No, to skończyłem wczoraj czytać Jak to wyjaśnić? Popularyzacyjną książkę Kacpra Pitali. Książka w domyśle popularyzuje naukę, czy też próby naukowego rozumienia świata, warto dopowiedzieć, samego autora popularyzuje jedynie pośrednio.
Mój pogląd na podobne książki jest taki (dawno o tym nie pisałem, mogę sobie teraz bezkarnie powtórzyć w sumie cały akapit, bo nikt już nie pamięta ha!), że im więcej człowiek ich czyta, i im lepszym jest ich odbiorcą, tym szybciej przestaje być ich adresatem, bo już to wszystko wie. Pisanie takich książek to jest pisanie w superpozycji – dobrze jest je pisać i zarazem niedobrze jest je pisać. No bo przychodzi jakiś jegomość (mam przed oczami sprzedawcę encyklopedii z Monty Pythona!) i po raz setny chce opowiedzieć o wielkim wybuchu, o tym, jak działają gwiazdy, jak wygląda czasoprzestrzeń i tak dalej. Jeśli sięgasz po książki z „wszechświat”, „nauka” albo „kosmos” w nazwie, to najpewniej wiesz już o tych wszystkich rzeczach i w najlepszym wypadku dostajesz powtórkę z rozrywki, w najgorszym zaś paskudnie odsmażone, opite tłuszczem i przypalone kotlety, po których cierpieć będziesz wzdęcia niemożebne!
No ale mimo wszystko raz na jakiś czas jednak sięgam po książkę, która ma ambicję uczynić mnie mądrzejszym, ciekawszym (nie w tym sensie, że ja sam będę po niej ciekawszy dla innych, ale że moja ciekawość i głód wiedzy będą większe), bardziej ogarniętym człowiekiem. Okazuje się bowiem, że popularyzacja nie zawsze musi być odgrzewaniem kotletów, że wprawny popularyzator, tak jak wprawny kucharz, mając do dyspozycji te same produkty, potrafi sklecić z nich danie zupełnie świeże i wyjątkowe – tutaj doskonałym przykładem są książki Łukasza Lamży.
A dziś pojawia się Kacper Pitala, człowiek znany skąd inąd, w jednej ręce patelnia, w drugiej brokuł, pod pachą por, pomidory, śmietana i filet z kurczaka. W sumie nie mam po co budować napięcia, od razu więc napiszę, że chłop gotować potrafi, chamskiego kotleta nie zaserwuje, nikogo po tym brzuch zaboleć nie powinien. Jego książka nie przypomina systematycznego kompendium wiedzy o wszechświecie, w którym zaliczyć trzeba kolejne obowiązkowe przystanki – to jest raczej „strumień świadomości” dość nietypowe postoje wybierający, skupiony na mniej oczywistych obszarach nauki. Każde z poruszonych zagadnień obudowane jest szczelnie mnóstwem ciekawostek i naukowych faktów podanych w lekkiej, nie nadętej formie. Jednym słowem czyta się to dobrze – tak ze względu na język, jakim autor do nas mówi, jak i poruszane zagadnienia, książka dobrze wie czym jest i co chce zrobić – jest raczej po to, żeby zaciekawiać, prowokować, wywoływać pewien stan, w którym czytelnik, zaciekawiony tym, co przeczytał, zaczyna szukać dalej.
Tytuł zapytuje: Jak to wyjaśnić? Przyjrzyjmy się tedy temu, co autor zamierza wyjaśniać, bo lista poruszanych zagadnień stanowi w dużej mierze o tym, że przedsięwzięcie się powiodło. Autor opiera książkę na szkielecie z kolejnych dużych pytań, wokół których lawiruje tak, by końcówka odpowiadania na jedno pytanie, stawała się jednocześnie wstępem do pytania kolejnego. Najpierw pyta zatem: GDZIE JEST KOSMOS? Potem: CZYM JEST NIC? Po drodze zalicza też tak fascynujące tematy jak: CZY INNI LUDZIE SĄ PRAWDZIWI?, KIEDY JEST TERAZ, czy DLACZEGO NIE PAMIĘTAMY PRZYSZŁOŚCI? Jak widać, nie są to typowe tematy zajechane na śmierć przez popularyzatorów ostatnich dekad. Dobrze, bardzo dobrze.
Książka nie rzuca się wcale na karkołomne zadanie wyjaśnienia nam wszechświata na nowo, skupia się raczej na małym skrawku świata i ustawicznym, upartym i gorliwym drążeniu go. We wszystkich tych obszarach i w sposobie w jaki autor krąży wokół nich, wybrzmiewa dość mocno ludzki, humanistyczny pierwiastek – wielkie, globalne zagadnienia stają się tu nagle bardzo bliskie, osobiste, wręcz podskórne czasem, bo w centrum wciąż pozostaje człowiek, a nawet bliżej – ja. Zamiast pisać o wielkim i nieodgadnionym zagadnieniu, jakim jest czas, Pitala skupia się na tym jak JA odczuwam ten czas. Gdyba nad umiejscowieniem tego „ja”, sposobem w jaki „ja” przebywa w świecie, w jaki postrzega ten świat, jak jest umiejscowione w czasie i przestrzeni. No i w końcu: dokąd to „ja” zmierza. To są sprawy, które pana Pitalę interesują.
Wszechświat obserwowany nie przez teleskop w postaci jakiegoś odległego TAM, tylko właśnie badany STĄD przez ten instrument, którym przecież jest człowiek, którym jestem ja. Wszechświat staje się w tej wizji miejscem kameralnym, niemalże intymnym, gigantyczną (czaso)przestrzenią, w której, mimo jej ogromu znalazło się miejsce i czas na to małe, skromne „ja”, które patrzy na nią ze swojego punktu widzenia, które czuje przepływający nad nim czas, które zadaje sobie jakieś pytania i domaga się na nie odpowiedzi. Jest tu dużo – mam wrażenie – zachwytu spowodowanego tym byciem.
Co się z nami stanie? Nie wiem jak was, ale mnie pociesza myśl, że w zasadzie to… trochę jesteśmy tu uwięzieni. Tu, we wszechświecie. Cali my zostaniemy tutaj na zawsze.
Mnie tam zawsze cieszy, gdy w miejscach w których spodziewam się znaleźć tylko wiedzę ścisłą, znajduję spore pokłady takiego humanizmu. Fajnie. Weźcie se i poczytajcie.
niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy