Type and press Enter.

O ludziach-koczownikach / Magda Bogusz / Pirania na kolację

O ruchu zostało na tym świecie wypowiedzianych i zapisanych już wiele słów. Spiritus movens, ruch jednostajnie przyspieszony, ruch to zdrowie, ruch to sens życia, panta rhei i wreszcie: Kto stoi w miejscu, ten się cofa[1]. Ruch jest odwieczną metaforą rozwoju, podejmowania wysiłku zależnego od naszej woli oraz istnienia przeobrażeń dokonujących się nieustannie bez jej udziału. Ruch może być efektem oddziaływania na siebie rozmaitych sił obecnych w przyrodzie. Co się dzieje, kiedy te siły oddziałują na nas?

Wiele osób nosi w sobie gen prastarego koczownika, który nie chce się poddać przemianom cywilizacyjnym, a nierzadko wprost przeciwnie – im silniej jest przez nie uciskany, tym dotkliwiej daje znać o swojej obecności. Jak dziecko Rosemary, obce ciało wzrastające w ludzkim wnętrzu tak długo, aż w końcu będzie musiało się wydostać.

Czy to równa walka? Cywilizacja ze swymi systemami działania i wymogami funkcjonowania uciska naszych wewnętrznych koczowników, lecz zwykle wystarcza wyjazd w góry, spacer po lesie, kontemplacja nad nigdy nie zatrzymującą się rzeką, obejrzenie filmu o powrocie do natury (na ten przykład: Instynktu Jona Turteltauba, 1999 – https://www.filmweb.pl/film/Instynkt-1999-744), przeczytanie książki typu Bieguni Olgi Tokarczuk (2007), spędzenie wieczoru przy winie z odległego zakątka świata i koczownik daje się trochę udobruchać. Wzdycha wprost z trzewi, echem niesie się jak wiatr w kanionie, ale zrezygnowany udaje się na drzemkę, dopóki nie zbudzi go kolejne apogeum spiętrzanych nacisków cywilizacyjnych.

Większość tylko marzy: „A gdyby tak rzucić to wszystko…?” lub uprawia paplaninę na kształt: „Rzucę to wszystko i wyjadę w cholerę!” – pustosłowie, które nigdy nawet nie pretendowało do bycia wypełnionym czynem. Są tacy, którzy przymierzają się do tego przez lata i stopniowo dojrzewają do radykalnych zmian. A są i tacy, dla których moment przyjścia tej myśli do głowy jest równoznaczny z rozpoczęciem działania. Od razu. Tu i teraz.

A gdyby tak zmienić coś w swoim życiu? A gdyby tak zmienić wszystko, przewrócić poukładany świat do góry nogami? Nie iść na żadne kompromisy. Rzucić pracę, sprzedać, co tylko da się sprzedać i nie przejmować się zbytnio tym, co będzie za rok czy dwa. Uwolnić się od tej rutyny i przewidywalności, od tego schematu, kredytów, kariery, rachunków. Doskonale wiedziałam, jak to zrobić, musiałam jeszcze tylko przekonać Tomasza. (…) – Powinniśmy wyjechać w podróż dookoła świata. (…) niespełna rok po naszej rozmowie o podróży stanęliśmy na Lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie z biletem w jedną stronę do Newark, NY, USA.[2]

Trudno okiełznać myślą człowieka XXI wieku wizję zrobienia kroku w tak niepewną przyszłość, gdy na co dzień kroczy się po pozorach gruntu pewnego, o jasno wytyczonych ścieżkach. Mówi się, że żyjemy w świecie pełnym wyzwań… A który świat taki nie był? Świat prehistorycznych koczowników? Świat średniowiecznych rycerzy i bestialskich krucjat? Świat renesansowych odkryć rewidujących ludzkie pojęcie o Ziemi i kosmosie? Świat XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej? I wreszcie – świat dwóch wojen światowych?! Który z nich nie był pełen wyzwań, lecz zapewniał rutynę, bezpieczeństwo, pewność jutra? Ludzkość zawsze była w ruchu, w tym czy innym sensie. Z takim atawizmem we krwi, z taką historią ludzkości, której geny nosimy każdego dnia życiowymi ścieżkami, nic dziwnego, że przynajmniej jedna strona naszej natury szuka schematów, które dają oparcie – chociaż względne poczucie bezpieczeństwa, znajomość własnej sytuacji i minimalizację niespodzianek; przynajmniej tych na skalę wywrotową. Nic też dziwnego, że druga strona naszej natury nie potrafi na tej względnej stabilizacji poprzestać. Ruch towarzyszył nam przez miliony lat, uzależniał… Gdy próbujemy go odstawić, niektórych z nas dopada delirium.

Czy więc tak naprawdę można dziwić się ruchom zmierzającym do uwolnienia się od stacjonarnego trybu życia? Można nie dowierzać logistyce – uwikłanie w stosunki pracy, stosunki rodzinno-matrymonialne, zobowiązania finansowe, terminowe, kontraktowe i wiele innych rodzajów uwikłań czynią takie ruchy jeszcze bardziej niewyobrażalnymi. Do tego ta niepewność jutra i zakwestionowanie posiadania czegokolwiek, choćby małego kawałka podłogi, w świecie, w którym standardem jest mierzenie osiągnięć życiowych słowem „mam” – mam mieszkanie, samochód, nowego laptopa, telefon na abonament, zmywarkę, a może i już nawet samosprzątający odkurzacz; umowę na czas nieokreślony (jeśli kto farciarz!), szansę na awans/podwyżkę, ludzi pod sobą, obowiązki i przywileje, wykształcenie, doświadczenie zawodowe, osiągnięcia, zaufanie szefa… Wszystko to składa się na dwie opcje postrzegania ludzi, którzy rzeczywiście rzucają wszystko i ruszają przed siebie z biletem w jedną stronę – można nazwać ich szalonymi albo podziwiać. Względnie jedno i drugie jednocześnie.

Podróż Magdy i Tomasza dookoła świata trwała 1405 dni (to blisko 4 lata!) i zaowocowała książką Pirania na kolację (autorstwa Magdy Bogusz). Są w niej opisane liczne przygody włóczęgów tanim kosztem, sypiających u przypadkowych ludzi, pod namiotem lub w starym samochodzie, przemierzających odległości a to w owym wehikule, a to na rozpadającym się motorze, a to na rowerach. Mamy tu egzotyczne miejsca, mniej i bardziej życzliwych ludzi, potrawy, których nie wypada nie zjeść i – przede wszystkim – wszelkie trudy i zachwyty zdeterminowanych wędrowców. Walory krajoznawcze (a nawet światoznawcze!) przyznaję książce dość wysokie; motywacyjne również. Jeśli jednak ktoś myśli o podróży w kategoriach doskonalenia duchowego i takiego charakteru wędrowania poszukuje, niewiele znajdzie tu refleksji ogólnoludzkich prowokowanych niecodziennymi doświadczeniami. Aż chciałoby się powtórzyć za Stachurą:

Swoją ciekawość trzeba umieć doskonalić. Jeden jedzie na Majorkę, drugi do Grudziądza, ale nie znaczy to, że swoją ciekawość i ciekawość świata bardziej udoskonali ten pierwszy. (…) gdziekolwiek by się nie pojechało, spotyka się tam, gdzie się dotarło, przede wszystkim to, co się ze sobą przywiozło. Jeżeli przywiozło się niewiele – tako niewiele się w drugim końcu świata spotyka. I nic tu nie pomoże.[3]

Nie chcę tu, bynajmniej, ujmować autorce książki wewnętrznego bogactwa. Po prostu nie ono stało się przedmiotem tego dzieła. Uczciwie można je nazwać reportażem, na pewno nie przejawia ono jednak tendencji eseistycznych (co niektórym reportażom jednak się zdarza). Z drugiej strony, z ilu tomów musiałby się składać zapis niespełna czteroletniej tułaczki dookoła świata, gdyby miała ona być tylko pretekstem do snucia rozważań ogólnych?

Jako relacja z podróży owa pozycja sprawdza się zupełnie nieźle. Jako poskramiacz wewnętrznego koczownika również może służyć skutecznie… Albo wprost przeciwnie. Pływanie z rekinami i żywienie się piraniami – owszem – może wprawdzie sprawić, że na nowo docenimy ciepełko swego codziennego komfortu:

Dużo nauczyła nas ta podróż… dzięki niej doceniliśmy, jakie mieliśmy szczęście, rodząc się na naszym kawałku globu. Bo prawda jest taka, że tylko mały procent ludzi na świecie ma tak dobrze jak my w naszej POLSCE, na którą tyle potrafimy narzekać.[4]

…Może też jednak doprowadzić do tego, że wewnętrzny koczownik sam przeobrazi się w drapieżcę dominującego nad pozostałymi składnikami naszej duszy:

Przypadek, los, przeznaczenie – różnie można nazwać te zbiegi okoliczności. Przez lata naszej podróży nauczyliśmy się, jak się mamy z nimi obchodzić, jak zauważać, doceniać, jak je wykorzystywać. Przede wszystkim trzeba im pozostawić odpowiednią przestrzeń, żeby w ogóle mogły się wydarzyć. Wystarczyło nie zamykać swoich godzin, minut w jakichś ciasnych ramach, wystarczyło się rozglądać, patrzeć czujnie, zauważać zdarzenia. Później pozostawało już tylko dać się przypadkom ponieść.[5]

Kto ponieść się da, a kogo książka ta wbije jeszcze głębiej w fotel, trudno przewidzieć. Jak wszystko w tym ruchomym świecie.

Ewa Wasiak

 

Zdjęcie:

https://www.google.com/url?sa=i&source=images&cd=&ved=2ahUKEwjWrLqD9qXhAhXk_CoKHc_ZC48QjRx6BAgBEAU&url=https%3A%2F%2Fpixabay.com%2Fimages%2Fsearch%2Fworld%2520map%2F&psig=AOvVaw38LJhGCCIiZVZJLgwYsJrN&ust=1553899773230509

[1] Michał Witkowski, Margot.

[2] Magda Bogusz, Pirania na kolację.

[3] Edward Stachura, Wszystko jest poezja. Opowieść-rzeka.

[4] Magda Bogusz, op. cit.

[5] Ibidem; więc jednak udało się wydobyć finalną porcję refleksji nawet z mało refleksyjnej książki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *