Type and press Enter.

GŁOWĄ W MUR / ROZPAD POŁOWICZNY / WNUK-LIPIŃSKI

Jakiś czas temu miałem styczność z twórczością profesora Wnuk-Lipińskiego – otwarcie jego trylogii o Apostezjonie, dystopijnym totalitarnym państwie – Wir Pamięci – okazało się być książką na tyle dobrą, że bez większej zwłoki sięgnąłem po drugą część cyklu: Rozpad połowiczny. I o ile tom pierwszy był „zaledwie” dobry i uważałem go za przyjemną ciekawostkę, o tyle drugi jest pozycją świetną, niemal obowiązkową dla każdego fana science fiction kładącego nacisk na kwestie socjologiczne, moralne i polityczne!

Między powstaniem jednej a drugiej książki mija dziewięć lat, Rozpad połowiczny pojawia się w 1988 roku, w schyłkowym momencie szczęśliwie już minionej epoki i jest książką szalenie odważną – jak z resztą cały cykl, w którego skład wchodzi, ten w pełnej, nieocenzurowanej wersji wydany został dopiero w roku 2000. I o ile Wir pamięci cały ten totalitarny aparat trzymał przez większość czasu na zapleczu skupiając się na motywie podmienionej pamięci i osobistych perypetiach bohatera, o tyle jej następczyni trafnie i bezlitośnie punktuje zbrodniczy system, przyglądając się kulisom jego działania. Opowieść płynnie przeskakuje między kilkoma postaciami. Jest więc naukowiec, kierownik ośrodka resocjalizacyjnego i jego polityczne przygody, jest młody praktykant przeświadczony o słuszności sprawy, której służy, są w końcu pacjenci ośrodka, do których jednak lepiej pasowałoby miano „ofiary”.

To jest w zasadzie książka o życiu obozowym. Przerażające opisy łamania kolejnych pacjentów, psychicznych i fizycznych tortur, stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, tak, by w nieludzkim kieracie jeden osadzony łamał drugiego, wierząc przy tym, że robi dobrze… Profesor Lipiński nie bierze jeńców, obozowa część jego opowieści to jest kawał surowej, pełnej przemocy i bezkompromisowej literatury, autor palcem pokazuje mechanizmy mogące złamać każdego, przygląda się temu, co dzieje się z człowiekiem poddanym wielkim przeciążeniom i jest w tym bardzo skrupulatny. Zdaje się przez to pytać – czy jest coś takiego jak niezłomność? Czy jest wytrzymałość zdolna przetrwać wszystkie razy? I co znaczą wszystkie wartości w skrajnych, nieludzkich warunkach? Totalitarny system Apostezjonu jest wielką, czarną bryłą, z którą walczyć zwyczajnie nie można. Próba nieposłuszeństwa jest jawnym waleniem głową w ścianę i bohaterowie doskonale o tym wiedzą, a mimo to biorą kolejny rozbieg. Nie tyle w nadziei, że tym razem coś wskórają, raczej przez przeświadczenie, że to jest właściwa rzecz, coś jak u Herberta w jego Przesłaniu – „jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku”, ale iść trzeba.

W czasie, gdy tam, na dole ma miejsce koszmar, odpowiedzialni za niego ludzie zwyczajnie przychodzą do pracy z poczuciem dobrze spełnianego obowiązku, rozmawiają, śmieją się, prowadzą jakieś swoje spory, a wieczorami imprezują, upijają się i ćpają. Ale ta pozorna sielanka ich życia także stoi w cieniu wielkiego systemu – oczywiście dociera do nich jak wielkie jest cierpienie, które zadają, ale sumienia ich skutecznie zagłusza system, w którym funkcjonują – jak mantrę powtarzają, że skoro to, co robią jest pochwalane przez system, to z jakichś przyczyn musi być konieczne i pożyteczne. Tak naprawdę wszystkim rządzi strach, każdy z pracowników wie doskonale, że jeśli poddałby w wątpliwość skuteczność i zasadność tych tortur, najpewniej sam niebawem miałby okazję ich skosztować, z resztą wielu pracowników ośrodka to jego byli pacjenci, doskonale przystosowani do użytecznego życia w społeczeństwie. I ci stojący na samym szczycie też się boją – nie takiej decyzji, nie takiego stanowiska, złej gry, fałszywych oskarżeń, utraty pozycji, upadku na dno, nagłego zniknięcia.

Boją się tutaj wszyscy i nikt nikomu nie ufa – Apostezjon, a zwłaszcza jego oddziały resocjalizacyjne to nie jest miejsce, gdzie można pozwolić sobie na szczerość, na naiwność i na zaufanie. Bo człowiek zaszczuwany, w pewnym momencie przekracza pewne granice, być może, jeśli dać mu wystarczająco dużo czasu, przekroczyłby je wszystkie? Totalitarny system staje się kolejnym bohaterem, który mimo, że nie zjawia się we własnej osobie, jest obecny w każdym z bohaterów – w złamanych więźniach, w uciszających swoje sumienie pracownikach, w ludziach na górze, bojących się o swoje stanowiska… Rozlewa się wszędzie, jest niepokonany i bezlitosny. Jedyną granicę stanowi może jeden z więźniów, który uparcie, mimo mnóstwa kar nie poddaje się resocjalizacji – ale to jest przecież tylko kwestia czasu.

System jest bohaterem i nie wiem przypadkiem, czy nie jest to główny bohater tej opowieści, Wnuk-Lipiński rysuje pożegnalną laurkę komunizmowi, jednocześnie zostawiając świadectwo jego okrucieństwa. Zazwyczaj, gdy autorzy sięgają po podobne środki, mamy do czynienia ze spotęgowaniem tego, co chce nam się pokazać, czyniąc z tego przerysowania narzędzie literatury. Ale czy tutaj mamy jakieś przerysowanie, czy raczej wierny portret? Jest Rozpad połowiczny lekturą przerażającą.
Mimo wszystko znajduje się też miejsce na zwycięstwo, gorzkie co prawda i jedynie częściowe, ale jednak. Mówi nam autor o tych tunelach, które drąży w nas prawda, jakby kapiąca powoli woda, przejściach, które zaprowadzą nas nie wiadomo dokąd, ale w końcu nimi idziemy, bo gdzie indziej niby mielibyśmy chodzić? W Apostezjonie jednak każde zwycięstwo nosi gorzki smak przegranej i wielki niepokój. System bowiem nie śpi – winny, jeśli trzeba, znajdzie się, nawet jeśli byłby niewinny. A ucieczka i wolność jednego dnia, wcale nie oznacza, że jutrzejszy dzień będzie tego dnia przedłużeniem.

niesłwany paweł m, syn Marka i Wiesławy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *