Rembrandt maluje lekcję anatomii. Anatomia – rzecz cielesna, namacalna i rzeczywista – tutaj od codzienności i zwykłości zdaje się lekko odbiegać. I nie chodzi tu wcale o to, że to Rembrandt, że obraz sam w sobie jest wydarzeniem niezwykłym w dziejach malarstwa. Nie, tutaj światło i cień, a wraz z nimi cała scena pokazują pewne przedstawienie, pewne udawanie, rzecz niecodzienną.
Sama lekcja anatomii ma miejsce w styczniu 1632 roku, lekcja to niezwykła, powtarzająca się z roczną częstotliwością. Amsterdamska gildia chirurgów raz w roku otwiera swoje wrota i wpuszcza do środka widzów. Za odpowiednią opłatą można wejść, można się rozsiąść, wniknąć na chwilę w światły świat nauki, zajrzeć pod podszewkę wielkiej tajemnicy! Sekcję przeprowadza doktor Tulp, Amsterdamczyk znakomity, piastujący swego czasu stanowisko tamtejszego burmistrza, człowiek prawy, światły i uczciwy. I tutaj pierwsza niezwykłość rembrandtowego obrazu – mówimy lekcja anatomii – i nasze wyobrażenie jest jasne: panuje w nim cisza, pełne powagi skupienie, widzimy zmarszczone brwi w pełnych namaszczenia zmaganiach myśli ze światem. Ale Lekcja anatomii namalowana przez Rembrandta to świat całkiem inny. Rzecz jasna sili się na tę atmosferę zmagań z tajemnicą, ale w gruncie rzeczy jest tylko pokazem, widowiskiem, udawaniem. Popatrzcie Państwo na doktora Tulpa – on nie odkrywa, on nie bada, nawet nie naucza – on pokazuje, ma świadomość przedstawienia, wtajemniczania ludzi w zagadnienia im obce. A teraz popatrzcie na twarze ludzi biorących udział w pokazie, co się na nich maluje? Jest zaciekawienie i dociekliwość, jest zdziwienie, niedowierzanie jakby, jest fascynacja, jest ciekawość. Każdy z tych mężczyzn odczuwa coś innego, wkraczając w świat nieznany – okazja nieczęsta, przecież raz do roku tylko na podobne spektakle pozwalano. Trzeba patrzeć, możliwie łapczywie, możliwie dużo zobaczyć, wynieść, zapamiętać, zrozumieć!
Rzecz druga – światło i cień. U Rembrandta lubią one podawać sobie ręce, współistnieć, mieszać się w sposoby niezwykłe. Tutaj nie ma żadnego mieszania się. Czarne szaty, ciemne tło i jasnymi granicami odcinające się od nich: twarze, ręce, trup, kołnierze. Ciemność nie ma tu dostępu, jaka duma musiała towarzyszyć pędzlowi kładącemu kolejne pociągnięcia! Oto jasny człowiek wkracza w ciemność, a ciemność ustępuje! Natura usiała cały świat licznymi zagadkami, sama w sobie będąc tajemnicą, ale oto wkracza w nią biały odkrywca, wobec którego ta zdaje się być bezsilną. I – jakże przewrotnie – momentem najjaśniejszym, niejako źródłem światła, jest tutaj sam przedmiot tajemnicy, śnieżnobiały trup. Ciało, które do tej pory zachłannie skrywało swoje sekrety, teraz musi ustąpić, wyjawić wszystko, świecić jak słońce. Blask jego odbija się na kolejnych twarzach-księżycach, najpierw tulpowej, potem następnych i tak cała grupa jaśnieje w mroku tajemnicy. I ręce – widać tylko dłonie prowadzącego, to on wskazuje, podbija gestami i pracą. Dwa światy i nieprzekraczalna granica między nimi. Albo czerń, albo biel, nic pomiędzy. Odkrywanie tajemnicy i spektakl.
Adriaan Arisz. Trup. Samo badanie ciał w celach naukowych mogło budzić wątpliwości moralne, o ileż bardziej kontrowersyjnym musiało być rozcinanie ciała, zaglądanie do środka na potrzeby pokazu, przedstawienia! Potrzeba zatem jakiejś okoliczności łagodzącej. Sekcje przeprowadzano na ciałach straconych przestępców. Pozostaje więc zapytać, czym pan Arisz zasłużył sobie na wyjątkowe miejsce, miejsce w pierwszym rzędzie historii malarstwa? Kradzież płaszcza, płaszcz ukradł. Jako recydywistę, za to, cokolwiek błahe przewinienie, spotkała go kara najwyższa. I tak oto trafia na stół, mrok już rozpięty, jasność już rozlana, ręka rozcięta, zaciekawione, zdumione spojrzenia. Doktor, widzowie, malarz i my, widownia całych wieków, wszyscy już gotowi, możemy ruszać. Przewrotnie zaczyna Rembrandt przedstawiać lekcję od ręki – od brzucha, podobno, winno się zaczynać. Ale to jest Ardiaan Arisz, którego właśnie ręka tutaj przywiodła. Czyniła zło, teraz czyni dobro, przynosi wiedzę, zrozumienie. Proszę spojrzeć, mówi doktor Tulp, patrzymy.
Paweł
One comment
Dziękuję za ciekawe poprowadzenie przez zakamarki obrazu Rembrandta.