Type and press Enter.

O SZALEŃCACH, PROROKACH I CICHYM RATOWANIU ŚWIATA / Chłopcy kontra Basia / Czarny Roman

Jako dzieciaki wsiadaliśmy w autobus i jechaliśmy do szkoły. Można było wsiąść w szóstkę, która jechała prostą trasą, prosto w miasto, ale można było też wsiąść w siódemkę, siódemka jechała naokoło i przed wjazdem w miasto, objeżdżała wszystkie wsie okoliczne na wschód i południe od miasta. Wsiadaliśmy w siódemkę, wiadomo. Trzydzieści pięć minut dokazywania, zamiast minut piętnastu – cośmy się nakrzyczeli, natłukli, naklęli, nadewastowali siedzeń to nasze i nikt nam tego nie zabierze!

Na jednej z wiosek była pętla autobusowa, na której zataczaliśmy koło, zatrzymując się na chwilę. I na tę pętlę dzień w dzień przychodził Partyzant. Partyzant był młodym chłopakiem, nieco od nas starszym, ubierał się zawsze w kolorowy dres niemodny już od dobrych kilku lat, twarz zdobił mu młodzieńczy wąs oraz dziwnie poważne i czujne spojrzenie. Przychodził na ten przystanek dwa razy dziennie, bo tylko tyle razy przejeżdżał tamtędy autobus, stał w krzakach, patrząc na manewr zawracania, a my, przylepieni do szyb pokazywaliśmy go sobie palcami, wygrażali pięściami, krzyczeli słowa bardzo brzydkie.

To przychodzenie na przystanek, było podobno jedyną rzeczą, jaką Partyzant w życiu robił. Kilka lat po skończeniu szkoły, wracając ze studiów postanowiłem wsiąść w siódemkę i sprawdzić, czy nadal stoi na pętli i tym razem mu pomachać. No, ale już go nie było. Może w międzyczasie w końcu wsiadł w którąś z siódemek i pojechał nią sobie w świat, nie mam pojęcia.

A kilka miesięcy temu swoją nową, trzecią już płytę wydali Chłopcy kontra Basia, płyta nazywa się ładnie – Mrówka zombie. Ich granie i nagrywanie śledzę od początku i od początku cenię to sobie strasznie. Folklor sam w sobie jest dobry, a folklor przetrawiony przez różne gatunki muzyczne i pięknie ozdobiony językowymi wygibasami i łamańcami jest bardzo dobry. Zwłaszcza jeśli wciąż się zmienia, żyje i tętni. Bo pierwsza płyta była mocno inspirowana ludowymi przyśpiewkami wplecionymi między perkusję i kontrabas, druga znacznie poszerzyła instrumentarium i wzięła się za opowiadanie całych gawęd, klechd, baśni, legend, jak zwał tak zwał. Trzecia zaś jest skokiem jeszcze większym – nie boi się brzmieniowych eksperymentów, sięga po elektroniczne brzmienia a jej treść to są współczesne legendy miejskie, teorie spiskowe i różne rzeczy, których słuchaliśmy z niedowierzaniem przez ostatnie dekady, to jest folklor najnowszy, którego pewnie nawet nie nazwalibyśmy folklorem.

A dlaczego po opowieści o Partyzancie piszę o folkującym zespole? Ano dlatego, że skupię się dziś na jednej z piosenek na płycie, Czarnym Romanie, która mówi o kimś podobnym (zresztą może Partyzant miał na imię Romek, kto go tam wie, jak o nim myślę, to dochodzę do wniosku, że nawet na Romka wyglądał). Czarny Roman, to – z tego, co zdążyłem się w międzyczasie dowiedzieć – słynny warszawski bezdomny, od jakiegoś czasu już nie żyjący. Całe lata spędził na ulicach stolicy, wygłaszając tam różne, często niepokojące mowy. Dla miejscowych podobno postać kultowa. Jako, że w Warszawie byłem trzy razy w życiu a będąc tam spałem, zamiast integrować się z autochtonami, nie miałem szans na to, żeby o nim usłyszeć. Ktoś musiał nagrać piosenkę, żeby wieść o tym proroku do mnie dotarła.

W słowach takich ludzi jest coś z prorokowania, poeci powinni się z nimi spotykać, gadać, uczyć się wieszczenia. Jest w nich coś ze średniowiecznych ascetów i starotestamentowych proroków, jakaś prawda, która zahacza i mierzi nas tym bardziej, że wydaje się być jakaś taka prawdziwsza od tych prawd, które na co dzień przeżywamy w swoich nudnych i wygodnych życiach. Jest tam jakiś ogień. I jest to trochę punktem wyjścia do pieśni o Czarnym Romanie, która już w pierwszych słowach obwieszcza: „Roman, on prawdę posiadł / znał sedno rzeczy”, bo Roman przecież mógł mieć rację, mógł mówić prawdę o jakiejś nadchodzącej nagle zagładzie, która koniec końców nie nadeszła (póki co), ale to, że coś się nie stało, nie oznacza wcale, że nie było prawdziwe, no nie? Zwrotnice świata lubią przeskakiwać.

A innym razem siedzimy z Danielem w kościele, gdzieś w Poznaniu i po Mszy podchodzi do nas starsza pani z nieco rozwianym włosem i wielkim zapałem w oczach i mówi, co następuje: „Nikomu nie wierzcie, nikogo nie słuchajcie! Bierzcie swoich i wyjeżdżajcie z miasta i nie czekajcie, nie czekajcie już choćby godziny!”, a potem idzie kilka ławek dalej i powtarza całe to proroctwo, z jeszcze większym przejęciem w głosie, potem idzie do księdza i wszystko jeszcze raz wykrzykuje.

Wsiadamy w auto i wyjeżdżamy – i tak mieliśmy już wyjeżdżać. Ale jak tak wyjeżdżamy, to myślę sobie, że może o to idzie, żeby wyjechać, że może w jakimś innym Poznaniu jednak nie wyjechaliśmy, jednak poszliśmy jeszcze szukać jakiejś chińskiej restauracji i jak tak siedzieliśmy i wciągaliśmy kurczaka z grzybami, okazało się, że swoim obżarstwem przeciążyliśmy lokalny bilans nieprawości ciężko wypracowywany przez tamtejszych dziesięciu sprawiedliwych i na miasto spadł deszcz ognia i siarki. To, że coś się nie stało, nie znaczy, że jest nieprawdziwe, spytajcie Everetta.

Ci ludzie – Roman, Partyzant i ta kobieta – jestem przekonany, widzą coś więcej. I tak jak pani od zagłady Poznania być może Poznań uratowała, tak być może i Partyzant wszystkich nas przez całe lata ratował, może miał podpisany jakiś kontrakt z niebem, że jak przyjdzie na przystanek i będzie liczył wszystkie autobusy przez dziesięć lat, to żaden z tych autobusów nie wjedzie w drzewo. To całkiem możliwe, lubię sobie tak myśleć, w końcu nigdy w żadne drzewo nie wjechaliśmy, a po drodze było ich wiele.

A wracając do Chłopców, Basi, Romana i piosenki, jeśli ktoś jeszcze Czarnego Romana nie słyszał (choć miał na to już dobre pół roku), to chyba ta wersja z klipem jest najlepsza na dzień dobry, no bo Roman zjawia się tam osobiście, na archiwalnych nagraniach wykrzykuje swoje wizje i jest to zarazem piękne i straszne, przeszywające jak proroctwo. Szaleńcy, poeci i prorocy to tak naprawdę jeden i ten sam zawód, nie mam wątpliwości. Wyciągnięcie tych słów było czymś pięknym, to zestawienie piosenki z materiałem źródłowym brzmi świetnie.

A i sam klip, opowiadający historię Romana, który pewnego dnia odkrył straszną prawdę, a potem jeszcze toczył z nią pojedynek pod zawisłą na niebie asteroidą, która przecie lada moment spadnie i wszystko zniszczy, jest z pewnością wart zobaczenia.

Idźcie i posłuchajcie. W ogóle cenne jest takie patrzenie w miejsca, w które nikt nie patrzy, na historie ludzi na uboczu, szaleńców, którzy wszystko potracili, a teraz, jak dawni asceci w ciszy (albo w krzyku) ratują świat przed strasznymi widmami, które tylko oni widzą. Powinni za takie coś jakieś medale rozdawać (i za ratowanie świata i za nagrywanie o tym piosenek), alboco, bo tam się właśnie dzieje prawdziwy świat i wszystko co ważne!

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *