1
Czy pamiętacie ten ogród… Czerwień… Słońce…
*
Gilbert Keith Chesterton stworzył dorosłego bohatera, który dzięki swoim dziecinnym przymiotom poskramia zagadki kryminalne. Detektyw-samouk-poeta-samouk wiąże garnek z hełmem jak igłę z lancetem. Rozwiązując na oczach zdumionych towarzyszy węzły kolejnych zagadek, sięga jednak po stare narzędzia śledcze dorosłych: logikę, retorykę, rachunek prawdopodobieństwa, a nawet morał! A przecież jako pięciolatek (tak jak my wszyscy) potknął się o martwą żabę i stwarzał żabom błękitnoróżowe nieba. Czyż nie?
Aby rozliczyć zamach na ojca, Hamlet zrzuca bezbronną już opończę dzieciństwa, zakłada maskę szaleństwa i sięga po ironię: dojrzałą broń zdradzonych i opuszczonych. Jest gotów wykląć matkę, jeśli ta dla osłony zbrodni sięgnie z kolei po szantaż macierzyński – broń dobrodusznych matek przeciw dorosłym dzieciom.
Co wiemy o dzieciństwie Orfeusza? A przecież musiał pamiętać pieśni i melodie pierwszych lat życia, kiedy grał o wszystko dla Hadesa i Persefony. Zszedł po martwą Eurydykę, spodziewając się zastać ją w życiu sprzed śmierci. A przecież w kluczowym momencie należało zostawić za sobą muzykę dzieciństwa, a nawet bliższe pamięci narodziny miłości… Nieuwaga była więcej niż kosztowna: pogrzebała „dziś” kochającego zamiast pogrzebać dziecko w nim. Nie od dziś wiadomo, że nieuwaga uniemożliwia spotkanie, a tęsknota za wczoraj wciąż każe przecierać oczy po przebudzeniu.
Ba! Nawet piłkarze wracają do krain dzieciństwa, szturmując stare, ustałe dziś granice między nostalgią a autopromocją. Jakub Błaszczykowski wrócił po latach do Krakowa i stworzył wokół klubu legendę odkupienia bankructwa, zarazem sycąc serca wyznawców legendy „piłkarskich ikon”, całujących jego herb tak po zdobytym golu, jak po sromotnej klęsce. Minęły dzieciństwo i młodość kariery, ale one trwają: Wisła Kraków, idea wiecznego powrotu.
Czy coś łączy Błaszczykowskiego z Orfeuszem? Oczywiście nic poza (tak, pamiętamy o „proporcjach”) gestami oczu, zwróconymi w ukochaną przeszłość. Ktoś dobroduszny powie, że tracki śpiewak miał do stracenia wszystko, a polski piłkarz najwyżej nostalgiczną przygodę na sportowej emeryturze. Któż im jednak kazał przekupywać bogów krainy umarłych? (Zresztą: kolejny następca Hadesa w Wiśle Kraków nie zna się na piłce tak jak legendarny władca. A więc i łatwiej go ograć!). Ta sama rzeka za drugim razem porywa inaczej: wiedzą o tym i topielec, i dziecko. Piłkarz z pola może zyskać „drugie życie” do czterdziestki, a bramkarz nawet później. Kiedy zacznie symulować kontuzję, kibic gotów będzie znieść go na noszach i zawieźć, gdzie trzeba. „Jak się umiera po raz drugi?” – pyta Eurydyka[1] w sarkastycznej prozie Herberta, odpowiadając zarazem na hazard Orfeusza.
Można zapytać o dzieciństwo Świętego Mikołaja[2], ponieważ nikt nie rodzi się świętym. Pamiętam ten pierwszy kosztowny błąd jednego z rodziców: błąd, który pozwolił mi otworzyć oczy szeroko i najpierw zapłakać, aby po latach uśmiechnąć się bez żalu. Wystarczyło w grudniowy poranek potknąć się na jakimś przedmiocie, zastawionym jak pułapka w dziecinnej komnacie. I już: gotowe. Następnego roku stajemy się wspólnikami legendy, odbierającymi listy od młodszych sióstr i braci.
Adam
[1]I to kogo: tego wiecznie młodego Hermesa!
[2]Tego wspaniałego dziadka, któremu wystarczyło zamienić w dowodzie krainę dzieciństwa!
Obraz w zdjęciu głównym: William Banks Fortescue