„RUBIN” PRZERYWA MILCZENIE – 1976. To kolejna klasyczna, smaczna i oldskulowa fantastyka rodem z naszego PRL-u lat 70-tych XX wieku. Kolejna też ze świetnego cyklu APF!
Petecki bez dwóch zdań ma swój charakterystyczny styl snucia opowieści. Jest on suchy, twardy i jednak nie zawsze do końca zrozumiały. Można by rzecz nawet, że stanowi wręcz przeciwieństwo lekkiego, niezwykle zgrabnego i precyzyjnego stylu Zajdla. Cóż, ten typ widać tak ma i trzeba nam to zwyczajnie zaakceptować. Od razu dodam, iż warto to zrobić!
„Rubin” przerywa milczenie jest bowiem pozycją… no tak, musi tutaj paść to słowo: solidną! Tym razem może bez większych zachwytów, głównie ze względu na ten nieco chropowaty styl, który jednak finalnie potrafi nadrobić swymi fantastycznymi walorami smakowymi. Bowiem książka ta, to 100% polskiej SF, z nostalgicznego i chyba najlepszego (wraz z latami 60-tymi) okresu dla tego gatunku rodzimej literatury.
Historia tutaj opowiedziana jest przyjemnie interesująca. Gdy pojawia się szansa na zaludnienie zupełnie nowego świata, gdzieś na trzecim globie w układzie Alfy, wyrusza tam ekspedycja ziemian-kolonistów, których to po czasie, z powodów różnic ideologicznych, traktuje się z lekceważeniem i niechęcią ze strony macierzystej Ziemi.
W dokładnie te same rejony, około osiemdziesiąt lat później, leci druga grupa osadników, która już niewiele po swym starcie, dość niespodziewanie deklaruje, iż z Ziemią to nie chce już mieć absolutnie nic do czynienia! Obie te grupy przedstawicieli ludzkości, przy okazji wrogo do siebie nastawionych, pragną wcielać w życie swe własne ideologie i pomysły na rozwój technologiczno-duchowy człowieka.
Tuż po tym, gdy milknie stacja „podsłuchowa”, zainstalowana skrycie przez Ziemian na drugiej planecie Układu, tytułowy statek Rubin, z trzema osobami na pokładzie, leci by wyjaśnić sprawę nagłej ciszy, jak i zapoznać się z sytuacją i drogą jaką wybrali dla siebie ziemscy odszczepieńcy.
Klasyczny i klimatyczny, z delikatną nutką nostalgii, watek i kąsek dla smakoszy gatunku! 6,5/10.
***
LUDZIE Z GWIAZDY FERIEGO – 1974. Stęskniony znów mocno rodzimej, twardej, no i przygodowej też fantastyki, sięgnąłem po raz kolejny, pewną ręką, po powieść Bohdana Peteckiego.
No i chłop normalnie nie zawodzi! W Ludziach z gwiazdy… dostałem bowiem dokładnie to, czego chciałem i oczekiwałem po tego typu prozie z lat siedemdziesiątych. Staroszkolnej i pełnej klimatu rozrywki science-fiction, dodatkowo na bardzo znów przyzwoitym poziomie spisanej. Jakże słodko i rozkosznie było móc się w tym znowu czytelniczo zanurzyć! Pełen relaks, no i banan na twarzy!
Styl Autora Stref zerowych także znajduję tutaj bez zmian. Mało-płynny i niewygładzony taki, acz kto Peteckiego czytał ten wie, że inaczej być nie może. I zdecydowanie nie będzie!
A sama opowieść? Jak zwykle smaku pełna! Uczestniczymy w międzyukładowej misji ratunkowej, podczas której dosyć szybko okazuje się, iż członkowie zaginionej załogi żyją, lecz zostali kubek-w-kubek skopiowani/sklonowani/skserowani przez jedną z rozumnych ras i potraktowani dalej, bez pardonu, jako mięso armatnie w wojnie przeciwko rasie drugiej, zamieszkującą tę samą planetę.
Czy zatem owe superklony, nie różniące się pomiędzy sobą fizycznie, ni mentalnie absolutnie niczym, to jeszcze ludzie, czy jednak już obce, humanoidalne ksera-cyborgi? Załoga misji ratunkowej musi rozstrzygnąć ową biologiczno-moralną kwestię, ratując jednocześnie tych nieszczęśników z wojennych tarapatów.
Kolejny solidny kawałek polskiej, twardej fantastyki, spod pióra Peteckiego. Bez specjalnych fajerwerków, acz smakoszom – dobrej rozrywki dostarczy on z pewnością! 7/10.
Kapitan MO
Ilustracja w tle: Własnej produkcji, jedyny i niepowtarzalny a wysokogatunkowy „kolaż” z okładek „Rubin przerywa milczenie” oraz „Ludzie z gwiazdy Feriego”, Bohdan Petecki, Wydawnictwo Solaris, 2014-2015