Type and press Enter.

Lektury uzupełniające #18 Zaklęta Bruksela

książka: Bruksela noir; autor: antologia pod redakcją Michele Dufranne’a

„Bruksela Noir” to jedna z pozycji wielotomowego cyklu, wydawanego od lat przez nowojorskie wydawnictwo Akashic Books, a w Polsce przez warszawskie Claroscuro. Miasta świata zostają nam przedstawione przez różnorodnych autorów w opowiadaniach  w klimacie noir – przy czym co owo noir znaczy – zmienia się dość mocno w każdym tomie. Te miejskie antologie nie zastąpią nam przewodników, ale specyfikę danego miejsca wykażą od nich dużo wyraźniej.  I właśnie odmienność każdej książki jest najbardziej interesującą cechą projektu. Zapewne można by się spierać, czy na różnice bardziej wpływa osoba tom redagująca, czy charakter miasta, ja jednak sądzę, że Czarne Miasta całkiem nieźle udowadniają, że są czymś więcej niż wspólnotą miejsca, architektury i mieszkańców. (Literacko w przeważającej części słaba „Wenecja noir” zostawiła mnie na przykład z frapującym pytaniem, o to czym jest tożsamość miasta i trochę straszną a trochę piękną sugestią, że miasto bez mieszkańców może tej tożsamości nie tracić.)

Z każdym tomem serii  obracamy się oczywiście w klimatach mniej więcej kryminalnych, wykreowanych przez twórców z danym miastem związanych.

Redaktorem tomu brukselskiego jest Michele Dufranne („specjalista od dzieł w złym guście”) i już jego wstęp zapowiada książkę bardzo dobrą. Otwiera przed nami Brukselę kosmopolityczną, wielojęzyczną, wielkomiejską i wiejską, flamandzką i frankofońska, intelektualną i drobnomieszczańską, zawsze rozbawioną i wiecznie pełną obaw. Przez miasto poprowadzi nas brawurowo trzynastu pisarzy, wszyscy na stałe mieszkający w stolicy zjednoczonej Europy.

Zasadą serii jest krótkie przedstawienie autorów w notkach biograficznych – bo często są to twórcy nieznani szerzej na wodach międzynarodowych i poza swoim krajem rzadko wydawani.

Kilka cech tomu brukselskiego jest bardzo wyraźnych. Po pierwsze autorzy swobodnie i z wielką inwencją potraktowali owo „noir”. Da się je oczywiście przypisać do każdego opowiadania, czy to będzie ponura postapokaliptyczna sf, sowizdrzalskie marzenie senne brukselczyka, ciężka społeczna proza antyrasistowska, czy filozoficzna przypowieść oparta na tezach René Girarda. To szaleństwo tematyczne kupiło mnie całkowicie. Jest w nim wolność, szczerość i brak respektu dla utartych ścieżek.

Po drugie choć jest tu kilka tekstów głęboko smutnych (ze świetnym, przygnębiającym „Ekwadorem” Alfreda Noriegi na czele) to i tak większość opiera się na jakimś rodzaju poczucia humoru: kpiąca z drobnomieszczańskiej mentalności „Papuga” Barbary Abel, obłąkańcza (i znakomita) „Inna wojna Marolle” Sary Doke, szydercze, zawsze aktualne i okrutne w swej lakoniczności (bardzo charakterystyczny, ostry sposób pisania) „W cieniu wieży” Emilie de Béco, uroczy i zabawny „Pszczelarz” Jean-Luca Cornetta, błazeński Patrick Delperdange w opowiadaniu o bardzo długim tytule, będącym chyba przysłowiem. Trzecia cecha była uderzająca zwłaszcza w porównaniu z „Wenecją noir”  – „Bruksela” jest bardzo społeczna -tu wszyscy bohaterowie, nawet najsmutniejszych tekstów, istnieją w związkach międzyludzkich: przyjaźniach, miłościach, wspólnotach (choćby barowych). W „Wenecji” każdy był paskudnie oddzielny.

Fascynujący jest kosmopolityzm miasta (i w tym pomieszaniu jest jakiś radosny, nie do końca uchwytny element – ten sam który przyprawia o zawrót głowy w „Innej wojnie Marolle”). Obecny zarówno w konkretach: bohaterami będą tu czarny Ekwadorczyk, belgijski Turek, koreańska studentka, udający Żyda Libańczyk, francuska trzpiotka, belgijski król i angolska krawcowa, jak i w pełnej absorpcji przez autorów tematów, które ich fascynują – Piotruś Pan staje się tu całkowicie brukselskim Londyńczykiem i sprawdzałam, czy Girard nie urodził sie przypadkiem w Belgii (nie).

Nie mam wątpliwości co do faktu, że opowiadania w tomie są znakomite (Doke, de Béco,  Görgün, Zamora -to autorzy , których chętnie poczytałabym więcej, ale ktoś inny mógłby sobie stworzyć całkiem inny zestaw nazwisk). Trzy z opowiadań spokojnie odnalazłyby się w antologii fantastyki (dwa inne w tę stronę dryfują). Są tu teksty „lokalne” odnoszące sie do prawdziwych zbrodni i wydarzeń belgijskiego życia publicznego, ale i tak ewidentnie czuć jak bardzo Bruksela jest połączona z i istnieje w świecie. Co prawda na lotnisku kończy się tylko najsmutniejsze z opowiadań, ale najbardziej romantyczne właściwie całe rozgrywa w pociągu.

No zdecydowanie muszę tę Brukselę zobaczyć.

Agnieszka Ardanowska

U góry Siusiający chłopiec, figurka-fontanna, symbol Brukseli, autor zdjęcia: Pbrundel, za wikimedia commons

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *