Type and press Enter.

PRAWIEK I INNE CZASY / OLGA TOKARCZUK

Prawiek i inne czasy Olgi Tokarczuk wyposażony jest we wszystkie rzeczy potrzebne do wzbudzenia zachwytu. Pierwsze strony, opis samego Prawieku, to rzecz na tyle porywająca, że czytałem je kilkakrotnie, sfotografowałem nawet i wysłałem Marcinowi, podpisując „pacz”. Te pierwsze strony przekonują czytelnika, że Prawiek, choć w streszczeniu na okładce nazwany „wsią położoną w centrum Polski”, to miejsce niemal mityczne, na pewno zaś mistyczne – jego granic, niby granic raju, pilnują archaniołowie, niby raj oplatają go rzeki, jedna z nich wylewa na łąki księdza proboszcza i ta walka między duchownym i złośliwą naturą zdaje się trwać od zawsze, odwieczna walka dobra ze złem.

Wszystko, co się tutaj dzieje, dzieje się jakby poza światem, albo przynajmniej na jego granicy, tak przynajmniej wydawać może się na początku, ale już kilka stron dalej, świat wchodzi w Prawiek z buciorami. Jeden z bohaterów, Michał, idzie na Wielką Wojnę, a potem jeszcze większa wojna przychodzi do Prawieku we własnej osobie. Sceny wielkiego okrucieństwa wybrzmiewają głośno w tym świecie poza światem, w którym dzieją się cuda, szaleńcy rozmawiają z Księżycem i zwierzętami a Księżyc i zwierzęta im odpowiadają, w którym anioły stróże zasypiają na wartach, pod którym rośnie wielkie grzybnia, której serce bije raz na osiemdziesiąt ludzkich lat.

Jednocześnie toczą się tutaj opowieści wielu ludzi, zwierząt, roślin i samego świata, tego widzialnego i tego, którego nie widać. Postrzępione historie życia kilku rodzin na przestrzeni trzech pokoleń, pełne wydarzeń pięknych, dziwnych i tragicznych, stale przeplatane są historiami nieludzkimi, przesuwającymi środek ciężkości od antropocentryzmu w stronę jakiegoś uniwersalnego kosmocentryzmu. Swoje historie (zwane tutaj „czasami”) mają rzeczy, zwierzęta, drzewa rosnące przy drodze, anioły, sad, zmarli… i jeśli ludzie się tam w ogóle pojawiają, pojawiają się gdzieś na obrzeżach, ludzki świat ma tam, w tych innych rzeczywistościach, znaczenie marginalne. Cykle natury i świata doskonale radzą sobie bez nas, czasem tylko dobrotliwie zwrócą na nas uwagę i bardzo to miłe z ich strony. Opowieść noblistki dzieje się gdzieś na pograniczu wszystkich jej czasów, gdzieś w splocie stale przenikających się światów, wypływa wprost z ich różnorodności, mieszkańcy jednego świata kątem oka dostrzegają innoświatowców, wchodzą w takie interakcje, w jakie tylko wejść da się. Może to miała na myśli komisja noblowska pisząc o „przekraczaniu granic jako formie życia”.

Prawiek stara się być opowieścią „totalną” splatającą w sobie wszystkie historie, jaki dany kawałek świata mógł w sobie zawrzeć. Historia wioski zapuszcza korzenie w historii natury, zwierząt i aniołów, wpycha się w to wszystko historia świata, rodzi się niezwykle bogata mozaika o wzajemnym bardziej i mniej świadomym współistnieniu, wzajemnym badaniu się i mijaniu tych odrębnych obszarów. Czy pies zrozumie szaleństwo swojej właścicielki, czy kobieta pojmie emocje psa? Księżyc, żeby móc przemówić do oszalałej staruszki, musi przyśnić się komuś innemu, jest tylko ta okrężna droga. Wszystko to ujęte jest w niezwykle plastyczny, dźwięczny język, sprawiający wrażenie obcowania z czymś sporym. Podobne odczucia miałem podczas przyswajania Dracha Szczepana Twardocha.

Jak pisałem na wstępie – Prawiek i inne czasy Olgi Tokarczuk wyposażony jest we wszystkie rzeczy potrzebne do wzbudzenia zachwytu. Rodzi się zatem pytanie – dlaczego tego zachwytu u mnie nie wywołuje? Jasne, to jest szalenie dobra książka i bezwzględnie warto po nią sięgnąć. Ale nie mogę przyznać jej geniuszu i wielkości, które na pierwszy rzut oka aż się z niej leją, których zdaje się domagać. Co gorsza, nie do końca potrafię wyjaśnić, co mnie w Prawieku razi, choć głowiłem się nad tym mniej więcej od trzydziestej strony książki i z wieloma zacnymi ludźmi temat omówiłem.

Dość szybko pojawiło się u mnie skojarzenie z Siostrami krzyżowymi Riemizowa, tam też ciężkie ludzkie losy porwane zostają przez nie do końca pojęty, mistyczny nurt jakiegoś innego świata, na którego obrzeżu żyjemy. Rosjanin jest przy tym bardziej subtelny, nie obnaża świata prawosławnych wierzeń, jedynie sugeruje jego działanie. Ludzie w Prawieku i ludzie w Siostrach są podobnie zagubieni, badają życie i świat po omacku. Riemizow mówi o świecie w którym żyje, pisze o niedolach, jakie widział zapewne na własne oczy, ta mistyka przesiąkała do jego życia w jak najbardziej namacalny sposób, w końcu wychował się w kraju świętych starców i ikon niosących na jednej desce więcej wiedzy niż całe biblioteki, kraju wielkich i okrutnych rewolucji, a potem uciekał z niego na początku najburzliwszego stulecia.

Opowieść Tokarczuk jest piękna i porywająca, ale nie mogę się wyzbyć poczucia pewnej stylizacji, pewnej sztuczności. Cały czas towarzyszy mi poczucie, że słowa te spisano gdzieś w XXI wieku, w którym anioły po ziemi już nie chodzą, a jeśli już się tu zjawiają, kryją skrzydła pod grubymi kożuchami, żeby przypadkiem nie dopadł ich jakiś wojujący racjonalista. Bo taki to litości nie ma, złapie takiego anioła, przekona go, że aniołów nie ma i nieborakowi przyjdzie zniknąć. Gadałem o tym z Adamem, mówił o tym, jak odmieniają nas nasze czasy, jak przez całą tę rewolucję informacyjną zmieniło się nasze myślenie, mówienie i bycie. Wszędzie pełno skrótów, wszystko racjonalizowane, poddane bezwzględnej dyktaturze wszechobecnej wiedzy, wszędzie pośpiech. I to dotyka także tych „wybrańców” niosących nam Słowo. Czy w XXI wieku w ogóle da się opowiedzieć historię niewidzialnego świata, który czasem, kątem oka dostrzegamy gdzieś na granicy widzenia? Czy takie historie da się opowiadać światu, który już w nie nie wierzy i nie chce o nich słyszeć, światu, który chce tylko kolejnych produktów? Może o to właśnie chodzi, że Prawiek zrodził się w XXI wieku, może jest już za późno do mówienia o tak wielkich sprawach?

W sumie nie powinienem pytać o to, czy się da i gdybać, że jest już może za późno – bo opowiadać takie rzeczy trzeba. Brać ten nasz XXI wiek taranem, aż nie ustąpi. I Prawiek jest pewnie podejściem udanym, bardzo dobrą książką… której brak jedynie geniuszu. Kolejne tytuły noblistki sprawdzał będę i pewnie będzie w tym sprawdzaniu jakiś zapał. Trochę w poszukiwaniu tej wielkości, której zapach tutaj czuć (stąd i porównanie z Riemizowem), a trochę przez to, że to dobre pisanie jest po prostu.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.

Zdjęcie: BTW Photographers.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *