Świat nie jest zastygłą bryłą, która trwa dumnie w niezmiennej postaci. Ba, rzeczywistość ulega raptownym i zaskakującym przeobrażeniom, które diametralnie redefiniują jej ramy – coś, co jeszcze dziś wydaje się wieczne i solidne, jutro może przekształcić się w marny puch, porażając bezmiarem pozostawionej pustki. Procesem, za sprawą którego entropia (będąca miarą nieuporządkowania układu) rośnie w sposób wręcz wykładniczy, doprowadzając do gwałtownych i pokracznych metamorfoz, sprawiając, że znany nam krajobraz odchodzi w mgnieniu oka jest niewątpliwie wojna. Jej destrukcyjny wpływ równie znakomicie, co dosadnie prezentuje Oriana Fallaci, włoska reporterka oraz korespondentka wojenna, słynąca z ciętego języka, fenomenalnych wywiadów oraz bezkompromisowych esejów, w spuściźnie której odnaleźć można także powieści. Książką unaoczniającą bezsens i okrucieństwo zbrojnych starć jest z pewnością wydany w 1990 roku Inszallah, utwór będący rezultatem doświadczeń i przeżyć Fallaci, do napisania którego autorka przygotowywała się przez sześć lat.
Akcja dzieła została osadzona w Bejrucie lat 70-tych XX wieku, tuż po wybuchu długiej i krwawej wojny domowej w Libanie, trwającej od 1975 do 1990 roku. Książka to opowieść o tym jak stolica kraju określanego mianem Szwajcarii Bliskiego Wschodu(Czy byłeś bogaty i skorumpowany, czy też biedny i uczciwy, znajdowałeś tu wszystko, co może zaoferować miasto: łagodny latem i zimą klimat, niebieskie morze, zielone wzgórza, pracę, jedzenie, lekkomyślność, z jaką sprzedawało ono każdą rozkosz, a przede wszystkim wielką tolerancję, ponieważ mimo prawdziwej wieży Babel ras, języków i religii, jego mieszkańcy żyli w zgodnie [1]) stała się (…) ponurą scenerią opustoszałych domów, wyburzonych kamienic, ścian podziurawionych tysiącami kul, stosów trupów zatruwających powietrze pachnące niegdyś żywicą [2]. Opisywane wydarzenia rozgrywają się od momentu, kiedy do Bejrutu przybywa kontyngent pokojowy, składający się z wojsk francuskich, amerykańskich, włoskich i brytyjskich, a kończą wraz z wycofaniem się międzynarodowych sił.
Już od pierwszych stron Fallaci serwuje czytelnikom bardzo mocne uderzenie, bowiem fabuła rozpoczyna się w chwili, gdy członkowie szyickiej sekty Dzieci Bogu dokonują udanego zamachu we francuskiej oraz amerykańskiej bazie wojskowej, w efekcie czego ginie czterystu żołnierzy. Dwie ciężarówki pułapki, dwa potężne wybuchy i dwa miejsce, które w mgnieniu oka zamieniają się w krwawą łaźnię (Tu palec, tam stopa, tu ręka lub ramię albo ucho (…) [3]). Tyle, że wedle wszelkich przesłanek w mieście jest jeszcze trzecia ciężarówka, której celem jest włoski kontyngent.
To właśnie wojakom z Półwyspu Apenińskiego poświęcona jest lwia część utworu. Jako, że Inszallah posiada konstrukcję mozaikową, poznajemy losu wielu bohaterów, których historie przytaczane są z różnych perspektyw czasowych. Zastosowane retrospekcje umożliwiają wejrzenie w prywatne życie żołnierzy oraz przyjrzenie się jak wyglądała ich egzystencja przed wyruszeniem na misję pokojową. Dzięki temu możemy dowiedzieć się, jakie pobudki kierowały poszczególnymi osobnikami oraz, co najciekawsze, jak oczekiwania brutalnie zderzyły się z surową i bezlitosną rzeczywistością. Użycie mowy pozornie zależnej pozwala wniknąć w intymną sferę przemyśleń i refleksji, i przekonać się jak zachodzące wypadki wpływają na psychikę protagonistów.
Mnogość występujących postaci jest jednoznaczna ze sporą ilością przedstawianych punktów widzenia na dane sytuacje. Najbardziej intrygujące różnice ujawniają się, gdy ukazywane są rozważanie dotyczące wojny – zdecydowana większość żołnierzy postrzega ją w mocno negatywnych barwach (Wojna niczemu nie służy (…), niczego nie rozwiązuje. Gdy tylko się kończy, spostrzegasz, że przyczyny, które ją wywołały, nie zniknęły albo dołączyły się nowe, mające spowodować następną wojnę (…) [4]; To choroba niszcząca cię od wewnątrz, rak zjadający ci serce, trąd rozkładający duszę i skłaniający ludzi do robienia tego czego nigdy by nie robili w czasie pokoju [5]; nie brakuje też bardziej poetyckich porównań, zgodnie z którymi w konfliktach doszukujemy się (…) orgii głupoty sprzyjającej sadystycznej inteligencji Chaosu, triumfu masochizmu wzmagającego szaleństwo (…) [6]), co nadaje dziełu pacyfistyczny sznyt. Okazuje się bowiem, że nawet bezpośredni uczestnicy dostrzegają próżność, daremność i absurd prowadzonych działań. Ale nie brakuje i zdań, wedle których (…) wojna jest limfą życia [7], próbą charakteru, sposobnością, by zmierzyć się ze swoimi słabościami oraz przezwyciężyć lęk. Tyle, że w miarę rozwoju fabuły, coraz jaśniejsze staje się, że wojna to również całe narośle mitów i sloganów, kłamliwych wyobrażeń i bzdur, powtarzanych przez osobników, którzy linię frontu śledzą jedynie wodząc palcem po mapie. Fallaci podkreśla, że bitewny szał nie ma nic wspólnego z elegancją, honorem, odwagą – to bardziej czas, kiedy górę biorą nad nami najniższe instynkty, kiedy sprowadzamy jesteśmy do naszej najbardziej pierwotnej postaci, kiedy odkrywamy w sobie to, co w nasz najgorsze (uświadamiamy sobie, że (…) w każdym z nas drzemie jakiś kapitan Ghassan, nasze alter ego, Lucyfer, którego cierpienie może obudzić, przemieniając nas nagle w przeciwieństwo tego, czym jesteśmy albo wydajemy się być, albo łudzimy się, że jesteśmy [8]).
