autor: Josif Brodski; tytuł: Śpiew wahadła
Summa
Zacznę od zdania brzmiącego jak frazes: każde spotkanie z esejami Josifa Brodskiego to intelektualna i estetyczna uczta. Brodski zachwyca precyzyjnym językiem, błyskotliwością spostrzeżeń, oczarowuje charyzmatyczną pewnością siebie. I zawsze wie, co chce powiedzieć. U Brodskiego nie ma linijek zbędnych, choć zdarzają się akapity, będące czystą poezją. Jest pisarzem poważnym, bezlitosną konsekwencją swoich wniosków potrafi zmrozić serce. Jednocześnie dzięki ironii, zwykle subtelnej, a jeśli bezpośredniej to zawsze niespodziewanie, potrafi wywołać u czytelnika głośny śmiech.
„Śpiew wahadła” sprawia wrażenie tomu o określonym profilu. Są tu przede wszystkim teksty poświęcone poetom (i pisarzom – potem wytłumaczę się z tego nawiasu) których Brodski ceni najbardziej. Są to teksty wnikliwe, chwilami wręcz czułe, wzruszające i oczywiście, jak zawsze u Brodskiego, błyskotliwe. Będzie więc o Achmatowej, Cwietajewej, Mandelsztamie, Kawafisie, Eugenio Montale i oczywiście o Audenie, będzie sporo o Dostojewskim -rozrzuconym po kilku esejach, o Sołżenicynie i Płatonowie, pamiętnikach Nadieżdy Mandelsztam. Będzie w końcu, nieładnie i w najsłabszym eseju w tomie, przy okazji polemiki o Dostojewskiego, o Milanie Kunderze.
Można jednak usłyszeć jeszcze inną melodię w tych tekstach. Układają się one w pożegnanie, rozrachunek z sobą samym, w tekst o czasie i przemijaniu, i o tym co trwałe, czyli o poezji. Nic nie ujmie treści esejów czytanie ich wyrywkowo, dla konkretnego tematu (czy poety), ale gorąco polecam tradycyjną lekturę tego tomu, od początku do końca. W tym sensie to lepszy tom niż „Pochwała nudy”, bo jako całość dodaje sobie znaczeń.
Głos Brodskiego:
o Petersburgu „W tym mieście jakoś łatwiej znieść samotność niż gdzie indziej, bo samo miasto jest samotne.”
„język nie jest narzędziem poznania, lecz służy do przyswajania (…) człowiek jest z natury mieszczuchem i i używa języka do tych samych celów, co mieszkania , czy odzieży.”
„Sztuka jest nie lepszą, lecz alternatywna formą istnienia; nie jest próbą ucieczki od rzeczywistości, lecz czymś przeciwnym, próbą jej ożywienia.”
o Dostojewskim, wyjątkowo cytowana przez Brodskiego Achmatowa: „Większość postaci Dostojewskiego, to postarzali bohaterowie Puszkina -Onieginowie i inni.”
„I fakt, że podaż literatury bulwarowej stwarza popyt na tę literaturę też nie byłby taki straszny; dla sztuki jako takiej nie jest to niebezpieczne – ona zawsze troszczy się o swoich, podobnie jak biedacy, czy mieszkańcy królestwa zwierząt. Zła strona prozy niebędącej sztuka polega na tym, że kompromituje życie , które opisuje, i spełnia hamująca rolę w rozwoju jednostki. Ten rodzaj prozy ofiaruje człowiekowi skończoność, tam gdzie sztuka ofiarowałaby mu nieskończoność, wygodę zamiast wyzwania, pociechę zamiast werdyktu. Krótko mówiąc oddaje człowieka w ręce jego metafizycznych lub społecznych wrogów, których imię w obu przypadkach jest legion.„
„Prawdziwe tło naszego gatunkowego lgnięcia do niedojrzałości jest znacznie smutniejsze. Wiąże się nie z oporami człowieka przed wiedzą o śmierci, ale z jego brakiem chęci dowiedzenia się czegoś o życiu.„
„Ach, te wieki, ulubiona jednostka historii, zwalniająca człowieka od potrzeby osobistej oceny przeszłości i nagradzająca go honorowym statusem ofiary historii.”
„Natomiast meczety Stambułu są islamem triumfującym. Nie ma większej sprzeczności niż kościół triumfujący – ani też większego braku smaku. Bazylika Św. Piotra w Rzymie również cierpi z tego powodu.„
„Jeżeli przestrzeni przysługuje atrybut nieskończoności, to przejawia się on nie w jej rozwoju, lecz w redukcji. Chociażby dlatego, że ograniczanie przestrzeni okazuje się, zaskakująco, bardziej logiczne. Jest lepiej zorganizowane i posiada więcej nazw: cela, ustęp, grób. Przestrzenie mają tylko szeroki gest.”
Groza
Przeczytałam ostatni cytat i widzę, że wyrwany z kontekstu jest on właściwie cynicznie zabawny. Pochodzi z ostatniego eseju „W półtora pokoju” poświęconego rodzicom Brodskiego. Te półtora pokoju to mieszkanie w Leningradzie wydzielone trzyosobowej rodzinie w olbrzymiej amfiladzie jednego z charakterystycznych eleganckich budynków niegdysiejszego Petersburga. Brodski po ucieczce na zachód (nagłej, przed kolejnym aresztowaniem) nie zobaczył już rodziców. Nie mógł przyjechać gdy chorowali, ani na ich pogrzeby. Im odmawiano zgody na wyjazd. W jego tekście, ten cytat raczej jeży włos na głowie, niż bawi.
Jest jeszcze inny fragment. Gdy Brodski pisze o Sołżenicynie (esej „Katastrofy w powietrzu”), o tym czego zabrakło, by prozę jego, zwłaszcza „Archipelag Gułag” nazywać genialną: „(…)człowiek jest z gruntu zły. Pomijając już stylistyczne konsekwencje dla pisarstwa, odmowa zaakceptowania tego poglądu, jest brzemienna groźbą ponowienia się owego koszmaru – w biały dzień, w każdej chwili.” Dostałam tym złym człowiekiem jak obuchem, mimo, że wiedziałam wcześniej, że Brodski tak myśli, już o tym czytałam, w innym tomie.
Poezja
Ale po szkicu o prozie rosyjskiej następuje może najpiękniejszy fragment tego zbioru. Nagrany przez studentki na dyktafonie, wykład o wierszu W. H. Audena „1 września 1939”. Omawia go Brodski linijka po linijce – 99 wersów. My możemy ten utwór przeczytać w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, w trakcie omawiania cytowane będą strofy angielskie. I mimo że audenowski tytuł, to ten kontekst, że to wiersz o tym, że zaczęła się wojna, brzmienie i wymiar poezji Audena, które przyswajamy przez filtr wrażliwości i zachwytu Brodskiego, sprawiają że to jednak jest przede wszystkim esej, który uczy dostrzegać piękno. Uczy nas zachwytu.
Jeśli ktoś wolałby zapoznać się z Brodskim stopniowo to polecam właśnie ten tekst (noszący tytuł Audena).
(Cechę tę posiada też, wydawany jako samodzielna pozycja, esej Brodskiego o Wenecji: „Znak wodny”)
Varia
Rozdzieliłam wyraźnie pisanie Brodskiego o poezji i o prozie, bo gdy zajmuje się prozą nie zawsze się z nim zgadzam. To oczywiste, biorąc pod uwagę fakt, że nawet jego – poetę, znam raczej jako prozaika, a dla Brodskiego hierarchia jest oczywista: poezja stoi wyżej niż proza.
Poezję tworzy i wykłada, zna znakomicie, widzi jej wszelkie niuanse, umiejscawia bezbłędnie w kobiercu epok, miejsc i ludzi. Natomiast dobra proza zaskakuje Brodskiego – oto niespodzianka, dzieło samorodnego geniuszu, bez literackiej ojczyzny ( i tysięcy stron za plecami). W poezji mamy konteksty i konotacje, i ojczyznę w historii języka, a Dostojewski czy Płatonow to samotne żagle na morzu pustki. Wyraźnie widać to też na przykładzie Kundery, którego Brodski pozbawia zaplecza, wyśmiewając wybory estetyczne tamtego jako puste gesty. (Nazwanie przez Kunderę Dostojewskiego pisarzem wschodu, naprawdę wkurzyło Brodskiego.)
Chciałam też zwrócić Państwa uwagę na esej „Ucieczka z Bizancjum”. Stambuł rozczarował Brodskiego. Zarówno w wymiarze współczesnego miasta, którego ulicami poeta chodził jak i w sztuce, którą przyjechał podziwiać. Napisał tekst gorzki, niesprawiedliwy w skrajnych ocenach. Nie sądzę żeby dało się obronić tezę o szczególnym okrucieństwie władców Wschodu. Władcy (wszelcy) to po prostu szczególnie okrutny rodzaj ludzi. Bo przekonanie o nadzwyczajnym (świętym, zbawiennym, jedynym słusznym) posłannictwie wcielone w postać człowieka, tworzy potwory.
Ale jest to również tekst, który czytelnika przyprawia o drżenie, jego smutek pęta i nie chce puścić. Metafory ( fenomenalni nomadzi i cywilizacje) olśniewają. „Ucieczka z Bizancjum” to przykład doskonałego zespolenia poezji i prozy.
Agnieszka Ardanowska