Type and press Enter.

Piękno dla piękna | „Portret Doriana Graya” Oscar Wilde

Grafika inspirowana powieścią Oscara Wilde'a "Portret Doriana Graya".

Piękno dla piękna, artystyczny manifest, literatura gotycka; nazywajcie „Portret” jak chcecie. Jednego nie potrafię mu odmówić: piękna. Piękna. O, jak Irlandczyk operuje językiem i metaforą, zapewne nie pomogło mu podczas procesu, ale nie dziwi, że zjednało mu wydawcę, lorda i grono oddanych wielbicieli.

Na poziomie autobiograficznym najsłynniejszy portret Wilde’a pędzla Richardsa stanowi naturalny punkt odniesienia dla analizy. Ciekawym tropem interpretacyjnym jest również korespondencja autora, z której wynika, że powieść stanowi monolog rozpisany na trzy głosy. Basil Hallward to głos, z którym utożsamia się sam Wilde – pełen dobrej woli i miłości do piękna, tak żarliwej, że peszącej młodego Doriana. Ten ostatni jest projekcją Wilde’a – tym, kim autor chciałby być. Niewinnością wrodzoną, niszczoną przez trzeci głos – Lorda Henry’ego. Czyli tę postać, za jaką publiczność zwykła uważać samego Wilde’a.

Tak więc mamy biednego artystę, beznadziejnie zakochanego w pięknie, który tworzy swoje największe arcydzieło, przelewając duszę na obraz, oddzielając fizis od psyche dla wyśnionego ideału. Ideał ten niszczy obraz demoralizacji, rodzący się z podszeptów i plotek – z tych „złych spojrzeń”, które deformują piękno. Jak bardzo złe spojrzenia i słowa potrafią zranić i zniszczyć piękno – tylko po to, by niewinność mogła im ulec. by ostatecznie pozbawić publiczność zwycięstwa – przeistoczenia dzieła w potworność. Jakiś fragment mojego umysłu nie umie uciec przed proroczością tej wizji.

„Zatraciliśmy umiejętność nazywania rzeczy pięknymi” – pisał O.W. – a próżność i egotyzm splatają się dziś z moralnością i społecznym wpływem. Nawet najczystsze idee, gdy tylko zostaną wpisane w prawo, stają się własną karykaturą, coraz silniej wykrzywiającą rzeczywistość. Płatki śniegu przysypią każdą niezgodną z wyśnionym stanem rzeczy myśl. Oczywiście nie tylko te kwestie uderzają w „Portrecie”, mamy tu też opis społeczeństwa, pewną pośrednią krytykę estetyzmu angielskiego, który już dawno zamienił się w hedonizm. Kobiety to sfinksy bez tajemnic, mężczyźni – właściwie wymodelowane karły intelektualne popadające w coraz młodsze podniety.

Ówczesna socjeta niewiele robi, poza plotkowaniem, wzajemnymi oskarżeniami i gonitwą za indywidualnymi upodobaniami. A w ogólnym rozrachunku moralność i amoralność nie mają już rozgraniczenia. Więc czy każda działalność musi być artystyczną? Czy nawet w chodzenie po parku musimy wkładać duszę? I czy to za ten wciąż odnawiany pakt mamy kochać ludzi? A później odrzucać ich, gdy tylko każda iskra sił i talentu się wypali? Czy tylko maska codziennego znoju może być piękna? Czy kolaż jest cudowny, bo realizuje swoje cele estetyczne? A może to właśnie ta nieuchwytna spirala zwykłości, która pozwala zindywidualizować doświadczenie, sprawia, że patrzymy, nie mogąc odwrócić wzroku?

Czytajcie Irlandczyków. Patrzcie na świat. I pamiętajcie. Wszystko, czego sobie odmawiamy, nas truje, ale to w kwasie rodzi się miedzioryt.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *