Type and press Enter.

Jiří Gruša / Czechy. Instrukcja obsługi

Festiwal Góry Literatury w lipcu 2019 roku był jedną z ostatnich okazji w historii wszechświata, by spokojnie porozmawiać z Olgą Tokarczuk; z okazji tej skorzystałem trochę bezwiednie, nie przewidując bynajmniej katastrofy, jaka miała wkrótce rzucić cień na życie tej biednej kobiety. Był jednak również drugi powód, dla którego nawiedziłem bogate niegdyś wnętrza Zamku Sarny, którymi zapragnął nie tak dawno temu zawładnąć sam książę Karol, nim zrozumiał, że jest na to za brzydki. Powód ten ma długie włosy i znakomicie tłumaczy czeską literaturę.

Andrzeja Jagodzińskiego znałem dotąd jako popularyzatora prozy Josefa Škvoreckiego. Okazał się, co nie było może dużym zaskoczeniem, człowiekiem przystępnym, inteligentnym oraz dowcipnym i stanowczo polecił mi inną przetłumaczoną przez siebie książkę, wydaną niedawno przez Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie.

„Czechy. Instrukcja obsługi” Jiřiego Grušy to istotnie tom wyjątkowy. Okryty dla niepoznaki płaszczem przewodnika, zaprasza do podróży przez historię naszych sąsiadów (z naciskiem na historię kultury), tę rzeczywistą i mityczną, z kalejdoskopem wielkich osobistości, tak prawdziwych, jak i zmyślonych.

Lektura może zaskoczyć tych, którzy zwykli utyskiwać na własny naród, idealizując pozostałe; oto okazuje się, że za naszą południową granicą nie rezydują skrzydlate istoty, tylko lud, który również przekisił w szafie kilka trupów. Całą tę ambiwalencję ujmuje Gruša w jej bogactwie, wielowątkowo oraz z ironicznym uśmiechem. Przydałaby się i nam taka praca, napisana z dystansem, niezabarwiona ideologicznie. Tylko kto miałby ją napisać?

Czeski pisarz igra sobie z językiem, wyczynia lingwistyczne łamańce, budując najbardziej fantastyczne etymologiczne skojarzenia. Uderza jego wysoka kultura umysłowa i literacka, ale również melancholia. I wtedy sobie człowiek przypomina, że spotyka tę odmianę melancholii nie po raz pierwszy. O ile oczywiście czytał Hrabala. Ale kto nie czytał Hrabala?

Gdy Gruša odwołuje się do wizji multinarodowego habsurskiego kotła, przypomina nieco Claudia Magrisa, tyle że prezentuje wobec tego niespełnionego ideału ostrzejsze, mniej wyrozumiałe podejście, uderzające zjadliwą ironią. Na pewno sięga jednak tych samych szczytów, co jego włoski kolega, i z tego względu nie u każdego czytelnika znajdzie zrozumienie, ujmując rzecz delikatnie.

„Czechy” to bowiem szalenie wymagająca lektura, a główną tego stanu rzeczy przyczyną nie jest może wcale niewystarczająca znajomość kontekstu, czyli szczegółów czeskiej historii, u przeciętnego polskiego odbiorcy, tylko niebywale erudycyjno-aluzyjny charakter tej pracy; by czytać ją skutecznie, trzeba mieć już na plecach bagaż skutecznej lektury wielu innych prac, nie tylko z czeskiego kręgu kulturowego.

A samo krytyczne spojrzenie Grušy na ojczyznę nie powinno nikogo zmylić co do jego faktycznych uczuć. Bo on te Czechy kocha miłością prawdziwą, a miłość prawdziwa nie może być ślepa, musi być kompletna. Musi dostrzegać i oklapnięte ucho, i lekkiego zeza – i właśnie za nie kochać jeszcze mocniej.

utracjusz

Zdjęcie Jiřiego Grušy jak zwykle zbarbarzynił niesławny paweł m, który zażyczył sobie, by umieścić tu takie informacje o oryginalnej fotografii:
Zdjęcie jest na licencji CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/).

Autorem (lub autorką) jest Packa, a oryginał można znaleźć pod adresem https://pl.wikipedia.org/wiki/Ji%C5%99%C3%AD_Gru%C5%A1a.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *