Type and press Enter.

Po tamtej stronie szafy / Lew, Czarownica i stara szafa

Powrót do Narnii, tym razem na sam początek. Lew, Czarownica i stara szafa, dla wielu z nas, ludzi z dzieciństwem wypadającym na lata 80 i 90 minionego wieku, jest rzeczą znacznie większą niż kolejna, z listy lektur czytanych w przeszłości. Zetknięcie z wyobraźnią Lewisa, było jednym z pierwszych tak ważnych dla naszej wyobraźni spotkań.

W mojej pamięci, obok Niekończącej się opowieści, albo Labiryntu (ze wspaniałym udziałem Davida Bowie), serialowa adaptacja Opowieści z Narnii produkcji BBC, jest jedną z fundamentalnych treści, kreślących granice magii dzieciństwa. Serial w pełni aktorski, pełen wspaniałych (choć dziś nieco już śmiesznych) strojów i rekwizytów, jakiejś dziwnej teatralności i umowności, zawładnął moją wyobraźnią, na stałe wykuł sobie miejsce w pamięci.

Po jakimś czasie, gdy stan dziecięcy miałem już za sobą, wciąż jednak dorosłym nie będąc, przeczytałem całą Narnię. Jakim zaskoczeniem było odkrycie, że cała ta magia, o której myślałem, że została gdzieś tam, hen, daleko za mną, jest nadal obecna! Mało tego – jej strumień, lejący się z lektury, był wielokrotnie obfitszy niż zapamiętałem! W międzyczasie Narnia z papieru i małego ekranu, przeniosła się do kin, stając się po raz kolejny ważnym wydarzeniem dla kultury masowej. To bardzo dobrze, kolejne pokolenie zostało porwane na tamtą stronę szafy! (Ekranizacje stanęły w miejscu po trzeciej części, dowiedziałem się jednak, że w przyszłym roku ruszają zdjęcia do Srebrnego krzesła – minęła dekada, zatem film, a wraz z nim ciekawość i fascynacja jego światem, trafi do kolejnego pokolenia!).

I ja, na fali filmowej popularności, wróciłem przed kilku laty do Narnii. Choć magia nie zniknęła, kolejne podejście sprawiło, że dostrzegłem pewne niedociągnięcia, zwłaszcza w późniejszych tomach, choć i część pierwsza nie była od nich wolna. Miałem wówczas wrażenie wielkiej skrótowości, z jaką pisał Lewis, kładł główny nacisk na sceny symboliczne i alegoryczne, wszystkie pozostałe miały służyć doprowadzaniu do nich. Nie zmniejszyło to w żadnym stopniu moich zachwytów, po prostu uznałem, że tworzywo nie idzie w parze z zachwycającą treścią.

Jak Lew, Czarownica i stara szafa wybrzmiewa w 2017 roku, podczas naszego trzeciego książkowego spotkania? Fantastycznie!

Lewis umieszcza swoją powieść w realiach doprawdy ponurych: jest wojna, trwają bombardowania. Dla bezpieczeństwa, pewne rodzeństwo zostaje wysłane na wieś, do pewnej starej posiadłości. I pobyt ten nosi niby wszystkie znamiona wakacji, w tle jednak huczy zły i ponury świat, nawet zabawy odbywają się pod pewną presją. Wielki, tajemniczy dom, również wtrąca w tę ponurość swoje trzy grosze. To właśnie w nim, w jednym z jego najnudniejszych pomieszczeń stoi pewna stara szafa… Lewis sprawia, że jego bohaterowie jednym krokiem pokonują odległość między tym ponurym światem, a najbardziej fantastycznym miejscem, jakie można by sobie wyobrazić. Największą magię umieszcza tuż za progiem codzienności, tuż za drzwiami starej szafy.

To, co mnie ostatnio raziło, tym razem okazało się wielkim plusem. Narnia to jest mistrzostwo świata w kategorii nielania wody. Gdy powracam do czytanych wcześniej książek i oglądanych już filmów, w zasadzie każdorazowo natrafiam na momenty dłużyzn, które najchętniej bym omijał, na których często się nudzę. Lew, Czarownica i stara szafa to jest historia opowiedziana jednym tchem, bez zbędnych scen, czy opisów. Jakże wspaniale brzmią w niej echa starego opowiadania, w którym baśnie, przechodząc z ust do ust wciąż żyły, zawierały tylko to, co konieczne. Narnia jest swego rodzaju odrodzeniem baśni. Żywym i świeżym do dziś.

To jest magia. Lewis potrzebuje zaledwie kilku stron dla rozpisania czwórki postaci, umieszczenia ich w ciemnych realiach i otwarcia przed nimi zupełnie nowego świata w najmniej spodziewanym miejscu. I żaden z tych elementów nie jest potraktowany pobieżnie. Bomby huczą gdzieś w oddali, ciemne korytarze z jednej strony fascynują, z drugiej nudzą, dzieci to wyraźnie nakreślone charaktery (autorowi starcza kilka gestów, wymiana zdań, kłamstwo, płacz… i czwórka bohaterów już żyje), a sama Narnia, już w pierwszej scenie nie pozostawia wątpliwości: to jest prawdziwa baśń.

Nie da się patrzeć na tę opowieść, nie dostrzegając jej elementów symbolicznych i alegorycznych, i dalej: patrząc na nie, nie można nie dojrzeć nawiązań do chrześcijaństwa. Lew…, poza tym, że jest opowieścią o walce dobra ze złem, o tęsknocie i wyczekiwaniu na słońce, na dobro i ciepło, jest też dość dosłownie nakreśloną opowieścią o zbawieniu (nie będę wymieniał konkretnych scen, kto czytał, ten wie, że niektórych rzeczy nie da się zinterpretować bez zahaczania o chrześcijaństwo i teologię). Ten ukryty, przemycany alegoryczny ładunek, jest istotą każdej baśni, nic więc dziwnego, że i tutaj autor pędzi co sił, by wziąć się za to, co najważniejsze.

Trzecie przejście przez szafę uznaję za najlepsze do tej pory. Może to wiek, ale w końcu doceniłem zwięzłość, pewną konsekwencję, z jaką Lewis śpiewa swoją opowieść. Opowiada tę baśń, a my, słuchający, dobrze wiemy, że nie kłamie; dobrze wyczuwamy kryjącą się między słowami magię i tajemnicę. Wciskamy nos w sprawy tego świata ze zwykłej ciekawości, z której zrodzić może się chyba tylko oczarowanie i zachwyt, bo świat za drzwiami starej szafy, to miejsce do którego wszyscy chyba, bardziej lub mniej świadomie, tęsknimy.

Wasz Paweł M
Grafika: Lew, Czarownica i stara szafa, Media Rodzina. Ilustracja Pauline Baynes.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 comments

  1. jakie to wydanie? z czyimi ilustracjami?

    1. To część siedmiotomowego wydania z Media Rodzina, 2005.
      Ilustracje Pauline Baynes.
      Pozdrowienia!

      1. dziękuję!