W szerszym kontekście, utwór Fallaci to opowieść o bezowocnych i daremnych próbach poszukiwania sensu, o usiłowaniach, by naszą niedorzeczną egzystencję wcisnąć w ramy racjonalności – symbolem tej próżnej konfrontacji z nielogicznością i nonsensem staje się formuła na entropię, wyprowadzona przez Ludwiga Boltzmanna, zgodnie z którą entropia, będąca miarą nieuporządkowania układu, stale rośnie. Przedłużeniem, karykaturą, pokraczną hiperbolą tego wzrostu jest wojna, która sprawia, że chaos puchnie niczym balon, a ludzki byt staje się sumą przypadku i bezładu. Tym samym człowiek boleśnie uzmysławia sobie, że jest tylko lichym stateczkiem, unoszonym na falach kapryśnego losu (Dumni z nadętych schematów kultury, która w imię racjonalizmu pyszni się i łudzi, że potrafi wszystko wyjaśnić, zmyleni jak najsłuszniejszą potrzebą, by czuć się panami siebie, nie zauważamy, że jesteśmy na łasce obcej nam i niezrozumiałej logiki [9]).
Włoska pisarka nie boi się też konfrontacji z tematami tak uniwersalnymi, jak choćby natura czasu, z którą zmierzył się sam Tomasz Mann w Czarodziejskiej górze. Fallaci pisze o tym fenomenie w następujący sposób: Ale czas nie jest wciąż tą samą obiektywną rzeczywistością. Nie mierzy się go za pomocą kalendarza ani zegara: jego rozmiary zmieniają się jak gumka pociągana przez nasze ja zależne od nastroju. Niekiedy jest nieskończenie długi i mija tak wolno, że minuty wydają się wiekami. Niekiedy jest nieskończenie krótki, mija z prędkością równą prędkości światła. A niekiedy się zatrzymuje, przerwany przez coś, co go unieruchamia [10]. Nie mniej interesujące są słowa dotyczące fortuny, która: Jest odbiciem przypadkowości, więcej, niewytłumaczalności życia, tajemnicy sprawiającej, że w tych samych okolicznościach jeden wygrywa, a drugi przegrywa, jeden zostaje ocalony, a drugi umiera, i przyczyny tego stanu rzeczy pozostają niezrozumiałe (…) [11]. Do fortuny, przypadku, ślepego trafu nawiązuje tytuł powieści, który można tłumaczyć jako jak Bóg da, jeśli Bóg pozwoli, jak Bóg zechce, jak się Bogu spodoba – tym samym zaakcentowana zostaje podrzędna rola człowieka, który nierzadko musi podporządkowywać się niezrozumiałym i niewytłumaczalnym kaprysom opatrzności.
O unikalnym charakterze dzieła Fallaci decyduje jego konstrukcja – włoska artystka stosuje zabiegi znamienne dla postmodernistycznej prozy, bawi się formą, swobodnie żongluje słowem. Interesującym konceptem jest wprowadzenie listów, których autorem jest jeden z dowódców włoskiego kontyngentu – ich adresatem jest fikcyjna żona, a tematem dzieje włoskich wojaków, które przyrównywane są do homeryckiej Iliady. Mocnym punktem są też momenty, kiedy narrator ujawnia swoją obecność – poprzez bezpośredni zwrot do czytelnika pojawia się swoista arytmia, skutkująca wybiciem nas z czytelniczego rytmu, bowiem nasuwa się myśl, że nie jesteśmy tylko biernymi podglądaczami, obojętnymi obserwatorami, ale w pewien sposób wiążemy się ze snutą historią i jej uczestnikami.
Reasumując, Inszallah to powieść wielka, monumentalna, w której poruszono ogrom treści uniwersalnych, ponadczasowych, nieprzemijających. Proza Fallaci wysycona jest interesującymi refleksjami, ale nie brakuje w niej ironii, zgorzknienia, cynizmu, wręcz niezdrowej fascynacji ludzką głupotą. Jednocześnie Włoszka unika patetycznego tonu, poprzestając na ukazaniu wojennej codzienności oglądanej z perspektywy poszczególnych jednostek, składając w ten sposób panoramę, która w całej rozciągłości odmalowuje wielkość i nędzę człowieczego charakteru. Piękny pacyfistyczny pomnik.
[1] Oriana Fallaci, Inszallah, przeł. Joanna Ugniewska, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2013, s. 49
[2] Tamże, s. 53
[3] Tamże, s. 27
[4] Tamże, s. 82
[5] Tamże, s. 403
[6] Tamże, s. 211
[7] Tamże, s. 287
[8] Tamże, s. 477
[9] Tamże, s. 319
[10] Tamże, s. 517
[11] Tamże, s. 551
P.S. Tekst ukazał się wcześniej na blogu: klub-aa.blogspot.com