Type and press Enter.

MAŁA KSIĄŻKA – WIELKI KOSMOS / LYMAN PAGE / MAŁA KSIĘGA KOSMOLOGII

Mała Księga Kosmologii na wstępie budzi pewne obawy – jako książka chcąca całościowo przybliżyć pewne zagadnienia (jak zmyślny czytelnik wydedukuje z tytułu), musi iść na pewne skróty, założyć, że przed czytelnikiem dopiero odsłonić trzeba podstawy. Łatwo zatem pójść w banał, potraktować czytelnika jak durnia, łatwo założyć zbyt niski poziom wiedzy i napisać książkę zupełnie o niczym.

I to moje zwątpienie było trochę niesprawiedliwe – książka ukazała się nakładem Copernicus Center Press, a to wydawnictwo zakłada odgórnie pewien (wcale nie najniższy) poziom wiedzy swoich czytelników. I choć Mała Księga zaczyna się od cokolwiek ogólnego opisu kształtu wszechświata, w różnych skalach, to już po chwili dość szczegółowo zabiera się za omawianie mikrofalowego promieniowania tła, jego badań, oraz wynikających z nich wniosków.

Dostajemy zatem wiedzę rzetelną, treść która dość szybko przechodzi od ogółu (pierwszy rozdział o sugestywnej nazwie „Podstawy”) do możliwie wyczerpujących (i przy tym możliwie zrozumiałych dla laików) informacji. Język nie jest banalny, nikt tutaj nie porównuje galaktyki do pizzy ani Saturna do hamburgera (widać czytelnik amerykański nie był domyślnym odbiorcą). Każde z zagadnień omawiane jest porządnie, bez unikania trudniejszych szczegółów. To miłe, gdy autor pokłada ufność w procesach myślowych czytelnika.

Rozdział drugi mówi o składowych częściach wszechświata, sporo miejsca poświęcając roli ciemnej materii i ciemnej energii (którą tutaj, po einsteinowsku nazywa stałą kosmologiczną) oraz hipotezom dotyczącym ich rzeczywistej natury. Page nie mydli czytelnikom oczu, nie ukrywa, że ciemna materia i energia są mu tutaj potrzebne jedynie w dwu celach: pokazać nam, że wszechświat jest w ciągłym tańcu, tańcu, w którym znamy ledwie piątą część kroków. I po drugie – wszystko się rozszerza, oddala od siebie (i tutaj chwała autorowi za to, że nie użył oklepanego obrazu nadmuchiwanego balona, a wysilił się nieco bardziej).

Potem dużo uwagi skupia się na mikrofalowym promieniowaniu tła, co cieszy mnie szalenie, gdyż w głowie co prawda noszę jakieś wyobrażenie o tym zjawisku, ale w dużym uproszczeniu składa się ono z zapamiętanego hasła „echo wielkiego wybuchu”, oraz mapy owego promieniowania, składanej przez kolejne satelity. Tutaj zatrzymujemy się przy tym temacie na dłużej, co pozwala przejść z mglistych ogólników do dokładnego zrozumienia: jak działa nasze rozumienie, jak z rozkładu temperatur we wczesnym wszechświecie wyciągamy cokolwiek konkretne informacje o jego dalszym, a nawet obecnym kształcie. Okazuje się, że to wcale nie wróżenie z fusów!

Książka Lymana Page’a to dla laika (w miarę ogarniętego laika) źródło wcale cenne – z mglistych wyobrażeń na temat naszego świata (a raczej na temat naszego rozumowania o świecie) wydobywa mnóstwo konkretów i pozostawia temat otwartym – ostatni dział – Granice kosmologii, jasno określa to, czego jeszcze nie wiemy i wskazuje kolejne kroki które trzeba poczynić – w teoretycznym rozumieniu świata i w jakości naszych obserwacji, aby zrobić krok naprzód.

Jedynym co działało mi na nerwy było kilkakrotne wykorzystanie małego palca, bądź też jego opuszka, jako miary objętości. A to tyle i tyle atomów się w nim mieści, a to tyle i tyle neutrin przebiega przez niego w ciągu sekundy… Nie można było napisać „centymetr sześcienny”?! Po pierwsze: Panie Page! Zostaw pan w spokoju mój mały palec! Po drugie: wcale nie jest aż taki mały!

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *