autor: Michel Houellebecq; tytuł: Serotonina
Niezwykle prosty styl opowiadania może skrócić nam czytanie tej książki do jednego wieczoru. Jest to zresztą styl wyborny, z idealnym rytmem niezobowiązującej, inteligentnej pogawędki. Rzecz jasna ta pogawędka nabierze nielichego ciężaru, tylko stanie się to niejako mimochodem.
To opowieść o depresji 46-latka, ale i zadowolony z siebie Europejczyk/Europejka w średnim wieku (oksymoron, czy opis pewnej patologii?) znajdzie w tym portrecie kawałek siebie. Ale najlepsze jest tu tło, pejzaż ukryty za portretem, tu chyba najdobitniej objawia się inteligencja francuskiego pisarza, który opisując sam ból istnienia, siłą rzeczy skupiony tylko na sobie, daje nam obraz tak szeroki. Nasz bohater jest agronomem, wysokiej klasy specjalistą od rolnictwa. Jedzenie, picie, kurze fermy, produkcja mleka, GMO i wyżywienie świata, europejska polityka rolna i wielkie korporacje; to wszystko się tu zmieściło choć zapewne trzeba umieć czytać, żeby to zauważyć. (Zmieściła się tu też sugestywna pochwała rodzimej kuchni, a przynajmniej moje turystyczne ja, wszędzie widzi folder reklamowy.)
Pierwsze pięćdziesiąt stron „Serotoniny” zawiera olbrzymi ładunek komizmu. Houellebecq mistrzowsko wydobywa na wierzch absurdalność zwyczajnych sytuacji, konfrontując je z naszymi nadziejami i lękami. Później zbyt wiele smutku zmienia ten komizm w pełną goryczy ironię, ale na początku łkałam ze śmiechu, i nie jest to przenośnia, kilkakrotnie.
Jaki jest bohater „Serotoniny’? Pochłonięty przez konsumpcję – wliczyć w nią należy również seks – i dodatkowo zdeptany przez własne romantyczne przekonanie, że liczą się jedynie wielkie gesty i czyny, sam kopie sobie grób. Ale jest tu przecież także niemoc wywodząca się z prawdziwych porażek – bo gdzieś w tle pojawia się szlachetna strona Florenta-Claude’a – próbującego ratować przyjaciela, w pracy walczącego o rzeczy w które wierzy, rezygnującego z intratnej kariery niezgodnej z własnym poczuciem etyki.
W samej „Serotoninie”, niedopowiedziany, pod powierzchnią, kipi nasz europejski strach, najzupełniej uzasadniony. Gdy (jeśli) zaczerpniemy oddechu nasz świat się skończy. Trudno się z tym pogodzić.
Natomiast podkreślanie romantycznej strony powieści, spływającej na czytelnika z jej kart wiary w miłości, zaliczyłabym do interpretacji niepokojących. Oczywiście jest to książka romantyczna. Trochę w dobrym, bardziej w złym znaczeniu tego słowa. Opowiada o poszukiwaniu miłości i poprzez szanse na wielkie uczucie definiuje samego siebie jej bohater. Kate i Camille są tu treścią życia, jedynymi możliwościami nadania mu sensu. Są szansami straconymi u samego zarania, bo przecież nie da się dotknąć boga. I to jest właśnie dominujące u Houellebecqa oblicze romantyzmu. Świat idealny nie jest realny, katastrofa jest tu wliczona w samą definicję miłości. Nie popłaca taki romantyzm.
I także dlatego francuski pisarz silniej przemawia do mnie poprzez tło niż bohatera.
W moim przypadku z pewnością za „Serotoniną” pójdą kolejne książki Houellebecqa, a nie miałam tego poczucia po „Cząstkach elementarnych”. Fenomenalna lekkość stylu i ciężar tematów sprawiły też, że znowu dźwięczy mi w głowie tytuł Kundery, nieznośna lekkość bytu zyskała nową odsłonę.
Agnieszka Ardanowska
Tytułowy kolaż popełnił Paweł. Zdjęcia za wikimedia commons: supermarket -autorzy lyzadanger i diliff; Rocinha – Leszek Wasilewski