Type and press Enter.

Liryczny handel / Bogusław Kierc, Cło

Chwytam za tomik Cło Bogusława Kierca i rozwiązuję wór skojarzeń!

Cło, a zatem granica i dwa różne stany. Pierwsze skojarzenie, przy którym zostanę, żeby nie dzielić bytów ponad konieczność. Cło na granicy jest świadectwem pewnego ruchu, wymiany, obiegu, który widocznie zachodzi między dwoma, rozdzielonymi dziedzinami. I właśnie współistnienie sprzecznych zagadnień, owe dialogi, przejścia, przemyty i oficjalne wizyty najjaśniej skrzą w tomiku Kierca.

Pierwsze zetknięcie z tomikiem wywołało swego rodzaju szok i dezorientację. Czy jest on wypełniony raczej bluźnierstwem, czy modlitwą? Czy jest w nim więcej delikatnej subtelności, czy ociekającej erotyzmem cielesności? Czy autor podnosi kwestie doniosłe i wielkie, czy też codzienne i wulgarne? Wszystkie te rzeczy plączą się tutaj, niby wrzucone do wielkiego wora. Prędko okazuje się, że żadna z tych dziedzin, nie jest wolna od korespondencji ze swoim przeciwieństwem. Ruch na granicy trwa. Nie ma w Cle czułości bez chociażby odrobiny wulgarnej cielesności. Nie ma modlitwy, w której choć jedno spojrzenie posłane niebu nie miałoby w sobie pozoru zuchwałości i bluźnierstwa. Trwa wielkie przenikanie się (nakreślone w wierszu (+) Lustra), ruch na granicy, pytanie tylko, kto za to płaci?

I tak na przykład w Białe, czysta sceneria łóżka, biała koszula i unosząca się jakby sen intymność zostają znienacka zakłócone, przez brudną, wulgarną cielesność: „gdyby nie ten / sterczący spod koszuli kołek;”. Bez większych ogródek, autor w cokolwiek ulotne, senne, delikatne sceny, wciska element otwarcie falliczny, niejako kalając je. Owo kalanie przewijać będzie się przez całą długość tomiku. Podobny zabieg spotyka również liczne teksty nawiązujące do religii. W wierszu Adwent nawiedziny anioła odbywają się na scenie łóżka, zwiastowanie następuje niejako przez dotyk. Duchowość odbywa się na kartach Cła w języku ciała, schodzi w sferę profanum, Kierc nie zapomina o tajemnicy Wcielenia i pamięć ta pozwala mu na rozsiane to tu, to tam, słowa cokolwiek zuchwałe.

Nie jest to jednak jedyne przenikanie się, jakie w książce znajdziemy. Poza dziwnym pokrewieństwem przeciwieństw, autor przygląda się samemu byciu i tożsamości. Często pojawia się tu granica między byciem na jawie a byciem w śnie, byciem w przeszłości a byciem obecnym, między byciem sobą, a byciem kimś innym… przywołuję ostatni wiersz, Już nie, takie padają tam słowa: „Ani mną, ani nie mną / jest to nijakie ciemno”. Dalsze poszukiwania pozostawiam czytelnikowi, znaleźć da się tego więcej.

I finalnie to, co kazało mi czytać tomik od nowa i od nowa od niemal pół roku: czy liryka, jako dziedzina jasna i piękna, jest dobrym miejscem dla wulgarności, nagości, erotyzmu w jego brudnym wydaniu? Głośno zdaje się wybrzmiewać owo pytanie autora – jeśli przyjrzymy się wierszom, dostrzeżemy, że ryte są one w tworzywie zgoła szlachetnym, utrzymane w dźwięczących frazach, w języku przejrzystym, liryce czystej. Poezja Kierca robi wrażenie. Wulgarne wtrącenia zdają się być wydarzeniem niemal nienaturalnym w tym środowisku.

Na koniec wracam do owego przenikania się i granic, o których pisałem już na samym początku. Bogusław Kierc pozwala w swoim tomiku przenikać się dwu światom: sacrum i profanum, liryce i wulgarnej, ciemnej cielesności. Czy jest tutaj odpowiedź, na to, czy światy te przenikać się powinny? Nie ma. W pewien sposób jest nią jednak tomik sam w sobie.

Wasz Paweł M

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *