Punisher pojawił się w świadomości komiksomaniaków w 1974 roku. Wymyślony przez dwójkę twórców, z miejsca stał się ulubieńcem rzeszy czytelników. Frank Castle, bo tak właśnie nazywa się Punisher, to weteran wojny w Wietnamie, który po stracie rodziny staje się sędzią i katem w jednej osobie. Mści się na gangsterach, którzy pozbawili go rodziny, ale to duże uproszczenie. Na kanwie jego przygód powstały, jak dotąd, trzy filmy i liczne nawiązania w serialach czy w innych komiksach. Dla mnie komiksy z tą postacią są zupełną nowością. Oglądałem jedynie jeden z filmów.
„Punisher Max-Tom 1” opowiada w gruncie rzeczy to samo. Frank nadal morduje bez opamiętania gangsterów i różnego rodzaju zbirów. Trup ściele się gęsto, ręka noga, mózg na ścianie, a nasz bohater z podziwu godną konsekwencją podąża dalej swoją drogą. To tak w skrócie.
Bohater wymierza własną sprawiedliwość różnego rodzaju szumowinom. W jego zbrodniczej misji przydatne zdają się umiejętności, które nabył będąc żołnierzem. Całkiem ciekawe historie, ale moim zdaniem żadnych istotnych wartości tutaj nie ma. Krew wylewa się z każdego kąta, a Castle ciągle paraduje z tym samym grymasem na twarzy.
Plansze są bardzo przyjemne dla oka. Gdyby tylko nie przedstawiały takich okropności… Do rysunków nie mam żadnych zastrzeżeń, ale scenariusz poszczególnych opowieści jest po prostu przewidywalny. Chciałbym dostać jakąś nutę zaskoczenia, ale niestety się zawiodłem. Mimo tego polecam, z pewnością zajrzę do kolejnego tomu. Być może zostanę zaskoczony!
eR_
Zdjęcie: http://screenrant.com/punisher-tv-show-images-costume-skull