Type and press Enter.

CZARCIE WROTA PRZEKROCZONE – pesymistycznie o poznaniu

Matka wytknęła mi niedawno, że wiecznie chciałbym pozostać dzieckiem. W odpowiedzi zapytałem się jej: „dziwisz się?” – jak mógłbym nie chcieć, dostrzegając absurdy tego świata, pragnąc powrotu do czasów, gdy jeszcze uznawałem nasze uniwersum za harmonijne. Jak mógłbym nie chcieć, widząc cierpienie, choroby, głód, ubóstwo i demokrację? Pragnę powrotu do czasów, kiedy moim największym zmartwieniem był kolor łopatki którą kopię w piasku. Tak bardzo żałuję, że dożyłem swojego wieku, że zobaczyłem świat w jego pełnej krasie – kloakę bezeceństw, tragiczności, szkaradności i makabry… Istny koszmar na jawie, bez ani delikatnego światełka, majaczącego przy wylocie tego tandetnego szamba. Za młodu, oglądając bajki nie rozumiałem, jak antagoniści mogą choćby myśleć o zniszczeniu świata! Teraz ich rozumiem, pojmując mój gorzki triumf, zasnuty łzami bezsilności i boleści. 

Gdy włączam telewizor nie widzę już bajek. Mój intymny kontakt z istotą gatunku jest teraz spektaklem pełnym przemocy, okropieństw, bólu i na koniec – przepychanek polityków. Gdzie podziała się dziecięca niewinność każdego z nas? Mam wrażenie, że każdy jest już dzisiaj winny pośrednio przynajmniej jednej śmierci jeszcze w łonie matki. Gdybym to ja był teraz antagonistą w kreskówce z możliwością zniszczenia świata, nie wahał bym się ani chwili. Kurwa, spalcie to w cholerę! A popiół wyrzućcie, bo i on jest na tyle trujący, by mordować cywilizacje. 

W tym przegniłym mundus cognite, pragnę powrotu do nieświadomości, błogosławionej niewiedzy, by ktoś ze mną zagrał chociaż w berka… Jakimże monstrualnym strachem napawa mnie niepełnosprawna myśl, że dane mi będzie przetrwonić jeszcze 50? 60 lat? O bogowie, zlitujcie się nade mną i odbierzcie chociaż świadomość! 

Dziś po raz pierwszy w swym życiu trzymałem dziecko na rękach. Gdy tylko to się dokonało, odczuwałem całą gamę uczuć – na początku czułem władzę, moc nad cudzym życiem, jedno małe rozluźnienie mięśni i półroczna małpa uderza o podłogę. Była to bardzo krótka myśl, szybko zastąpiona przez współczucie. W końcu to małe stworzenie dostąpiło losu najgorszego z możliwych, egzystencji. Niedługo jej empiria zacznie się doskonalić, do momentu aż pozna, w jakim przebywa piekle. Wtedy to dopiero zatęskni za ślepotą i wydłubie sobie oczy. Ostatnim co poczułem była zazdrość… Ale to było akurat do przewidzenia, gdyż zazdroszczę każdej manifestującej mi się formie bycia, która ma choć odrobinę mniej świadomości ode mnie. Zazdroszczę wszystkim głupcom, błogosławionym dzieciom we mgle, bez jakiejkolwiek myśli kalającej ich święte głowy bezeceństwami i tragediami. Lewa strona rozkładu normalnego to moje nieosiągalne marzenie, Oczekiwanie, którego nie potrafię się wyzbyć. Właśnie tak, Oczekiwanie… 

Fatalizm jest drogą, którą staram się obierać od wielu lat. Pozbawiając czyny wartości, doznaję gorzkiego ukojenia. Wygrywam, ale jakim kosztem? Bryluję w kajecie obłąkanych, lecz bez możliwości wejścia do miejsc „tylko dla obłąkanych”. Nie zawsze jednak mi to wychodzi, czerpiąc radość choćby z faktu, że niektóre osoby liczą się z moim zdaniem. To jest tym, czego brakuje mi w samotnych chwilach – podziwiania mnie, Mnie! Szkaradnego bóstewka, któremu wydaje się, że podzielenie się swoimi przemyśleniami będzie dla mnie zbawienne.

Pisząc tę rozprawę miałem w głowie jedną myśl – „niewielu wystarcza wyobraźni, by pojąć rzeczywistość”. Ba! Poszedłbym nawet o krok dalej, mówiąc, że nikomu nie wystarcza wyobraźni, by pojąć ten jałowy łez padół. Jak pisał D’Annunzio: 

„Cała moja siła nie do czego innego służy, tylko do dźwigania z ogromnym trudem kilku ziarenek piasku, którym wciąż wyobraźnia nadaje ciężar potężnej skały”.

Wszystko to wynikło z mego kryzysu wiary w człowieczeństwo, w jego tragiczne, ale i piękne za razem możliwości. Największy z mych egzystencjalnych kryzysów, kryzysów tożsamości, zwątpienia w zdanie „ja jestem ja”… Metafizyczny horror, którego od roku już nie potrafię opanować i ukształtować światopoglądu z taką łatwością, z jaką robiłem to jeszcze przed moimi studiami filozoficznymi. Człowiek jest jak skazaniec w pustej celi. Policzył wszystkie kamienie, z których składają się ściany, i nadał im imiona. Brak mu nadziei, że jeszcze kiedykolwiek ujrzy niebo w całym swoim ogromie, lub że choćby dosięgnie krat, by móc zza nich wyjrzeć.

(To, o czym piszę, brak własnych myśli, horror metafizyczny… Jest to etap przepoczwarzenia się w filozofa. Katatonia, polegająca na przeładowaniu, przekroczeniu granicy, do której uformowanie własnego światopoglądu jest jeszcze możliwe… Przyczyną mojego pięknego horroru są studia, lecz z radością nie raz obserwuję, że człowiek sam może w taki stan się wprowadzić, bez stymulantów w postaci książek – po prostu będąc starym. Zafascynowany jestem starością – schyłkiem wędrówki człowieka po drodze pełnej bezeceństw i żalu, że ktoś w ogóle jej dożywa, nie wiążąc pętli jeszcze przed pójściem do przedszkola, że… Ze na ustach starców, mimo Życia, pojawia się uśmiech, a jednak wiedzą… Wiedzą o wszystkim, o… człowieku. Nie ma zjawiska bardziej mnie wzruszającego, niż starzec proszący o pomoc, wyrażający najczystszą z możliwych bezsilność.)

(Leopold) Relikt

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *