Type and press Enter.

Czwartkowe Muzyczne Reminiscencje – vol. 6

CLANNAD – LEGEND – 1984. Dziś powspominać sobie pragnę absolutnie legendarny album (zasłużenie nagrodzony w 1985 roku nagrodą BAFTA – Best Original Television Music), będący ścieżką dźwiękową do równie legendarnego, genialnego i niezapomnianego serialu mojego, ale pewnie i wielu z Was, dzieciństwa: Robin of Sherwood, produkcji brytyjskiej HTV. 

Zacznijmy może od samego serialu, gdyż obraz i muzyka w tym przypadku to całkowicie nierozerwalny tandem, a jedno i drugie dorobiło się, dzięki sobie nawzajem, statusu kultowego. Wśród fanów zespołu Clannad (i zdecydowanie nie tylko), oraz telemaniaków historii inspirowanych legendą o Robin Hoodzie. Serial powstał w roku 1984, a w polskiej telewizji premierę miał gdzieś na początku roku 1986. Z tego co pamiętam, emitowany był w niedziele na dwójce, w porze okołoobiadowej. Składał się z 25 odcinków, podzielonych na 3 sezony. To była czysta magia…

2

Zgodzić się muszę z faktem, że w tamtych czasach w rodzimej naszej TV, specjalnie wiele wizualnych rozkoszy widz zaznawać nie mógł, acz na pewno nie było tak, że w telewizji lał się li tylko medialny odpowiednik sklepowego octu! Tak czy siak, jako widza wtedy dość młodego, serial absolutnie zauroczył! I nie tylko mnie. Podwórka, w tamtych czasach często bardzo ludne, szybko wtedy pustoszały i cała ta młoda (ale i starsza też) gawiedź zasiadała przed swoimi telewizorniami!

Robin – ten „czarny” i ten „blond”, Lady Marion, Will Szkarłatny, Mały John, Much, braciszek Tuck, czy wreszcie saraceński, małomówny zabijaka Nasir. Zapomnieć nie można i o drugiej stronie barykady, czyli Szeryfie z Nottingham oraz Guyu z Gisburne. A nad wszystkimi tymi, na poły legendarnymi postaciami, unosił się duch boga lasu Herne’a… 

Nie była to ani pierwsza, ani ostatnia ekranizacja legendy o Robin Hoodzie, w czym jednak była ona wyjątkowa, że tak wielu ludzi wspomina ją, z tak potężną nostalgią i uwielbieniem po dziś dzień?

Aktorzy, których producenci wybrali do tego serialu, nie byli specjalnie szerzej nikomu znani, byli to głównie ludzie z teatralną przeszłością. Efekty specjalne, nierozerwalnie połączone z niewysokim budżetem tego projektu, były w zasadzie żadne. Temat, choć niewątpliwie legendarny, też wydawał się już co nieco oklepany. A jednak stało się tak, iż owa legenda, szczególnie w tej wersji, przetrwała i nadal trwa, mając się znakomicie!

Klimat moi drodzy. To właśnie ten ogólnie pojęty klimat niewątpliwie stoi za sukcesem Robina z Sherwood.  A co się na tę szczególną tutaj atmosferę składa? Bardzo dobra i świetna gra aktorów (choćby Ray’a Winstone w roli Willa Szkarłatnego, oraz Nickolasa Grace, fantastycznie odtwarzającego Szeryfa z Nottingham), tworzących wiarygodne, wyraziste i pełnokrwiste postacie w serialu. Nowatorski wtedy, a niezwykle dynamiczny i realistyczny sposób kręcenia scen z ręki. Gdy banita uciekał w lesie przed żołnierzami Szeryfa, widz obgryzając paznokcie uciekał razem z nim! Znakomite budowanie atmosfery tajemniczości, niepokoju czy wręcz grozy, poprzez stosowanie różnorakich filtrów na obiektywach kamer. Tak, praca kamer i odpowiednie analogowe zabiegi (filtry, światło, dym) wystarczą, by skutecznie móc oddziaływać na emocje widza!

Scenarzyści postanowili też wprowadzić do swojej wersji historii o Zakapturzonym Człowieku elementy magii i okultyzmu, celem wyraźniejszego i bardziej atrakcyjnego dla widza przedstawienia odwiecznej walki dobra ze złem, czy światła z siłami ciemności. W umiejętny i nad wyraz sugestywny też sposób, realizatorom udało się zaprezentować realia średniowiecznej Anglii. To się tutaj czuje!

3

Połowę tej znakomitej roboty odwaliła jednak irlandzka grupa folkowa Clannad. Początkowo powierzono jej stworzenie muzycznej czołówki do tego serialu – utwór Robin (The Hooded Man). Po pewnym czasie jednak (po krótkim zapoznaniu się ze scenariuszem) zespół uznał, że fajnie byłoby uczestniczyć w tym projekcie w pełnym wymiarze. Zaczął więc tworzyć muzykę, i kawałek po kawałku dostarczał ją filmowcom, którzy finalnie montowali i zgrywali to z obrazem, tam gdzie uważali to za słuszne. Aż dziw bierze, że muzycy znając w sumie niewiele z tego co dzieje się na planie filmowym, stworzyli materiał, który w perfekcyjny wręcz sposób współgra z tym co ogląda potem widz na swoim telewizyjnym ekranie! Całkowita jedność, całkowite artystyczne i duchowe zespolenie! Cudowna symbioza! Clannad w natchniony wręcz sposób muzycznie dopełnił absolutną magię tego widowiska. Trudno dziś powiedzieć czym byłby ten serial wtedy, jak i dziś, bez tych kawałków…

Na soundtracku tym odnajdziemy 10 utworów (plus bonusy, w zależności od wydania). Każdy z nich to nastroju i klimatu pełna perełka! Dodać tutaj jednak należy, że mnóstwo znakomitej muzyki zawartej w Robin of Sherwood, szczególnie z ostatniego, 3 sezonu, nigdy nie została wydana, gdyż taśmy-matki z zawartym na nich materiałem bezpowrotnie, póki co, zaginęły… Trzeba mieć nadzieję, że dobry Herne pomoże w ich odnalezieniu! No ale jaka w końcu jest to płyta? Jaka na niej muzyka?

Radosna, skoczna i folkowo taneczna! Kiedy indziej znów niezwykle nastrojowa, czasem bardzo, ale to bardzo mroczna, przesiąknięta tajemnicą i na wskroś wiekami średnimi! Zawsze jednak jest muzyką piękną! To arcydzieło muzyki telewizyjnej. Absolutna też, nomen omen legenda

Kapitan MO

Zdjęcia w tekście: http://www.fakt.pl/kobieta/plotki/robin-z-sherwood-zobacz-jak-zmienili-sie-aktorzy/290g8h2; https://www.ponapisach.pl/2016/05/robin-of-sherwood-the-knights-of-the-apocalypse.html


P.S. Dla fanów serialu, specjalny link to jednego z kilku na YT mixów utworów Clannad, które boleśnie nie zmieściły się na płycie Legend. To dziewięć minut wciąż czystej, muzycznej ekstazy! 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *