Ciemna toń z zarania dziejów. Świetność mykeńska i minojska toną w zalewie Ludów Morza. Złoto, bogate pałace, labirynt i Minotaur zostają zalane, na kolejne wieki spoczną na dnie, pod grubą warstwą czarnej kipieli. W starożytnych dziejach basenu Morza Śródziemnego, następuje okres ciemnych wieków. Zniknęły cywilizacje, pismo, pamięć.
Ten utopiony świat dociera do nas w postaci głuchych ech. Fundamenty, na których powstała grecka kultura, odszyfrowywać musimy z późniejszych mitów, legend, historii wielokrotnie zniekształcanych. Jak wielkim skarbem jest zatem postać Homera, ten jasny punkt tkwiący pośród czarnych fal, bezpośredni korespondent z czasów, do których nie mamy żadnego dostępu? Tego przecenić się nie da. Tam zaczyna się Grecja, tam zaczyna się Europa.
Homer, wyciągnięty z głębokiej niepamięci, nieobeschły jeszcze z gęstej ciemności, jest nam przewodnikiem w świecie zupełnie zapomnianym. Prowadzi tam, gdzie ukorzenia się nasza kultura. Jakim szokiem jest odkrycie, że bynajmniej nie jest to świat obcy i niezrozumiały! To świat oparty na tych samych namiętnościach, emocjach i racjach, którymi kierujemy się do dzisiaj. Duma, przyjaźń, wierność i namiętność towarzyszą nadal nam towarzyszą i mają te same, co u Homera oblicza.
Bo i Troja trwa do dzisiaj. Wielka wojna, wielkie oblężenie, nie chcą wypuścić nas z szachu. Czy nie tak właśnie wyglądają ludzkie dzieje? Historia dobrze zna cień trojańskich murów. Kto w niej gra białymi figurami? Nikt, Homer dobrze o tym wie. Nie wytycza linii między tym, co dobre, a tym, co złe. Wie, jak za namiętności i honor niewielu, płacić musi wielu. A to przecież ludzkie gry i każdy z nas w nie gra.
Czy również to boże igrzysko stale nam nie towarzyszy? Losy bohaterów Homera, to widowisko obserwowane przez znudzone bóstwa, to tu, to tam ingerujące w przebieg wydarzeń. Raz pcha je ku temu igraszka, raz emocje. Aktorzy, występujący na pierwszym planie muszą być stale gotowi na nagłe odmiany losu, na uśmiech, albo gniewny grymas jakiejś niewidzialnej siły, której do końca nie pojmują. I nasza historia pełna jest takich podmuchów, nagłych natchnień, niespodziewanych idei, charyzmatycznych postaci, w ciągu dekady mogących wywrócić losy narodów na nice.
Ale czy Troja nie trwa także w każdym z nas? Czy nasze życia nie są poddawane wszystkim tym podmuchom, którym powolni muszą być i Hektor z Achillesem? Przecież dobrze znamy ten cień, przeciągające się w nieskończoność oczekiwanie na ulgę, na koniec oblężenia, wolność od tej, albo innej słabości, zdobycie tego, albo tamtego celu.
Chwytając za Iliadę, liczyłem na spotkanie z niezrozumiałym światem dawno wybrzmiałych, Innych Pieśni (jak u Dukaja). Tymczasem opowieść o gniewie Achillesa, o śmierci Partokla, o walce o ciało przyjaciela… one nie mają w sobie nic obcego. Priam zmierzający pod opiekuńczym skrzydłem Hermesa po ciało swego syna do namiotu Achilla to obraz rozdzierający i bliski. To nie są Inne Pieśni.
Czy to Homer zaklął w nas Troję? A może to my sami nigdy nie odeszliśmy od jej murów? I czy starczy nam jeszcze drewna na nowego Konia?