Lektura „Tumultu i widm” pozwoliła mi zafascynować się postacią Józefa Czapskiego; „Na nieludzkiej ziemi” z pewnością tę fascynację pomoże utrwalić. Źródło tego uczucia nie tkwi oczywiście w tematyce książki, na którą składają się trzy teksty, pierwotnie opublikowane w latach 40., z których pierwszy opowiada o pobycie autora w obozie w Starobielsku, drugi – tytułowy i najdłuższy – obrazuje jego tułaczkę po ZSRR, formowanie Armii Andersa i poszukiwania zaginionych żołnierzy polskich, trzeci zaś w bardzo zwięzłej formie ujmuje ustalenia autora w sprawie zbrodni katyńskiej.
Fascynuje patriotyzm Czapskiego. W dzisiejszych warunkach łatwo można zapomnieć, że postawę tę konstytuuje miłość nie tylko do Polski, ale także do Polaków oraz do języka polskiego. Dzieje się tak dlatego, że dwa ostatnie uczucia zdają się występować obecnie nader rzadko, a ich brak łatwo jest zdiagnozować; przy tym brak ten stał się tak powszechny, że łatwo uchodzi już za normę. Zetknięcie z Czapskim pozwala sobie przypomnieć, jak nienormalna to norma, a jego kosmopolityczny (a do tego, biorąc pod uwagę jego biografię, niepodważalny) patriotyzm pozwala bez trudu zawstydzić zdecydowaną większość osób reprezentujących w ostatnich latach Polskę na arenie międzynarodowej. Jakkolwiek bowiem nie zachwycaliby się Niemcy Robertem Lewandowskim, to nie on powinien pełnić obowiązki naszego ambasadora.
Przede wszystkim ujmuje jednak Czapski inną cechą. Anatole France otrzymał Literacką Nagrodę Nobla za „głęboki humanizm”; pisarstwo polskiego twórcy mogłoby posłużyć za tegoż humanizmu definicję. Wrażliwość na krzywdę ludzką (a i zwierzęcą), uporczywa walka z wszelkimi jej przejawami i przyczynami, wreszcie zadziwiający u arystokraty egalitaryzm każą spoglądać na Czapskiego z sympatią i podziwem. Jego postawę najlepiej wyraża chyba pozorny oksymoron „żarliwy obiektywizm”. Każdemu – dobremu czy złemu – stara się oddać sprawiedliwość. Więcej pisze jednak o tych dobrych. Daje świadectwo tym, o których pamięć inaczej by zaginęła: bohaterom, ludziom prawym, ludziom niewinnym. Ale także całym narodom, bo przecież w swym polskocentryzmie łatwo zapominamy, że nie byliśmy wcale jedynymi ofiarami Rosji. Aby nam to uświadomić, Czapski opisuje, jak wyglądała przez ostatnie półtora wieku polityka Rosjan wobec rdzennej ludności na Kaukazie.
W „Na nieludzkiej ziemi” pojawiają się już dwa zagadnienia, które powrócą w „Tumulcie i widmach”. Jednym jest wiara w jednostkę ludzką i sprzeciw wobec stosowania odpowiedzialności zbiorowej. Zarysowaną tu pochwałę indywidualizmu późniejszy zbiór głosi już z pełną mocą. Innym motywem najwyraźniej przenikającym całą twórczość Czapskiego jest wewnętrzne rozdarcie człowieka między dwiema siłami, rozdarcie, przed którym nie ma ucieczki. Czy chodzi o starcie wiary z rozumem, czy życia ze sztuką, istota ludzka pozostaje w rozkroku, którego tragiczny wymiar jest niepodważalny – i nieprzezwyciężalny.
Warto czytać Czapskiego, bo może on być źródłem jakiejś miary, pozwala uchwycić właściwą perspektywę w opozycji do dzisiejszej literatury fałszywych, wybujałych, niewspółmiernych emocji. Tak istotny moment polskiej historii, naznaczony okrucieństwem sowieckich oprawców i cierpieniami tysięcy niewinnych jednostek, potrafi oddać bez patosu i fajerwerków, choć absolutnie nienagannie pod względem literackim. Wyjątek od tego suchego stylu czyni tylko od czasu do czasu dla piękna, obok którego jako malarz nie potrafi przejść obojętnie. Wówczas pojawiają się ujmujące ustępy dowodzące jego niezwykłej wrażliwości na barwę i światło.
Swoją drogą, zamiast czerpać wiedzę o Katyniu z filmu Andrzeja Wajdy o znikomej wartości artystycznej, znacznie lepiej czytać raport Czapskiego, z założenia tej wartości pozbawiony.
utracjusz
Obrazek zmontowany przez kolegę Pawła M. z (od prawej strony): autoportretu autora (1951), zdjęcia z Berlina (1950, za stroną wojciechkarpinski.com), autoportretu (1947) oraz autoportretu (1973).