Type and press Enter.

PŁYWAK / MARCIN BIEGAŃSKI / KINO POD KLEPSYDRĄ #5

PRZED LEKTURĄ TEKSTU, PROSZĘ OBEJRZEĆ POWYŻSZY FILM.

Rok temu, wczesnym latem, siedzieliśmy z Marcinem na ławce nieopodal Koziego Borku, popijaliśmy Kubusie i gadaliśmy o jednej z organizowanych na jesieni imprez, temat, jak to z tematami bywa, w końcu się wyczerpuje i Marcin dopowiada nagle, że kręci nowy film. Film będzie się nazywał Pływak i będzie opowieścią o człowieku, który rozbiera swój dom po to, żeby zbudować łódź. Ściął mnie tym zdaniem z nóg, wystarczyło, żeby mnie kupić i absolutnie przekonać. No bo bądźmy szczerzy, czy taka opowieść może wypaść źle? To z miejsca fascynuje, można by zamiast recenzji pisać po prostu: film o człowieku rozbierającym dom, żeby zbudować łódź.

Film w jego wstępnej wersji, do wglądu dostałem jeszcze zimą, w styczniu albo lutym, nie pamiętam teraz. Tak czy inaczej czekanie trwało mniej więcej pół roku i myślę sobie że warto było się niecierpliwić. Potem trzeba było poniecierpliwić się jeszcze trochę, aż film zostanie opublikowany no i poczekać jeszcze chwilę, aż przypłyną odpowiednie słowa.

Pierwsze ujęcia wprowadzają nas w język, jakim film będzie do nas mówił. Większość scen kręci sam bohater, kamera trzęsie się, wiatr szumi, w tle gra radio, co jakiś czas statyczne ujęcie pokazuje dom w nieładzie (może określenie „rozkład” byłoby tutaj trafniejsze…), zrywanie podłogi, cięcie desek… ten minimalizm i absolutna surowość sprawiają, że mamy wrażenie bezpośredniej obserwacji, tak jakbyśmy tę opowieść dostali bez żadnych pośredników, jakby pan Andrzej każdemu z nas z osobna opowiadał swoje życie.

Samo opowiadanie, z początku surowa relacja, parę zdań o problemach konstrukcyjnych, parę o sposobie ich rozwiązania, powoli rozlewa się na coraz szersze tematy – trochę o planach, trochę o tym, co było, całość niepostrzeżenie zamienia się w coś więcej, bo gdzieś między kolejnymi technicznymi planami, padają zdania, które potrafią przeszyć. Z boku całość wygląda na fanaberię, może nawet jakąś odmianę szaleństwa. Rozbiórka domu, budowa łodzi. Kto tak żyje? Kto wkłada całe lata i mnóstwo pracy w podobne przedsięwzięcia? Ale im dłużej pan Andrzej opowiada, tym bardziej go rozumiem, tym jaśniejszym się staje, że tak właśnie trzeba żyć. W pewnym momencie mówi tak, i są to zdania, które uważam za oś Pływaka:

Trudno powiedzieć, czy ja jestem odrzucony, czy ja się odrzuciłem; czy po prostu moja koncepcja w tej chwili przerasta, powiedzmy sobie, wyobraźnię moich dzieci? Raczej traktują to jak wariactwo, nie jak poważną sprawę i nie mogą się nadziwić, dlaczego ja podejmuje taki krok, skoro wszystkim jest tak cudownie. Tylko że… mnie tam nie ma.

I nagle staje się Pływak filmem o życiu jako takim, o cenie za Prawdziwe Życie. Wskazanym jest tutaj odnoszenie się do siebie samego, do czego, w trakcie seansu zachęcam. Jakie są elementy składowe życia: edukacja, praca, rodzina, dzieci, wnuki, długa lista, na której odhaczamy kolejne pozycje: drzewo zasadzone, dom wybudowany. I robimy to zawzięcie i z taką pieczołowitością, jakby po śmierci czekała nas jakaś komisja, która sprawdzi i oceni – jak dobrze wpasowaliśmy się w świat. Czy była żona i dzieci? Czy było dobre prowadzenie się i trzymanie norm społecznych? Ile sił i serca wkładamy w to, żeby wszystko było na własnym miejscu! Ile bólu i goryczy odczuwamy przez całe lata i dekady, gdy nie trzymamy się normy, odstajemy od wzorca. Dokonujemy gwałtu na sobie samych, jesteśmy dla siebie okrutni i bezduszni, byle pasować, byle złapać szczęście w jego słownikowo-instagramowej definicji. Bohater Pływaka patrzy na szczęśliwe życie swoich dzieci, mówi: mnie tam nie ma i zabiera się za budowanie łodzi, choć rola dziadka wymagałaby od niego raczej patrzenia w telewizor i okazjonalnego opowiadania, że kiedyś to było.

Rodzi się więc obawa – czy jeśli popatrzymy na własne życia, znajdziemy się w nich? Czy tak jak pan Andrzej stwierdzimy: mnie tam nie ma. To jest coś, co trzeba na bieżąco sprawdzać: czy życie, gdzieś w międzyczasie nie zamieniło nam się w odgrywanie kolejnych ról, w jakąś pogoń za czymś mało ważnym. Ten czas, w którym wylądowaliśmy, cała ta pandemia, wielu z nas pozbawi ról, wielu z nas da wielką niepewność, wielkie obawy co do jutra, zmusi do życia z miesiąca na miesiąc. Ktoś może odkryje, że poza odgrywaniem swoich ról, ma jeszcze coś takiego jak Prawdziwe Życie.

I dwa miesiące temu może patrzelibyśmy na opowieść o Pływaku z przymrużeniem oka, jak na dziwadełko. Ale teraz chyba bardziej to rozumiemy. Drugi miesiąc siedzimy w domach i być może posiedzimy tak jeszcze długo. Komuś przypomni się, jak w młodości sklejał modele, ktoś usiądzie i napisze coś dużego, ktoś zejdzie do piwnicy i zajmie się ceramiką, ktoś w końcu skopie ogródek i pierwszy raz od dekady zje własne pomidory i ogórki (ja jem już pietruszkę spod własnej ręki), ktoś przeczyta książki odkładane od lat, ktoś pogra z ojcem w szachy. Ktoś znajdzie w końcu czas na ważne rzeczy. Czytelnikom życzę, żeby mogli zaliczyć się do grona tych ktosiów.

Drugie najważniejsze zdanie padające w Pływaku: Ta wolność, która mnie czeka na wodzie i na łodzi, zabrania mi planować. Nie wiem co będę… gdzie popłynę najpierw.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *