Type and press Enter.

Lektury uzupełniające #16 Miasto zuzannopodobne

książki: Znak wodny, Wenecja; autorzy: Josif Brodski, Peter Ackroyd

Miasto z papieru można by zbudować z książek o tym mieście na wodzie.* I musiałabym mieć przed sobą tyle czasu co weneckie lwy za sobą, żeby móc je wszystkie przeczytać. Mam więc ambicje skromniejsze obejmujące kilka tytułów. Główne danie będzie (kiedyś) z literatury poważnej, ciężkiej  i wymagającej celebracji (Mann i James, może Calvino pomiędzy żeby wpuścić trochę powietrza), na deser (kiedyś) Grand Tour Goethego czy Stendhala. A na początek przystawki.

Duch pierwszego autora pojawił się wraz z czytającymi lwami. Znak wodny Josifa Brodskiego, to króciutki zbiorek esejów (może po prostu esej), poświęcony miastu na lagunie. Pisarz powracał tu przez blisko dwadzieścia lat, raz do roku, zimą, zazwyczaj na jakieś dwa tygodnie. Nie ma w Znaku wodnym nic z poradnika, choć dla wyszukujących, jak niżej podpisana, wskazówek, da się takich wynotować ze cztery czy pięć: pejzaż na Fondamento Nuevo (najwspanialsza akwarela świata), jeśli Cię stać gondola nocą,  i zapomnij o kierunkach świata bo Wenecja uznaje jeden – bokiem. I że wieczorami lektura albo szwendanie się, co prawie na jedno wychodzi, gdyż w nocy te wąskie kamienne szczeliny wyglądają jak przejścia pomiędzy regałami jakiejś olbrzymiej zapomnianej biblioteki i panuje w nich podobna cisza.*

 640px-marieschi_a_courtyard_of_a_palace

Kamienna przestrzeń Michele Marieschiego, weneckiego malarza widoków miejskich, czyli wedutysty przybliży nam trochę tę bibliotekę. Warto dodać, że ufantastyczniony wyobraźnią Marieschiego dziedziniec Pałacu Dożów (1735 rok) znajduje się w zbiorach warszawskiego Muzeum Narodowego (wraz z trzema innymi pracami artysty).

Esej jest hołdem złożonym miastu, wodzie i czasowi, kamieniowi i cegle, lwom i nawet gołębiom (ich ukrytemu wyczuciu architektury). I nie da się mieć do tego kawałka prozy nic na kształt obiektywnego stosunku. Może się wydawać trudny. Z pewnością jest Brodski intelektualistą. Zawile i uparcie błądzącym po manowcach. Zapamiętale rzeźbiącym własne obsesje. A chwilami, wręcz obłąkanym. Lecz właśnie wtedy jest najwspanialszy. Na ląd wychodzą strunowce,  lwy zaczynają czytać, ręce trzepoczą jak ryby, a Dedal, Minotaur, Pazyfae i Tezeusz opowiadają nam Wenecję i historię czasu. Są takie  fragmenty, które czytałam w kółko dla ich urody, nawet teraz gdy piszę, to właściwie żałuję, że nie czytam zamiast tego.

Ta proza z pewnością jest poezją.

Pochowano Brodskiego na weneckim cmentarzu-wyspie Saint Michele.  Na tej ukochanej przez poetę akwareli.

Gdybym sama miała określić gatunek drugiej z czytanych książek, też nazwałabym ją esejem. Autor -Peter Ackroyd zatytułował swoją Wenecją biografią. To dobra wskazówka dla czytelnika. Wenecja w trakcie czytania Wenecji okaże się istotą żywą – zaczniemy ją uczłowieczać (albo deifikować, niczym rodowici wenecjanie).

Ackroyd opowiada historię miasta od jego początków, legendarnych (421 roku) i prawdziwych (sto lat później) aż do wieku XIX i zjednoczenia Włoch. Współczesnej Wenecji w tej biografii właściwie nie ma. Jest trochę klasycznego narzekania na disneizację miasta, trochę o zagrożeniach żywiołem i gospodarką, współczesnym eksodusie mieszkańców Serenissimy, szaleństwach „odnawiania” zabytków. I turystyce: Nad lagunę każdego roku przyjeżdżają 3 000 000 turystów nocujących i 7 000 000 jednodniowych. Niektóre szacunki znacznie podnoszą tę liczbę (do 16 milionów w sumie).

Zbyt to wszystko oklepane, żeby mogło nam dać jakąś faktyczną wiedzę o mieście współczesnym. Co nie znaczy, że nie zostało sformułowane błyskotliwie: Wenecja nigdy nie wyglądała bardziej średniowiecznie niż dzisiaj.(np. stylizowany na XV wiek targ rybny na Rialto powstał w 1907 roku) przez co przypomina twarz po zbyt wielu operacjach plastycznych.

Da się uzasadnić takie podejście. Jest Wenecja miastem poza czasem (jest nim zresztą u obydwu pisarzy, u Brodskiego to szalona metafora w której Wenecja staje się czasem). Nie istnieje Wenecja współczesna, ani historyczna, jej najważniejsza cechą jest trwanie, więc opowiadając historię pisarz opowiada nam dziś. Nie na darmo gdy jakiś budynek zawali się (dzwonnica bazyliki) czy spłonie (opera La Fenice) Wenecjanie odbudowują go takim samym, co najwyżej odrobinę bardziej idealnym. Przypomina mi się tu też opowiedziana przez Ackroyda anegdota: umierająca babka Prousta przyjechała do Wenecji tylko po to żeby zobaczyć Pałac Dożów. Proust nie przywiązywałby tak wielkiej wagi do radości jaką dawał jej Pałac Dożów, gdyby nie poczucie, że jest to jedna z tych radości, która dla nas w niezbyt zrozumiały sposób potrafi przetrwać śmierć i odwołuje się do cząstki naszego jestestwa, której nie obejmuje panowanie śmierci. Szukanie nieśmiertelności w nieśmiertelnym mieście. Mieście którego nie zbudowano, ale które wyrosło, mieście zwielokrotnionym w wodzie i lustrach. Od swych początków stworzonym do oglądania:  Pod koniec XV wieku mediolański kapłan Pietro Casola skarżył się że o Wenecji „tyle już mówiono i napisano, że chyba nie zostało nic do powiedzenia”. Mieście zuzannopodobnym. (Josif Brodski)

634px-jacopo_robusti2c_called_tintoretto_-_susanna_and_the_elders_-_google_art_project

Tintoretto, czyli „mały farbiarz”, jeden z plejady wielkich weneckich artystów. Malował sceny biblijne i alegoryczne, czas wedut nadejdzie sto lat po jego śmierci. Ale potrafił rozstawić świętych na obrazie tak jak odpowiadające im w topografii miasta kościoły. A my, dzięki Tintoretto i dzięki Brodskiemu, możemy w tej Zuzannie zobaczyć Wenecję.”Zuzanna i starcy” (1555-1556)

Swoją opowieść o Wenecji zbudował Ackroyd z anegdot i ciekawostek (kiedy Wenecjanin wchodził na obcej ziemi do świątyni, pierwsze pytanie które sobie zadawał brzmiało: co mogę ukraść dla bazyliki?). Lawiruje między nimi tak, że ta opowieść to raczej misterna pajęczyna niż wywód z tezą. Ma skłonność do powtórzeń, bez problemu podaje sprzeczne wnioski; np. Wenecjanie okażą się i szczególnie pracowici, i niezwykle leniwi. Potrafi bardzo ciekawie pisać o historii – choć przytaczanym faktom często brak oparcia w szerszym kontekście. Jest znakomity gdy ze swadą opowiada o procedurze wyboru doży albo o powstawaniu legend kształtujących tożsamość miasta. Albo gdy potęgę karnawału i karierę maski puentuje obrazem zamaskowanej matki karmiącej piersią zamaskowane niemowlę. Dla mnie najbardziej może frapującym wnioskiem było porównanie ustroju Wenecji do starożytnego Egiptu i państwa Azteków – Serenissima jako państwo hieratyczne.

Niepotrzebne wydawało mi się podkreślanie jako typowo weneckich cech, które raczej są po prostu…typowe. Malarze malują swoje miasta, a za modeli biorą ludzi ze swojego otoczenia; poszczególne dzielnice miast rywalizują ze sobą i nie oznacza to manipulacji władzy dla utrzymania porządku (te rywalizacje dzielnic w wielu włoskich miastach przerodziły się współcześnie w niezwykle barwne świętowanie: Palio w  Sienie, czy Giostra w Arezzo).

Ale jest urok w tym biograficzno-stylistycznym nadmiarze, Wenecja naprawdę się z niego wyłania. Miasto nie-do-opisania. Jak podkreśla Ackroyd, nie bez przyczyny  na tym obszarze tak bogatym w tytanów sztuk wszelakich, nie rodzą się wielcy pisarze (choć mnie Miłość do trzech pomarańczy – Carlo Gozzi to wenecjanin – bawiła chyba równie mocno jak  bezmyślną nację wenecką – cytat za samym Gozzim).

I, muszę przyznać, dużo się śmiałam czytając Wenecję*.

Więc kiedy (na szczęście szybko) pogodziłam się z tym, że nie podążamy w tej biografii ścieżką logicznego wywodu i darowałam autorowi te o troszkę za dużo oklepanej retoryki (Cywilizacja zawsze zachowuje  w sobie elementy barbarzyństwa. Istotą miasta jest rywalizacja i agresja), czytało mi się naprawdę znakomicie. Natomiast ogromnie się cieszę że po Wenecji przyszedł Znak wodny, (czytałam odwrotnie niż kolejność w tej recenzji) bo to zestawienie doskonale zobrazowało mi czym się różni książka napisana z podziwem od takiej napisanej z miłością.

640px-francesco_guardi_-_the_lagoon_looking_toward_murano_from_the_fondamenta_nuove_-_wga10846

Francesco Guardi jeden z geniuszy weneckiego malarstwa z płótnem namalowanym między rokiem 1765 a 1770. Dzisiaj na wodzie zamiast żagli, tramwaje wodne – vaporetto, ale przecież Guardi malował nie widoki lecz nastroje. „Widok na Murano z Fondamenta Nuove”. Najwspanialsza akwarela świata.

Agnieszka Ardanowska

 

* Obraz tytułowy to Canaletto. Widok na Grand Canal z 1743 roku. Na pierwszym planie kościół Santa Maria della Salute, w oddali budynek morskiego urzędu celnego (dziś galeria sztuki) Punta della Dogana. Płótno znajduje się w Los Angeles w Muzeum im. Paula Getty’ego.

* fragmenty kursywą to cytaty z recenzowanych książek

*tym razem przypis posłuży mi do wyrażenia swoich zastrzeżeń wobec wydawnictwa (Zysk i s-ka). Wenecja to książka dość droga, quasi albumowa, zawiera wiele ilustracji – jakość wydruku niszczy obrazy! Zresztą Guardi na okładce też wygląda nieciekawie. Do tego pieczołowicie spisana przez autora bibliografia jest w całości w języku angielskim. Trudno mi uwierzyć, że żadna z tych pozycji nie ma polskiego wydania – ale jest to możliwe, niemniej nawet wtedy wydawnictwo mogłoby przygotować dla polskiego czytelnika choć króciutką bibliografię w rodzimym języku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *