Type and press Enter.

W troskę spojrzenie zwrócone

„Zajmę się Herbertem”, pomyślałem, przeczytawszy pobieżnie dwa jego ostatnie tomiki i tyleż samo Miłosza. „Zajmę się Czułością”.
Kiedyś spędziłem wieczór w towarzystwie niezwykłego człowieka; jakiś czas wcześniej namawiał był mnie na poezję. Na jej, jak to nazywał, „rozczytywanie”.
– A więc Miłosz czy Herbert? – zapytał, a było to sześć lat temu.
– Herbert, oczywiście – odpowiedziałem. – Miłosz jest dla mnie zbyt odległy, trudny.
To były słowa wypowiedziane z pewnością, która później okazała się chwiejna. Dzięki Bogu, być może, mając siedemnaście lat, czytałem raczej wiersze: Dlaczego klasycy, Apollo i Marsjasz, Tren Fortynbrasa, a czego nie rozumiałem, podpowiadały święte źródła lub niezawodny Zygmunt Kubiak i inni mistrzowie. Miłosz, na wysokiej górze, chyba czekał.
Jakaś niewidzialna ręka oszczędziła mi czytania jego poezji, kiedy byłem na początku swojej drogi z literaturą, szczególnie tak – jak się później okazało – wymagającą. Nie deprecjonuję znaczenia ani doskonałości schedy, którą pozostawił autor Elegii na odejście. Mówiono o nim, że „zastyga w hieratycznym geście”, że może zostać jego poezja poddawana prostym alegorezom, a również, że jest łatwiejszy w odczytaniu, nie tak jak Miłosz poetycko przebiegły i elastyczny. Dla mnie obaj znaczą nieskończenie wiele, ale z różnych powodów. Herbert pozwolił mi też być „barbarzyńcą w ogrodzie”, ale to Miłosz, podążając tą metaforyką, powiedział, że „każde źdźbło trawy ma swój własny los”, pokazał i nazwał kwiaty i barwy, o których nie umiałem pomyśleć, ale przede wszystkim przekazał również coś, co czuje się podskórnie, ale „czego nie podejmuje się nazwać” nawet tak wielki mistrz tego ogrodu. Być może to jakieś metafizyczne przerażenie, szczególnie czytając niektóre z ostatnich, przedśmiertnych wierszy Miłosza. Ale Herberta również. Być może to gasnące z dnia na dzień światło dyktuje najbardziej szczere wiersze.
W trakcie pisania tego wstępu doszedłem do przekonania, że jednak należy spróbować. Więc z Czułości zostanie fragment zaledwie zapisany w tytule, a poniżej Jeżeli nie ma – praca właściwa. I znowu, raz jeszcze korzystając z biblioteki cytat, które udostępnia Miłosz, powtórzę słowo Baudelaire’a, które autor Trzech zim przywołuje w wierszu W Yale, a które wyrażają to, o czym myślę, myśląc o poezji: „Często, oceniając obraz, kierować się będę jedynie sumą idei i dumań, które pozostawi w moim umyśle”. Te słowa zapisał w 1855 roku.

***

Jeżeli nie ma

Jeżeli Boga nie ma,
to nie wszystko człowiekowi wolno.
Jest stróżem brata swego
i nie wolno mu brata swego zasmucać,
opowiadając, że Boga nie ma.

Homo sacra res homini, czytam, próbując na słowa przetworzyć jeszcze niejasne myśli o wierszu. Słuszna wydaje mi się interpretacja zakładająca kolistość tego wiersza oraz wyrażona w nim implicytnie, gdzieś pod warstwą pierwszego czytania, zdumiewająco jasno wyrażona treść oksymoroniczna. Jakże mówić o rzeczach najtrudniejszych do „brata swego”, którego spójnik pierwszej frazy może zasmucić? Być może właśnie to jest w Miłosza poezji nieustająco zachwycające: naprzemienność tonów, wyrażanie myśli najtrudniejszych słowem prostym i odwrotnie, a wreszcie wielka mądrość, która ciągle pozwala się odkrywać.
Bóg, po dwakroć, w nagłosie i wygłosie wiersza ujawniony, związany jest ze słowami „nie ma”. Ileż w tym sprzeczności, wszak „jest” zdaje się mówić autor. A w jednym z artykułów zamieszczonym w Internecie, czytam: „Rechoczącym cynikom, wbijającym ludziom w głowy, że nie ma dobra ni zła, że życie jest kłębowiskiem gryzących się szczurów, nie można powiedzieć: „Skazujecie siebie na męki wieczne”, bo śmieją się z wiary w życie po śmierci. Można jednak powiedzieć: „Skazujecie siebie na wygraną i to będzie dla was dostateczną karą”.
Te słowa – dziś – brzmią jak grom. I, myślę, komponują się z Jeżeli nie ma dosadnie.

***

„Bracia nasi”, których nie tknęła rozpacz bezsilnego mocowania próby wiary w Boga z początkiem kartezjańskiej maksymy dubito ergo sum, która wydaje się przodująca w świecie coraz to afirmującym nihilizm – czy są jeszcze tacy? Proszę o głos, wierzę w ich trwanie, lecz nie dostrzegam ich. „Bracia nasi” przepełnieni aurą kościołów, w których śpiewają Psalm 112, i – zaprawdę – „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, niechaj świat Boską chwałę opowiada” – jestem przekonany, że są oni, na każdym hektarze ziemi czynią dobro, wierząc w Boga, w którego wierzyli ich ojcowie; że słowa nieszporów, litanii i jeremiad generują w nich siłę, jakiej nie mają pozbawieni tego odcienia mistyki i niewzruszoności ludzie, którzy wybierają (ujmując rzecz skrótowo i starając się ją ubrać w stopnie hierarchii): ateizm, agnostycyzm lub wyrażoną przez Anzelma z Canterbury drogę wiary poszukującej zrozumienia.
W rozumieniu rozmodlonych, prostych ludzi chcę, czytając w ten sposób ten wiersz, iść za jego głosem. Z nieumiejętnie ukrywaną, dojmującą zazdrością.
Niesamowite, że Miłosz wyraża się bez ironii o swoich braciach, którzy są od niego mniej biegli w myśleniu. Czytam w jego wierszu, zamieszczonym w tomie Druga przestrzeń z 2002 roku, po prostu troskę. Może bardzo delikatnie podszytą lekką wyższością, ale ironię – po kilkukrotnym czytaniu – odrzuciłem jako pomysł na interpretację tego wiersza.

***

Jeżeli nie ma rozpoczyna się – tak sądzę – kryptocytatem z Braci Karamazow. Słowa: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone” wypowiada „sympatyczny ekscentryk i paradoksalista Iwan Fiodorowicz”, którego Albert Camus określił „czystą inteligencją bez Boga i miłości”. Najstarszy syn Fiodora Pawłowicza, odrzucając Boga i nieśmiertelność duszy, odrzuca również wiarę w cnotę, a to powoduje, że prawo religijne zostaje zdezawuowane na rzecz prawa przyrody niewierzących, które dozwala na popełnienie zbrodni jako „najszlachetniejszego wyjścia” z transgresyjnych sytuacji.
To rozważania zawarte w powieści Dostojewskiego; ale Miłosz – tak odczytuję ten pięciowers – bierze rzecz od drugiej strony, którą pojąć zdoła każdy, bez zawiłych teorii na temat Boga i praw moralnych. Miłosz przede wszystkim odpowiedzialnością za los człowieka obarcza człowieka, nie pozostawiając mu miejsca na domysły i dociekania, że być może Bóg weźmie sprawy pomsty i sprawiedliwości w swoje ręce. Że nastanie czas, w którym wszystkie roszczenia dojdą doniosłym głosem do sprawiedliwego umysłu Boga. Zdanie Iwana jest dla ludzi wiary spiętrzeniem bluźnierstwa. Albowiem Iwan powie: „Boga nie ma”. A więc wszystko wolno. Miłosz pisze: „jeżeli Boga nie ma”. I również: „nie wszystko człowiekowi wolno”. Miłosz powie: nie ma instancji, która zdolna jest usprawiedliwić podłość, wyrządzoną drugiemu człowiekowi. Stanie po jego stronie, powtórzy za tym, co napisał niemal pół wieku wcześniej: „Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta./ Możesz go zabić – narodzi się nowy”.
Chyba najistotniejsze – nie wybuchać nad krzywdą człowieka prostego. Nad jego pozornie prostą a niewzruszoną wiarą w Boga jedynego i w ciała zmartwychwstanie.

***

Czyż jestem stróżem brata mego? – odpowiada Bogu Kain w niedługo po pierwszym biblijnym morderstwie. Otrzyma zaraz znamię i poniesie je do końca swoich dni jak brzemię. Bóg w Genesis, jak też oczywiście w wielu miejscach Starego Testamentu, jest ludziom dostępny na innej zasadzie, niż w Nowym Testamencie. Wprost mówi, co robić, i kiedy. Jest jednak coś w postawie pierworodnego Adama i Ewy, doprawdy przejmującego: milczenie szóstego wersu czwartego rozdziału pierwszej księgi. Napomnienie, które Kain otrzymał od Boga, nie zostało z jakimikolwiek jego słowami skonfrontowane. Wers ten kończy się ciszą, a kolejny przenosi nas już w scenerię morderstwa.
Być może Miłosz celowo używa tego sformułowania Kaina przytaczanego wyżej za tłumaczami Biblii Tysiąclecia. Wprost ono naprowadza w przestrzeń odwrotną od nakreślonej w Jeżeli nie ma. I celnie dopowiada Tadeusz Różewicz w Unde malum? kontrastowy obraz rzeczywistości dla Miłoszowego wiersza: „Skąd się bierze zło?/ jak to skąd/ z człowieka/ zawsze z człowieka/ i tylko z człowieka”. Autor Hymnu o perle przedstawia piękną, ale utopijną refleksję na temat wymarzonej rzeczywistości.
Czwarty wers podobnie można potraktować – przypominając sobie wszak, że podobne słowa gdzieś już w Piśmie padły. Sięgnąć pamięcią i odszukać w – całkowicie odmiennym, ale i tak jakże cennym kontekście – słowa z Listu do Rzymian: „Gdy więc zasmucasz swego brata […] nie postępujesz już zgodnie z miłością” (14, 1). Postępowanie z miłością to mocna, żeby nie powiedzieć potężna deklaracja. Miłosz w Jeżeli nie ma nie uderza w stentorowy głos mędrca, napominającego z wysokiej góry, lecz raczej w prostych słowach ujmuję troskę. Troskę do prostego człowieka.

Ancel

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *