Type and press Enter.

ANDERSEN NA WOLNYCH LEKTURACH

Lato to jest bardzo nieładna pora roku, przynajmniej wewnętrznie, na zewnątrz wszystko gra – ptaki śpiewają, wszystko kwitnie, wszystko pachnie, wszystko jest złote, niebieskie i zielone. Człek wychodzi zatem i natłokiem zewnętrznych bodźców przytłoczony, zachwyca się zewnętrzem, wnętrze zaś mu więdnie i pod wpływem temperatur bezlitosnych gnije. Ratunku dla życia wewnętrznego trzeba szukać w chłodniejszych porach roku, które mu wyraźnie sprzyjają – ptaków nie słychać, trzeba je sobie więc dowyobrazić, kolory schodzą pod ziemię, trzeba domalowywać, słońce znika już wczesnym popołudniem, trzeba świecić oczami i Bóg wie co sobie wyobrażać.

Jesień i zima to najlepszy czas na czytanie baśni – sam nie wiem, czemu tak dobrze wtedy smakują – może to czysto biologiczna reakcja na brak zewnętrznego przepychu i wyobraźnia musi sobie sama bodźce naprędce dorabiać, może jakieś niedobory w takiej albo innej witaminie wymuszają oszukiwanie mózgu fantomowymi kolorami, a może po prostu baśni najlepiej się słucha i czyta w ciemności? W końcu z ciemności wypełzły, opowiadane po nocach, zrodzone z jakichś tajemnic, z rzeczy, które sobie dopisaliśmy, bo dostrzec ich się nie dało, nie mam pojęcia, wiem natomiast z niezachwianą pewnością, że czytanie baśni w grudniu jest konieczne i chyba tylko ci, co o zbawienie duszy nie dbają po nie wówczas nie sięgają!

I tak jednego roku czytam Grimmów, jednego Andersena, na przemian się to toczy, a ja mam cichą nadzieję, że gdzieś się razem z całym tym cyklem i ja dotoczę. Chyba bliżej mi do Grimmów, do tej ich ludowości wydartej czarnym lasom i małym wioskom, więcej tam mroku i ciemności, można sobie w środku grudnia usiąść i stroić poważne miny. Gdy zaś pomyślę o Andersenie i zamknę oczy, wcale czarnego lasu nie widzę – widzę za to miasto, umówmy się, że to Kopenhaga, miasto jest stare i w ogóle jest już dziewiętnasty wiek i jest późna noc w tym dziewiętnastym wieku i w tym mieście. Jest mgła i w tej mgle i w ciemności wielkiej tlą się światła latarni i lśni w tym świetle mokry bruk i słychać stukot kopyt dwie ulice dalej i po obu stronach drogi wysokie kamienice i jedno światło w jednym oknie. A wszystko to razem, pozbierane do kupy, czyni widok tak piękny, że aż wystraszony otwieram oczy, bo wolałbym być tam, niż tu.

Te światy andersenowe dziwnie są codzienne i zwyczajne, cudowne i magiczne jest dopiero to, co w nich się dzieje. Brzydkie Kaczątko wtłoczone w tętniący życiem folwark, w którym tylko ono nie ma miejsca, a gdy już je znajduje, nie jest to miejsce dobre i dopiero sama przemiana, którą przechodzi, prowadzi do wyjaśnienia i finału. Z resztą Andersen z dziwnym spokojem pokłada ufność w rytmy żyjącego wokół nas świata, poświęcając pochwale porządku i płynności z jaką świat się obraca mniej lub bardziej wprost, przynajmniej kilka tekstów (są takie, które w całości działają jako morał o tych obrotach, patrz: Wszystko na swoim miejscu, Historia Roku, albo Polny kwiatek). W kółko powraca też do historii bycia w niewłaściwym miejscu i poszukiwań. Kaczątko musi przejść przemianę, na którą nie ma wpływu, Calineczka przedrzeć się przez mnóstwo obcych i wrogich miejsc, Kaja musi odnaleźć Gerda i do domu zabrać. I choć po drodze zawsze jest ciemno, to jednak ta pewność nadchodzącej przemiany, to, że za każdą zimą idzie wiosna, wręcz przepełnia te opowieści. Są rzecz jasna wyjątki. Jest Choinka, jest Dziewczynka z zapałkami, ale i tutaj cały tragizm wynika z tego, że świat działa swoim rytmem. On nie jest zły, on po prostu toczy się do przodu i lepiej żebyś nie zaspał, gdy przyjdzie kolejny jego obrót. Lepiej go nie przegapić.

Więcej o samych baśniach rozpisywał się nie będę, ten tekst jest z resztą nie o nich samych, a raczej o czytaniu ich, o tym zamykaniu oczu i spacerowaniu po dziewiętnastowiecznej Kopenhadze, o tajemnicy, którą możemy znaleźć gdzieś między zamkiem Królowej śniegu, ciemną norą kreta z Calineczki,  a miejscami tak zwykłymi jak poddasze domu, albo wiejski folwark. Gdzieś tam w jakimś powozie, słyszanym z odległości kilku ulic jedzie Andersen, zmęczony po kolejnym nieudanym dniu i wymyśla kolejne rzeczy, przez okno dostrzega tajemnice i prawdy, a potem pakuje je w swoje bajki, anegdoty i baśnie, przewiązuje wstęgą i tak zostawia, te zaś czekają, aż ich nie odwiążemy. Mało jest w grudniu rzeczy ważniejszych, niż czytanie baśni, powiadam Wam, tutaj jest ratunek, lepiej go nie przegapić.

Możemy sobie chyba w końcu podarować te nasze poważne miny, te pozy, to prężenie się przed sobą i innymi – jest grudzień, ostatni miesiąc na świecie, kukułki już śpią i lada moment, jeszcze dziesięć minut i może być za późno, świat obróci się do przodu, gdy my będziemy zajęci swoimi małymi sprawami. Trzeba wracać, czytać baśnie, wierzyć im, śpiewać kolędy i lepić z mamą pierogi. Pora w końcu robić rzeczy ważne – zostaw te nadgodziny, przerwij czytanie kryminału i tego motywacyjnego gówna, które ma Cię uczynić lepszym, na kilka dni przestań być najlepszą wersją siebie. Bo lada moment nad mieszkańcami kraju ciemności zabłyśnie światło – a gdy już zabłyśnie, obyś wówczas piekł pierniki, obyś kogoś kochał, śpiewał, czytał Andersena, niczego nie udawał i robił tylko to, co ważne. Bo jak nie, to zguba!

______________________________________

Andersen w zasięgu ręki i bez problemów dostępny jest na Wolnych Lekturach, znajdziecie tam trzydzieści jego tekstów, mocno zachęcam do sprawdzenia! Sprawdźcie koniecznie i dowiedzcie się jak można pomóc Lekturom – grozi im bowiem widmo zamknięcia i cos z tym koniecznie trzeba zrobić! Andersen na WL tutaj: https://wolnelektury.pl/katalog/autor/hans-christian-andersen/

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *