Type and press Enter.

Żar/ Sándor Márai

Najlepszym sposobem, aby poznać szczególność myślenia i pisania Sándora Máraia, będzie przeczytanie zapisków Utracjusza z czytania Dziennika, bardzo zachęcam: https://statekglupcow.pl/2018/01/21/swiadectwo-niezlomnosci-marai/

Żar jest dla mnie powieścią wyjątkową z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że nie traktuje o miłości, nie dosłownie. To bardzo przyjemne znaleźć książkę, w której cień miłości nie przysłania planu wydarzeń. Kiedy fabułę determinuje i napędza coś innego. Márai, wydaje się przez jakiś czas, schodzi piętro niżej, o ile uznamy, że przyjaźni – bo to ona i jej zawirowania stanowią serce Żaru – nieco brakuje do miłości.

Nad wyraz łagodnym, wysublimowanym językiem autor ustanowi czas i bohaterów; nie będzie w nim żadnej pychy, że oto takich ich stworzył. Postaci Máraia jaśnieją jak jego oczy.  Czuje się ich smutek i zaufanie. Poznaje się historię ich życia; sprawy dążą do niebezpiecznego końca. Może to jest siła pisarstwa węgierskiego prozaika: oddanie czytelnikowi przeczucia, zezwolenie na bycie krok przed pisarzem, na domysł, który się spełni. Jak w przypadku starej, chorej osoby. To kwestia dni, tak się czasem mówi, a potem, kiedy zmarła wraca tam, skąd przyszła, mimo naszego przeczucia, oswojenia niebezpieczeństwa, mimo świadomości, cierpimy, a serce podchodzi do gardła. Oczy Máraia to są oczy człowieka, który patrzy na umierającego. Taka też jest jego narracja.

Drugim powodem wyjątkowości tej książki jest jej adresat. Mówi ona bowiem o męskiej przyjaźni i stawia ją równorzędnie – niejednokrotnie myśl książki kołuje w rejony spekulacji, że może ta przyjaźń znaczy nawet coś więcej – z miłością kobiety i mężczyzny. Jest kobieta twojego życia, dla której bije twoje serce i twoje staranie całe jest o jej uśmiech, i z którą łączy cię jakiś niepoznawalny dla innych fenomen miłości, jedna z jego niezmordowanie zmiennych wariacji; jest też przyjaciel, chociaż nie mówicie do siebie “przyjacielu”, chociaż mówienie o uczuciach to jest kwestia niewydobywana na powierzchnię rozmowy, z którym łączy cię dziwne splątanie istnienia, jedność charakteru, tożsame upodobania, gust i jedna, konkretna rysa na tafli tej relacji, różnica; pręga, która wydobywa na światło przyjemność milczenia, w której niczego od siebie nie oczekujecie. Wiedza, że jest tam gdzieś na świecie człowiek, na którego słowo można czekać całe miesiące i lata, i pewność, że to słowo będzie równie jaskrawe, mocne, żywe, jak przy codziennej rozmowie o byle czym, to jest przyjaźń, która nie zdoła wyblaknąć, której czas nie potrafi zmatowić; chociaż ona milczy, czasem całe lata. Mogę mówić tylko z własnej perspektywy – męska przyjaźń to fundament osobowości, ona niejako kształtuje dbałość o wartości, które wybraliśmy.

Żar, najprościej mówiąc, jest opowieścią o nieutraconej przyjaźni, w którą próbowała wedrzeć się miłość i zdrada, być może również zazdrość. Do siedemdziesięciojednoletniego generała przybywa przyjaciel z dzieciństwa, Konrad, z którym łączyła go relacja nieledwie mityczna. Byli traktowani jako bracia, imię jednego znaczyło imię drugiego i odwrotnie. Wychowywani w służbie wojskowej, razem przywdziali mundur, w tym samym dniu otrzymali honorowe szable, służyli w tym samym pułku.

Spokojnym, retrospektywnym spojrzeniem Márai obejmie tę historię i opowie nam wszystko głosem starego generała, którego Konrad opuścił przed czterdziestoma jeden laty. Był wieczór, żona generała czytała książkę o warunkach życia w tropikach; nazajutrz miało odbyć się polowanie. Bladym świtem, ostrożnie wyczekując, generał szedł krok przed Konradem; nieśli nabite strzelby, po prostu polowali. Nagle generał daje Konradowi znak, wyczekiwanie natęża się – na drogę, w sam raz na odległość strzału, wychodzi jeleń. Młodzi mężczyźni mierzą, ale aby nie spłoszyć zwierzyny, generał nie rusza się; Konrad, za nim, zajmuje lepszą pozycję do strzału. Generał o tym wie, czeka na strzał, który świśnie mu koło głowy i powali zwierzynę, a oni wrócą do domu jako bohaterowie polowania.

Strzał nie pada, a gęstwina wyczekiwania, którą tak namiętną beznamiętnością starca opisał Márai, tężeje, wręcz ścina się w mróz. To punkt opowieści, który rozdziela światło od ciemności, można by powiedzieć. Ten moment podzieli życie generała i Konrada na wiele lat. Rozkaże uciszającym wyrzutem niezawinionej zbrodni uciec Konradowi. Uciec w tropiki.

Dalsza część powieści to dywagacje, to wspomnienia generała, który po ucieczce Konrada przez osiem lat nie odzywał się do własnej żony, nawet w czas jej choroby i umierania. Ich spotkanie to opowieść o tym wszystkim, ale też próba dotarcia do zranionego serca, które nie może, jak stygmatu lub blizny, pozbyć się przyjaźni, której jest wierna na przekór, i która jak stanowiła początek rozumienia i odczuwania świata, tak jest uświadomionym początkiem jego końca.

Márai zapisał w Księdze ziół, że “nigdy nie należy czytać lekceważąco, od niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na królewską ucztę, a on tylko dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl: tylko człowiek umie czytać”. A czytanie wzmaga, zwielokrotnia synestezje – przywoła wspomnienie muzyki, wspólnie przebytych tras, smak ulubionego piwa i te wszystkie banalne rzeczy, które z jakiegoś uniwersalnego powodu ewokują wspomnienie przyjaźni. Która trwa, mimo lat.

W męskiej przyjaźni nie ma wielkich słów. Częściej jest nieskrępowane milczenie, o ileż cenniejsze, jeśli rozumiane.

 

Marcin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *