książka: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety; autor; Swietłana Aleksijewicz
Żeby powstało te 330 stron druku Swietłana Aleksijewicz przeprowadziła ponad 500 wywiadów, z niektórych zacytowała pojedynczą myśl, samotne zdanie, a często rozmawiała w kuchni przy jedzeniu i herbacie przez wiele dni, bo i tę książkę pisała wiele lat, dlatego, że tyle trwa gromadzenie materiału (i białoruska pisarka wszystkie swe książki-reportaże pisze długo), ale też dlatego że nie chciano „Wojny” wydać. Czekała do pieriestrojki.
To książka o żołnierkach Armii Czerwonej i partyzantkach na ziemiach okupowanych przez Niemców, ponad milion kobiet tak służyło Ojczyźnie (tak o niej mówią, zawsze z wielkiej litery). Podobnie wybrzmiewa Zwycięstwo. I to słychać bardzo wyraźnie, chociaż czytamy drukowany tekst. Aleksijewicz pisze w taki sposób, że słychać wiele niemożliwych rzeczy, na przykład te przestrzenie ukryte za jakimiś jednak czy chociaż. Gdy słychać to co pominięte, być może jest najstraszniej.
Reportaż to gatunek przeżywający dziś prawdziwy renesans, między innymi dzięki wydawnictwu „Czarne”, które wydaje i Aleksijewicz. Białoruska Noblistka jest też dwukrotną laureatką nagrody imienia Kapuścińskiego. Ja nie lubię takich książek. Unikam ich.
„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to książka jednocześnie prosta i skomplikowana. Prosta, bo właśnie w taki sposób jest opowiedziana i te wojenne historie są takie jak się spodziewamy: wstrząsające. Trudno mi sobie wyobrazić czytelnika, który przy niej nie płacze (niekoniecznie szlocha, ale przynajmniej ma łzy w oczach. Ja zaliczyłam wiele stopni takich emocji, od zaszklonych oczu, przez wolno kapiące łzy, do szlochu.
Skomplikowana bo składa się z warstw. W tej na wierzchu jest polifoniczną opowieścią o II wojnie światowej, unikalną ze względu na „kobiecy” (do tego słowa jeszcze wrócę) punkt widzenia.
Ale gdy ją skończyłam nagle jako opowieść o wojnie odeszła o konkretu, stała się opowieścią o wojnach: okrucieństwie, nienawiści, mordzie. I teraz językowy zwyczaj, ścieżka, którą biegną nasze myśli narzuca drugą wyliczankę: poświęceniu, przebaczeniu, miłości. Tylko że, gdy wymieniamy to w ten sposób, tworzymy iluzję, że to druga strona medalu, że wojna- tragiczne i okrutne okoliczności – wyzwalają w człowieku to co najlepsze. Tymczasem to kłamstwo.
Jest w tej książce poświęcenie, przebaczenie i miłość, tak jak są ptaki, zboże, źrebię i błękitne niebo; okruchy normalności, które wojna zaraz bruka. Nie ma bohaterstwa na wojnie. Czasem zdarza się wbrew niej. To jest ta kolejna warstwa. Zwana też pacyfizmem.
I trzecia warstwa. Straszniejsza niż poprzednie. Bo dotyczy opowieści, która wciąż wybrzmiewa. Historii człowieka radzieckiego. Historii wszystkich kłamstw, które ukształtowały te kobiety. I które się nie skończyły. Historia zniszczonego narodu. (Swietłana Aleksijewicz napisała w sumie pięć takich książek – nazywa je czerwonym cyklem.)
Szczerość „Wojny” objawia się w warstwie rozmów. Pisarka często wspomina o tym w wywiadach, żeby się przebić przez wspomnienia narzucone kolektywnym sposobem mówienia i myślenia, żeby dotrzeć do człowieka indywidualnego musiała rozmawiać bardzo długo, zjeść wspólne posiłki w kuchni (kuchnia to tradycyjna strefa szczerości), zintegrować z otoczeniem, wtopić w codzienność. Ale Swietłana Aleksijewicz prześwietla też siebie samą. Kiedy we wstępie pisze o cenzurze, pokazuje nam także to, co sama odrzuciła, zastanawia się dlaczego, pokazuje jak sama zmieniła się i dojrzała w trakcie długiego czasu kształtowania się tej opowieści. Dla mnie ten wstęp jest bardzo interesującą, ważną i integralną częścią całości, chociaż poza nim, właściwie nie ma w tym reportażu Swietłany Aleksijewicz. Czasem, naprawdę rzadko, w tle padają pojedyncze pytania, zawsze bardzo proste.
I co znaczy w tym wojennym kontekście „kobiecy”? Ścinanie warkoczy, za duże buty, brak bielizny, miesiączka bez środków higienicznych? To tworzy ten odrębny punkt widzenia? Dziwna to definicja „kobiecości”. Przykra. Myślę więc, że nie. Nadal wiele osób przywykło do tego, że w opozycji męski – kobiecy, męski oznacza uniwersalny. Tymczasem cały czas miałam wrażenie, że w tej książce jest dokładnie odwrotnie. Jedynie kobiety miały szansę myśleć o wojnie nie wyłącznie narzuconym językiem, dlatego że władza chociaż go chciała, nie przygotowała się do ich masowego, patriotycznego zrywu i po wojnie wykluczyła je z legendy i nie przepracowała jej w formie propagandowej. Dzięki temu one na wojnie robiły to co robiły, mężczyźni z wojny zapamiętali to, co narzucony język pozwolił im zapamiętać. Wielka Wojna Ojczyźniana – honorowy, dumny tytuł nadany przez Stalina II wojnie światowej – chyba nie pada u Aleksijewicz ani razu. Ale mi on potem brzmiał w głowie. Nobilitacja szamba. Język to przerażające narzędzie.
To pierwszy reportaż na łamach tego cyklu. Dlatego na koniec kilka cytatów. Bezkrwawych i niepochodzących z książek lecz z wywiadów. Definicja prawdy według Swietłany Aleksijewicz.
Dostęp 17.10 2019.
wywiad, Polityka, 8 października 2015 roku, „Było ich milion” Paweł Sulik
Bułat Okudżawa, którego rodzice zginęli przecież w obozie, powiedział swojej ciotce, że jest szczęśliwy, bo jedzie na front. Ona zaś odpowiedziała mu: Jedziesz bronić jednego faszyzmu przed drugim. Okudżawa był tym zaskoczony, ponieważ tak jak większość ludzi w ZSRS był przekonany, że wybuch wojny zmienia wszystko. Unieważnia łagry i czerwony terror, że to ostateczna walka Dobra ze Złem. A Złem są hitlerowskie Niemcy.
wywiad, YouTube, poprowadził Filip Łobodziński
Prawda to taka szkodliwa rzecz, której nie trzeba sławić.
wywiad, Wyborcza, 20 maja 2019, „Życie po Noblu”, Michał Nogaś
Prawda jest pragnieniem uchwycenia tego, co realne, i zbliżaniem się do tego, co rzeczywiste.
Spotkanie oko w oko z rzeczywistością nie wydaje mi się możliwe. Każdy z nas może wychwycić jedynie małą jej cząstkę. A ja z tych cząstek tworzę witraż.
Agnieszka Ardanowska