej duszy. Kto zatem twierdzi, że pora do filozofowania jeszcze dla niego nie nadeszła, albo, że już minęła, podobny jest do tego, kto twierdzi, że pora do szczęścia jeszcze nie nadeszła, albo, że już przeminęła. Powinni przeto filozofować zarówno młodzi, jak i starzy; ci aby starzejąc się czuli się młodzi, przypominając sobie dobra, jakimi obdarzył ich w przeszłości los, tamci znów by pomimo swej młodości czuli się nieustraszeni wobec przyszłości, jak ludzie starsi. A zatem bezustannie należy zabiegać o to, co nam może przysporzyć szczęście; kto bowiem posiadł szczęście, ma wszystko, co w ogóle mieć można (…).

Epikurdiogenes - książka

PS Powyższy cytat chciałoby się zatytułować: „Epikur kontra plaga XXI wieku – inercja intelektualna”.

Ewa Wasiak

Słowa Epikura pochodzą z publikacji: Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy słynnych filozofów, tłum. Irena Krońska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2017.

Zdjęcia:

http://www.polskieradio.pl/8/4966/Artykul/1551443,Wszechswiat-na-pieciolinii-muzyka-i-kosmos

https://laurenkatehughes.wordpress.com/2013/07/

http://www.deutschlandfunk.de/epikur-auf-dem-weg-in-die-sanatoriumsgesellschaft.1184.de.html?dram:article_id=291523

https://ksiegarnia.pwn.pl/Zywoty-i-poglady-slynnych-filozofow,68420665,p.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *