Type and press Enter.

Myśli małoduszne / Katylina i plwocina

Podobno to w komentarzach do Tory z siódmego stulecia po raz pierwszy padło zdanie „mowa jest srebrem, a milczenie złotem”. Pod piórem polskiego eseisty i erudyty Jerzego Stempowskiego przybrało ono formę mówiącą o milczeniu jako właściwej postaci myśli. Oczywiście, zabierając głos, przyjął Stempowski mniej właściwą postawę i trochę nad tym ubolewał. Dziś, jak się zdaje, nikt nie ma już podobnych skrupułów.

Byłem niedawno świadkiem dyskusji, w której jeden z rozmówców wyraził – w sposób stanowczy – przekonanie, iż niezawodnym świadectwem silnej osobowości są zdecydowane poglądy. Dalszy tok wywodu pozwolił mi zrozumieć, że dżentelmen ów myli poglądy zdecydowane ze skrajnymi.

Jest to dziś niestety mechanizm dość powszechny, noszący znamiona bezrefleksyjnej mody (choć ciężko raczej wyobrazić sobie inną odmianę mody; w strukturze tego zjawiska nie mieści się głęboki namysł). Skoro zaś nastała taka moda, należy oddać jej pokłon poprzez głośne zamanifestowanie zdania z któregoś końca skali możliwych zdań. Poglądy wyważone spotkają się z nikłym lub żadnym wręcz odzewem, nie tylko dlatego, że nie są modne ani „zdecydowane”, ale też z tego powodu, iż trudniej na nie gwałtownie zareagować, a ich autora odsądzić od czci.

Nastał czas, w którym budzą się demony. Zamiast rozumu, ludźmi powodują emocje gotowe rozpalić się od byle iskry. Wygórowane oczekiwania i niemożność ich spełnienia powodują narastającą frustrację. Z drugiej strony, dać jej ujście i zabłysnąć jest dziś znacznie łatwiej niż kiedyś. Droga do rozgłosu – że wspomogę się jeszcze na chwilę Stempowskim – bardzo się skróciła od czasów sprzysiężenia Katyliny. Tyle że i waga rozgłosu jest dziś nieporównywalnie lżejsza.

„Nie znam się, więc się wypowiem”. To prześmiewcze podsumowanie tej przykrej tendencji jest wyjątkowo celne. „Zdecydowane” poglądy wyrażane są bez należytego zapoznania się z faktami i bez koniecznego nad nimi namysłu. Społeczeństwo informacyjne sprzyja ułudzie wiedzy dostępnej na wyciągnięcie ręki. Ta wiedza jest jednak powierzchowna i nie nadaje się na podstawę kategorycznych sądów na temat złożonych zagadnień.

Ilość wiedzy wciąż bowiem przyrasta, a specjalizacja nie zatrzymała swego biegu. Aby móc wiążąco wypowiedzieć się w danej kwestii, należy ją uprzednio rzetelnie przestudiować. Tymczasem nawet nauka to przecież z definicji sztafeta błędów i pomyłek. Ci, którzy poświęcili jej całe życie i są najbardziej powołani do orzekania, wiedzą, iż nie sposób nie wątpić.

Osobną kategorię stanowią sądy moralne. Jeśli, jak chce wiele systemów religijnych, człowiek ma przyrodzoną zdolność odróżniania dobra od zła, to na tych, którzy z rozmysłem twierdzą, że dobre jest to, co w istocie jest złe, spoczywa szczególna odpowiedzialność. Mało kto umie dziś jednak właściwie ocenić wagę słowa.

Diagnozowane tu zjawisko należy rozpatrywać w szerszym, również historycznym kontekście. Wśród jego przyczyn trzeba wymienić systematyczną eksterminację polskiej inteligencji przez „życzliwych” sąsiadów, kilkadziesiąt lat pod sowieckim butem, transformację ustrojową i będące jej następstwem przetasowanie stratyfikacji społecznej oraz kryzys tego, co z inteligencji pozostało, rozwój technologiczny i w końcu całkowite skompromitowanie instytucji autorytetu.

Wspominany przez Owidiusza szacunek dla siwej głowy jest dziś ledwie mglistym wspomnieniem. Na nawozie przywołanych powyżej przyczyn kryzysu wyrosło nowe i skarlałe pokolenie autorytetów, wsławione to publicznym pokazaniem pośladka, to umiejętnością defasonowania cudzych twarzy. Ten wąski, bądź co bądź, zakres specjalizacji nie przeszkadza nowym autorytetom wypowiadać się na tematy jak najbardziej od tychże specjalizacji odległe. Słowa te spora część społeczeństwa, niewyposażona w narzędzia krytycznego rozumowania, traktuje jak wyrocznię.

Może to i dobrze, że prawdziwe autorytety niemal co do jednego już powymierały, bo nie tylko z przykrością przyjęłyby obecny stan rzeczy, ale i doświadczyły na własnej skórze zwyczaju opluwania każdego, kto nie z nami. Niektóre zdążyły się zresztą jeszcze załapać na swoją porcję plwociny.

Co chyba najbardziej oburzające, przywołane w niniejszym tekście zjawiska nie ominęły niestety obszaru eseistyki. Kiedyś parali się nią wyłącznie erudyci, dziś próbują w niej swych sił różne typki o podejrzanej proweniencji.

utracjusz

Grafika: Cesare Maccari – Cyceron demaskujący Katylinę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *