Type and press Enter.

O wybaczającym patrzeniu w przeszłość / Żeromski, Wierna rzeka

„Klechdy Domowe”. Tymi słowami tekst Wiernej rzeki otworzył Stefan Żeromski. Powieść skupia się na wydarzeniach związanych z Powstaniem Styczniowym i jest, zapewne, echem opowieści z rodzinnego domu pisarza. Stefan urodził się w październiku 1864 roku, w miesiącu, w którym powstanie gasło, a ojciec jego, Wincenty, miał aktywnie udzielać pomocy walczącym powstańcom. Zatem gdy pół wieku później pisarz sięgał po tę tematykę, napisał ją w duchu wyniesionych z domu opowieści.

Być może stąd właśnie kameralny, nieco intymny charakter Wiernej rzeki – cała akcja zamknięta jest w murach starej, podniszczonej posiadłości i skupia się właśnie na udzieleniu schronienia rannemu powstańcowi. Żeromski, z początkiem XX wieku, zamierzał napisać cykl trzech powieści komentujących społeczną, duchową i historyczną kondycję Polski w wieku XIX. Plany te przyniosły jedynie, wydaną w 1912 roku w Paryżu, Rzekę. Dosyć przewrotnie, do komentowania zagadnień tak szerokich, biorącą sobie za scenę kilka zaledwie postaci i parę pomieszczeń starego domostwa, wraz z otaczającą je przyrodą.

Kolejne postaci powieści uosabiają niemalże wszystkie stany dziewiętnastowiecznej Polski i iskrzące między nimi konflikty. Widzimy pełnych romantyzmu, chcących walczyć, choćby i bez nadziei na wygraną powstańców; widzimy kobietę cicho znoszącą konsekwencje tej walki, rosyjskie rewizje, najścia wygłodniałych Polaków i grabieże; dostajemy chłopów z ich nieufnością i wynikającą z biedy chęcią zysku za wszelką cenę, Żeromski pokazuje, jak nędza psuje… Wszystko to mieści się w tych ciasnych murach. Pisarz oskarża tych i tamtych, ale oskarża rozumiejąc, nie jest w tych oskarżeniach agresywny, ani jednostronny.

*

Domostwo, w którym chowa się ocalały powstaniec, to schronienie doprawdy liche. Resztki kaszy i życie na skraju głodu, mogące nastąpić w każdej chwili najścia: to Rosjan, to rozgoryczonych i głodnych rodaków, odcięcie od całego świata i nieprzychylni okoliczni wieśniacy, gotowi zdradzić za garniec kaszy… Właśnie te mury staną się tutaj bezpieczną przystanią, chronić będą przed szalejącą na zewnątrz dziejową zawieruchą.

Te mury i panna Salomea – postać tak delikatna i piękna, że niemal widmowa. Ze swoją cichą obecnością, stanowczą opieką i wielką walecznością w obronie swego gościa, pacjenta i podopiecznego, stanie się ona najważniejszym gwarantem bezpieczeństwa, dobrym duchem, który sprawi, że opustoszała posiadłość na odludziu, jawić się będzie jak ostatni przyjazny dom.

W pewnym bowiem momencie Żeromski dokonuje małego przewrotu i nagle powieść nie jest już historią o ranionym w powstaniu żołnierzu, zamienia się natomiast w opowieść o miłości. Miłości zakwitającej w tych, jakże trudnych warunkach. Komentarz społeczny i historyczny znika, by zostawić nas w tej intymnej scenerii, szarganej co i rusz przez zewnętrzne nieprzychylne wiry.

I choć uczucia między dwojgiem młodych ludzi trwają w niejakim zawieszeniu, z dala od światowego huku i poza czasem, to historia przecież nie przestaje się toczyć, jej nurt nie omija ich dobrodusznym łukiem. Na zewnątrz ciągną rosyjskie oddziały, na zewnątrz wciąż trwa walka i choć zdaje się, że tych dwojga cały ten zewnętrzny świat nie dotyczy, naiwnością byłoby spodziewać się, że nie wedrze się pomiędzy nich gwałtem, tą albo inną drogą.

Trzeba zwrócić uwagę na niezwykłe ciepło, które roztaczają wokół siebie te mury. Autor opisuje wszystko z niezwykłą pieczołowitością, napełnia te opisy wielką intymnością i bliskością – nie tylko przez obecność panny Salomei. Powracają słowa: „klechda domowa”. Czy podobnych opowieści nie wysłuchiwał młody Stefan? Przecież podobne emocje: radość z pomocy i groza na myśl o związanym z nią ryzyku, musiały wybrzmiewać w jego domu głośnym echem. Wszystko to wydaje się być tutaj niesłychanie bliskie, niemalże podskórne. Ciepło udzielanej pomocy i lodowaty chłód strachu.

*

I wreszcie rzeka, Wierna rzeka. Momenty, w których się pojawia, skąpane są w jakiejś dziwnej, odrealnionej poetyce. Przepływa przez ten okrutny i brudny świat i zdaje się być jakimś dziwnym, niemal nadprzyrodzonym zjawiskiem. Wrażenie to towarzyszyło mi za każdym razem, gdy się pojawiała (a pojawiła się zaledwie trzykrotnie), Żeromski wpatruje się w jej nurt, opisuje go z niezwykłą pieczołowitością, przygląda się ze wzmożoną uwagą.

Rzeka zdaje się być żywą istotą, dawać jakieś znaki. Przepływa przez tę poranioną, rozoraną ziemię i niesie ciche obmycie, ratunek, ukojenie. Przepłynie też przez życia bohaterów powieści, przeorane nie mniej niż ta ziemia. Ich także obmyje. Szumi sobie gdzieś w tle, bohaterowie nie zwracają na nią większej uwagi, ale trafiają nad nią w kluczowych momentach, w których rzeka odgrywa swoją cichą, łagodną, ale jakże ważną rolę. Jej obecność jest w powieści elementem niemal magicznym, przynajmniej mojej lekturze takie odczucie towarzyszyło.

*

Wierna rzeka, jako powieść z jednej strony historyczna, mająca rozliczać (ale i tłumaczyć) bolączki minionego wieku, z drugiej zaś obyczajowa opowieść o miłości w trudnych warunkach, dobrze spełnia wszystkie swoje role, w małej skali mówi o rzeczach ważnych i rozległych. Mimo wątku romansu ucieka od romantycznej tkliwości, oskarża i usprawiedliwia, usypia i ze snu wyrywa, łagodnie kołysze i szarpie. Może nasza przeszłość, tak jak tutaj w oczach pisarza, wymaga nie tyle krzyku i rozdrapywania, co owego łagodnego obmycia wybaczającym nurtem. Dobrze było znów spotkać się z Żeromskim.

Wasz Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *